1. W ostatni wtorek minister finansów przeprowadził już drugą operację odkupu bonów skarbowych, których zapadalność przypadała na II połowę 2012 roku. Pierwsza odbyła się 8 dni temu.
Jak podano wtedy w komunikacie ministerstwa, odkupiono bony o wartości ponad 2,2 mld zł po atrakcyjnych cenach, choć zamiarem resortu był wykup za jeszcze większą kwotę. Daje to szansę zmniejszenia długu publicznego o około 0,15 % PKB.
Stąd zapowiedź ministerstwa finansów, że aukcja odkupu bonów skarbowych zostanie powtórzona jeszcze w tym roku. I właśnie we wtorek odkupiono kolejne bony za prawie 2,5 mld zł co stanowi z kolei około 0, 16% PKB.
Ta determinacja Ministra Rostowskiego w wykupowaniu bonów skarbowych, których termin zapadalności przypada dopiero na rok następny, potwierdza tylko w jak trudnej sytuacji muszą znajdować się nasze finanse publiczne, skoro dokonuje się takich dziwnych transakcji.
2. Także wczoraj minister finansów za pośrednictwem BGK dokonywał interwencji na rynku walutowym wymieniając euro pochodzące z budżetu UE na złote, w ten sposób rozpoczynając poświąteczny proces umacniania złotego, który zakończy się 31 grudnia. Bo to po kursie z tego dnia przeliczy on część długu wyrażoną w walutach obcych, wynoszącą już ponad 200 mld zł.
Te swoiste interwencje na ryku walutowym dokonywane przez BGK, to zresztą stała praktyka całego roku 2011. W ten sposób zamieniono na złote już 6 mld euro w dużej części nie wypłacając ich beneficjentom projektów unijnych. Wynoszący ponad 12 mld zł na koniec 2011 roku deficyt budżetu środków unijnych pokazuje, że i w ten sposób minister finansów potrafi finansować potrzeby pożyczkowe państwa i przynajmniej przejściowo zmniejszać dług publiczny.
Z arsenału środków jakie ma do dyspozycji minister Rostowski na kilka ostatnich dni grudnia, zostały jeszcze transakcje spotowe, sztucznie zmniejszające dług publiczny w grudniu, aby znowu w styczniu powrócić do stanu poprzedniego (takie operacje były prowadzone w 2010 roku na sumę aż 7 mld zł).
3. Te wszystkie operacje minister finansów przeprowadza tylko po to aby dług publiczny w relacji do PKB w dniu 31 grudnia nie przekroczył 55% PKB (i to liczonego metodą krajową, bo według metody unijnej ten próg został przekroczony już w styczniu tego roku) czyli tzw. II progu ostrożnościowego z ustawy o finansach publicznych.
Te dwa progi (wcześniej przekroczony został próg 50% PKB, tzw. I próg ostrożnościowy) zostały wprowadzone pod koniec lat 90-tych poprzedniego stulecia i miały na celu uruchomienie procesów ostrzegawczych w finansach publicznych, po wpisaniu do Konstytucji RP wynoszącego 60% PKB limitu długu publicznego.
Jak widać nie tylko nie uruchomiły tych procesów ostrzegawczych, bo w ostatnich latach zadłużaliśmy się jak szaleni (dług wzrósł o 60% w ciągu ostatnich 4 lat) ale spowodowały sytuację, że minister finansów musi zachowywać się mówiąc najoględniej, kompletnie nieracjonalnie (swoją drogą to ciekawe czy NIK zbada koszty tych wszystkich sztuczek na długu wykonywanych przez ministra finansów).
4. Potrzeby pożyczkowe brutto na następny rok wynoszą ponad 170 mld zł. Chodzi o środki na tzw. rolowanie starych długów, które zapadają w 2012 roku i sfinansowanie przyszłorocznego deficytu budżetowego.
Nie powinniśmy wokół naszego długu działaniami ministra finansów robić jakiegokolwiek zamieszania, bo ci którzy gotowi są pożyczać szczególnie krajom będącym tzw. rynkami wschodzącymi, są coraz bardziej ostrożni.
Do niedawna jeszcze bowiem w ekonomii obowiązywała definicja, że obligacje skarbowe są najpewniejszą forma lokaty wolnych środków finansowych. Na naszych oczach ta definicja legła w gruzach, bo wierzyciele, którzy pożyczyli Grecji już wiedzą, że nie odzyskają dużej części pożyczonych pieniędzy.
Na szczęście nie jesteśmy w sytuacji Grecji, swoje długi ciągle spłacamy (na ten cel w budżecie państwa na 2012 rok przewidziano 43 mld zł) ale pożyczanie Polsce staje się coraz bardziej ryzykowne (o czym świadczą ceny CDS -ów na nasz dług) i każde zamieszanie wokół naszego zadłużenia szczególnie to wywoływane przez urzędników rządowych, może się dla nas źle skończyć.