Przez wieki bez wytchnienia.
Wolność! Wolny!
I nikt jej nie rozbudził.
Bo wolność, ludzie, to tylko lep na ludzi!
Gdynia jest miastem najbardziej zadowolonych ludzi w Polsce. Około 50% mieszkańców grodu z "morza i marzeń" jest wręcz tu szczęśliwych. Jeżeli obywatele mają leniwą niedzielę, jak sugeruje bard, to i w równie niepracowitą sobotę 12 -tego listopada, Ewa Lamża & Teatr Gościnny – spełnili wyjątkowo precyzyjnie marzenia tych mieszczan o godziwej a niebanalnej rozrywce.
Kiedy tuż przed występem w Teatrze Miejskim wdarłem się do garderoby marszałka szlachty satyrycznej, jak nazywamy w gronie szyderców Krzysztofa, on przeglądał ofiarowaną mu przed chwilą przez jednego z satyryków książkę. Dedykacja nie pozostawiała złudzeń – "romantykowi – ironiście sceny satyrycznej…" , bo kto inny mógłby napisać taką właśnie refleksyjną piosenkę jak "Easy Rider". Ba! Któż zaprzeczy, że "easy rider – ale na piechotę", to romantyk ewidentny. On – satyryk – prześmiewca – bard.
"Jak oglądam siebie w lustrze, to szczerze mówiąc, nie mam do siebie pretensji"
– twierdzi przewrotnie fabrica satyrica – Krzysztof Daukszewicz. Może odrobinę pretensji mieć do siebie satyryk kiedy przychodzi zdjęcie za 300 zł prosto z fotoradaru z suplementem dowartościowania na 5 punktów karnych. W końcu – consensus – uzyskuje się pomiędzy stanami, kiedy jeden ktoś nas pochwali a drugi – dokopie. Bo w życiu najważniejsza jest właściwa dieta. Mhm…kiedy się nie patrzy na naszych polityków – to nie ma potrzeby, by pić. Jak się nie pije – to nie ma potrzeby zakąszania. Oto – dieta cud. A już tacy Rosjanie, którzy cierpią z powodu zakazu sprzedaży alkoholu w godzinach od 22-giej do 8-mej rano (aby wiedzieli przynajmniej gdzie pracują) mają tylko dylemat – pić spirt schłodzony czy ciepły i czy ze stakanów bądź też stakańczyków..? Wiadomo, że ze stakańczyków tuż przed 8-mą, bo idą do roboty…
– Satyra jak dowodził gdańszczanin Artur Schopenhauer jest unaocznieniem tradycyjnego pojęcia rzeczy. A u nich inna jest tradycja jak i polityka wynikająca z teorii putinologii. A menelstwo tak w niedorzeczu Wisły jak i Wołgi to dziedziny rozwojowe. W końcu niekaralne to jest, a nawet chwalebne, być "promotorem" "Menelików" poświęcając im już II-gi tom roważań. Niebawem to dziełko wyjdzie drukiem.
Krzysztof potrafił tak rozbujać publisię gdyńską, która nawet śmiała się (ba!
rechotała) w miejscach ku temu niewłaśiwych a nawet zbędnych, mówiąc delikatnie i oględnie. Cóż? Wypada się uśmiechnąć konstatując, że synem Dedala był Ikarus, a najstarszy budynek w Atenach to Asprocol czy greps, że powieść Hemingway`a "Pożegnanie z bronią" jest dziełkiem o preziu Komorowskim. Ale, że da Vinci nazywał się Blumsztajn…albo po zupełnie obojętnej enuncjacji acz w stylu minionej epoki – "zachodni historyk Norman davies…" Nooo nie wiem… Widocznie jak kot błądzący na pustyni – tej kuwety już nie ogarniam…
W końcu publiczność jest taka, jaką wykształciła telewizyjna biegunka kabaretowa. Te paranormalne mrumru moralnie niepokojące neonóweczki sprytnie spłycające ogląd dookolności w krzywym zwierciadle tak zwanej satyry. Czuć własną względność – oto sztuka satyry. A jak tu być względnym kiedy dookoła jeden kraj – lecz dwa nieba – (problem) – które naj..?
No i Polska teraz to jakby dwa plemiona – Tutsi i Hutu – nie przymierzając.
I jak pointuje satyryk, jeśli kiedyś tutaj trafisz – nie ryzykuj stać pośrodku!
Frenetyczna reakcja rozbawionej do łez publiczności dawała asumpt do przeświadczenia, że maestro Daukszewicz wie absolutnie jak nie stojąc pośrodku rozśpiewać sytych i zadowolonych, gdyńskich mieszczan. A oni chóralnie z nim zawodzili:
umcyk – umcyk – ura – bura – umcyk – umcyk – sza – la la -la
aż do odważnego refrenu – "za-pier-da-la…"
A co zap……o? Chyba pointa…!J
Chyba…