No i stało się; minister ds. kultury Niemiec Bernard Neumann oficjalnie ogłosił powstanie Centrum upamiętniającego niemieckie przesiedlenia z końca II wojny światowej.
Zatwierdzony budżet projektu wynosi 29 mln euro, a nadzorująca go fundacja „Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie” (w której większość stanowią reprezentanci Związku Wypędzonych Eriki Steinbach) wybrała już biuro architektoniczne. Termin ukończenia inwestycji planowany jest na 2016r.
Rangę tego przedsięwzięcia podkreśla osobisty nadzór w/w ministra, który obiecuje umieścić w powstającej placówce informacje o innych, europejskich wypędzeniach wojennych. Ponieważ jednak stanowisko Polski (wg DPE) uznaje powstanie Centrum za wewnętrzną sprawę Niemiec – nie sądzę, aby za pieniądze niemieckich podatników zechciano szczególnie zajmować się traumatycznymi losami wysiedlonych polskich rodzin.
Z przekonaniem graniczącym z pewnością można więc przyjąć, że wyraźnie zauważalny ostatnio trend wybielania historii nazistowskich Niemiec otrzyma znaczne wsparcie finansowo-instytucjonalno-medialne…
A co u nas w tym temacie? W sierpniu 2008r. ogłoszono wyniki konkursu Agencji Filmowej TVP S.A. na scenariusz filmu fabularnego i serialu telewizyjnego opisującego wysiedlenia Polaków przez Niemców w czasie II wojny światowej. Na 98 zgłoszonych propozycji Jury zdecydowało się skierować do realizacji opisaną przeze mnie autentyczną historię wysiedlenia mojej rodziny (vide:
www.polskatimes.pl/artykul/37953,polacy-i-niemcy-wspolnie-zrobia-film-o-wysiedlonych,id,t.html
Temat na tyle zainteresował ówczesnych decydentów TVP, że rozszerzyli ilość odcinków serialu z czterech do siedmiu.
Polscy dziennikarze wykazali powściągliwość w informowaniu o nowym, historycznym projekcie filmowym. Niemieccy żurnaliści – wręcz przeciwnie; zapamiętałem zwłaszcza redaktora niemieckiego radia, który ścigał mnie po całej Polsce, chcąc wydobyć ze mnie informacje "czy i na ile mój film zaszkodzić może jego ziomkom". Ogólnikowe stwierdzenia, że „…opiszę tylko prawdę przekazaną mi przez mego ojca…” zaniepokoiły go w najwyższym stopniu. Mój sympatyczny rozmówca (posługujący się zresztą niezłą polszczyzną) bagatelizował przy tym cały czas znaczenie Eriki Steinbach we współczesnej niemieckiej polityce… Fragmenty tego wywiadu (z tłumaczeniem) ukazały się potem w niemieckim radiu…
Czy naprawdę niemiecki dziennikarz mógł się czego obawiać? Zwłaszcza, że w pierwotnym zamyśle współproducentem obrazu miała zostań niemiecka firma „Beta-Film” (producenci oskarowego „Życia na podsłuchu”)…
Myślę, że jako „oddelegowany” do spraw polskich był świetnie zorientowany w naszej historii. Nawet u nas mało kto słyszał o tym, że na włączonej do III Rzeszy Ziemi Dobrzyńskiej masowe mordy i eksterminacja ludności polskiej rozpoczęły się wczesną jesienią 1939r. Nie zamilkły jeszcze strzały ostatnich broniących się zaciekle polskich żołnierzy, a już w moim rodzinnym Rypinie nastąpiły aresztowania obejmujące (wg wcześniej przygotowanych, precyzyjnych list) miejscowe elity. Torturowani i mordowani okrutnie w piwnicach gestapo ginęli w pierwszym rzędzie nauczyciele, księża, ziemianie, urzędnicy państwowi, żołnierze, policjanci, bogatsi przedsiębiorcy, rzemieślnicy, kupcy, przedstawiciele organizacji patriotycznych itp.
W pobliskich lasach skrwileńskich rozstrzeliwano na masową skalę dowożonych ciężarówkami obywateli II RP: ginęli mężczyźni, kobiety, nawet dzieci. W pamięć zapadła mi zwłaszcza historia kaźni 50 harcerzy przywiezionych przez Selbstschuts (oddziały paramilitarne, składające się z miejscowych Niemców) aż z Grudziądza. I śmierć 14-latka, jadącego furmanką przez wieś z biało czerwoną flagą trzymaną ostentacyjnie w dłoni…
Ofiary grzebano zbiorowo w ogromnych (15x20m) dołach. Kiedy już okupanci zlikwidowali inteligencję i sfery przywódcze – prześladowania przeniosły się na pozostałych mieszkańców polskiego pochodzenia.
O skali represji niech zaświadczy fakt, że np. z 3,5 tysięcznej mniejszości żydowskiej Rypina pozostało w styczniu 1940r zaledwie 7 osób… Przetrwali tylko ci, co mieli niezbędne dla funkcjonowania miasta profesje…
Do opuszczonych domów, sklepów, majątków, gospodarstw, warsztatów itp. sprowadzano niemieckich osadników z Bawarii, Besarabii, krajów nadbałtyckich…
Ze względu na włączenie tego obszaru do III Rzeszy miasta takie jak Rypin, Lipno, czy Golub-Dobrzyń podlegały rygorom znacznie bardziej surowym niż te obowiązujące na terenie tzw. Generalnej Guberni. Nauka (ograniczona zrazu do 4 klas szkoły podstawowej) została zakazana w ogóle, a obowiązek pracy obejmował wszystkie polskie dzieci w wieku od 10 lat wzwyż (w GG – od 14 lat).
Jedynym ratunkiem przed fizyczną likwidacją lub wysiedleniem do obozów w GG było dla miejscowych Polaków podpisanie volkslisty… Mój dziadek Teofil Makowiecki (legionista) – namawiany kilkukrotnie przez swych niemieckich sąsiadów zdecydowanie odmawiał. Przypłacił to życiem, a cała jego rodzina – wysiedleniem, obozem, wojenną poniewierką. Z tego też powodu mój ojciec Stanisław (dwunastolatek zaprzęgnięty do niewolniczej pracy na rzecz 1000-letniej Rzeszy) wielokrotnie balansował na krawędzi życia i śmierci. Kiedy w 1945r. wyzwoliły go czołgi gen. Maczka, był w stanie krańcowej anemii, która spowodowała u niego przejściową ślepotę… I to właśnie jego wspomnienia posłużyły mi za kanwę do napisania zwycięskiego scenariusza dwugodzinnej fabuły fimowej i 7 odcinków serialu tv o całej prawdzie wysiedleń II wojny światowej.
Opowieść mego taty ma dziś szczególne znaczenie, ponieważ (jako jedna z nielicznych żyjących jeszcze osób), uczestniczył w dwóch wojennych migracjach:
– Po raz pierwszy, gdy o północy, w ciągu 5 minut wyrzucono go wraz z rodziną z własnego domu – wprost do bydlęcych wagonów wiozących ich do obozu przejściowego w tzw. „szmalcówce” w Toruniu…
– I po raz drugi, gdy jako niewolnik III Rzeszy zmuszony był (pod groźbą pistoletu, jako furman) ewakuować się wraz ze swoimi niemieckimi „właścicielami” w głąb Meklemburgii, w dobrze zorganizowanej (aprowizacja, postoje, majątek wywożony na wozach) ucieczce przed nadciągającą Armią Czerwoną…
To porównanie obu „wypędzeń” nie spodobałoby się zapewne Erice Steinbach. Dla niej i jej ziomków historia II wojny powinna zacząć się w 1943r., gdy Niemcy – atakowani ze wszystkich stron – zaczęli na własnej skórze odczuwać skutki uruchomionej przez siebie lawiny zniszczeń, gwałtów, bombardowań, śmierci…
Ja to na swój sposób rozumiem.
Nie pojmuję natomiast polityki grubej kreski strony polskiej, mającej w swych rękach gotowy argument do międzynarodowej debaty o PRAWDZIE HISTORYCZNEJ… Gdyby Erika Steinbach dostał do ręki „lustrzane odbicie” mojego scenariusza, gotowy film w gwiazdorskiej obsadzie czekałby już w kolejce do Oskara… I nie jest to sprawą finansów (kasowy film może zarobić na siebie). Raczej – dobrej woli…
Lech Makowiecki
P.S. Od dwóch lat gotowe, artystycznie i merytorycznie zaakceptowane scenariusze zalegają na półkach Agencji Filmowej TVP S.A. Nie ma ponoć pieniędzy (!?) na realizację tej wzruszającej, do bólu prawdziwej historii jednej z milionów polskich rodzin, dotkniętych okrucieństwem wojny…
Ze względu na tematykę (splatające się wątki polsko-niemiecko-żydowsko-kaszubskie) film ma szansę na międzynarodową publiczność. Wbrew temu, czego mogliby obawiać się ziomkowie p. Steinbach – nie jest to wcale łopatologiczna, czarno-biała, antyniemiecka „story”. Oś fabuły – to młodzieńcze, idealistyczne uczucie dwojga sąsiadów – Polaka i Niemki, z wojną w tle, determinującą ich tragiczne losy. Uczucie, które zmienia się z czasem w wielką, niespełnioną miłość – znajduje po latach swój zaskakujący, wzruszający finał.
Jestem pewien, że dla potencjalnych udziałowców byłaby to doskonała inwestycja. A dla nas wszystkich – PRAWDA o tamtych trudnych czasach…
Z cyklu – znalezione w sieci: „SZLOCH” to jedna (ale nie jedyna) z moich ballad, które mogłaby znaleźć się w w/w filmie. Na szczęście płytę sam mogę sobie sfinansować…
Inzynier z wyksztalcenia, songwriter i grajek z wyboru. Niepoprawny romantyk, milosnik Historii - oceanu wiedzy o tym, co nas moze spotkac. Fan Mickiewicza i Pilsudskiego - ostatnich Wielkich Polaków majacych mega-wizje bez udzialu dopalaczy...