Jak zawsze w czasie ciszy wyborczej, to juz taka nowa świecka tradycja, poprzynudzam troche o dawnych przewagach i wiktoriach, czyli wrzuce troche morskich opowieści. Dawno, dawno temu, w bardzo odległej galaktyce….. Zastanawiam się, o czym by tu tym razem- OE2 w Dubaju była, piraci w Somalii byli, obrazki rodzajowe z Silver Winda były, to teraz troche o Spitsbergenie, gdzie bywałem swego czasu dość często, na stareńkim , ponad czerdziestoletnim parowcu Albatrosie. Albatrosa juz nie ma, to znaczy jest, zapewne golimy sie nim codziennie, przetransformowanym w ostrza żyletek. Było się wtedy młodym i dziarskim safety oficerem, teraz juz tylko dziarskim zostało, a właściwie, to "i" zostało :-(((( Ciekawe, jak jest teraz, bo niezadługo wybieram sie tam znowu, już na typowym expedition […]
Jak zawsze w czasie ciszy wyborczej, to juz taka nowa świecka tradycja, poprzynudzam troche o dawnych przewagach i wiktoriach, czyli wrzuce troche morskich opowieści.
Dawno, dawno temu, w bardzo odległej galaktyce…..
Zastanawiam się, o czym by tu tym razem- OE2 w Dubaju była, piraci w Somalii byli, obrazki rodzajowe z Silver Winda były, to teraz troche o Spitsbergenie, gdzie bywałem swego czasu dość często, na stareńkim , ponad czerdziestoletnim parowcu Albatrosie. Albatrosa juz nie ma, to znaczy jest, zapewne golimy sie nim codziennie, przetransformowanym w ostrza żyletek. Było się wtedy młodym i dziarskim safety oficerem, teraz juz tylko dziarskim zostało, a właściwie, to "i" zostało :-((((
Ciekawe, jak jest teraz, bo niezadługo wybieram sie tam znowu, już na typowym expedition ship, więc będzie trochę inaczej. Dawniej statki, które urządzały wycieczki na Spitsbergen musiały sporządzić ze starych beczek i płaskowników specjalną przystań, która sie holowało łodzią na brzeg i kotwiczyło linami do palików wbijanych w piaszczysty brzeg. Robota ciężka, bo mgła tam przeważnie taka, że nie widać , która godzina na zegarku 😉 a woda lodowata- tym niemniej nie ma rady, jeden z Filpinów musi wyskoczyć do wody i dobrnąć z liną do plaży, niczym Generał Mc Arthur na brzeg Filipin. Na zdjęciu to ten w gumowym konbinezonie. Jak na tropikalny gatunek, jakimi są Filipńczycy, akt heroizmu.
Na zdjęciu badam, czy przystań gotowa i bezpieczna. Gotowa- zatem , hertzlish wilkomen! Pasażerowie to Niemcy.
Pasażerowie wychodzą po platformie ze starych beczek na brzeg, by spożyć sznapsa i zakąsić grillowaną kiełbaską .
A niżej podpisany patroluje brzeg w wielka flintą marki Remington w celu zwalczania polarnych niedźwiedzi. Co prawda, zawsze dostajemy raport od rangersów, którzy śledzą populacje niedźwiedzi, ale, kto je tam wie, te niedzwiedzie! Parę lat temu niedźwiedź zaatakował i spożył pasażera, więc nigdy nie wiadomo.
Remington wygląda imponująco, a w połączeniu ze mną po prostu ścina z nóg, z tym, ze jest to egzemplarz na śrut , do strzelania do rzutków. Opracowałem niezwodną taktykę zwalczania napastników-
1. wyglądać maksymalnie grożnie, nastroszyć pióra na grzbiecie, przeładowac broń zamaszystym ruchem, ewentualnie wydac z siebie kilka grożnych okrzyków.
2. jesli niedźwedź się nie przestraszy, przejść do planu B, czyli:
3. chwycić strzelbe za lufę
4. wziąść solidny zamach
5. walnąć misia w czubek nosa
6. uciekac tak szybko, jak sie da.
Na szczęscie nie dane mi było przetestować planu B, a i nawet planu A, czego najlepszym dowodem jest moja dzisiejsza obecność na
Dziennik Pokladowy Seawolfa, kapitana , oszoloma, jaskiniowgo antykomucha