Andrzej Owsiński Czy już można przewidywać przyszłość? Pandemia trwa w najlepsze/ chciałoby się powiedzieć: w najgorsze/, a już niektórzy snują przewidywania rozwoju gospodarki na podstawie normalnej jej cykliczności. Nie będę się zastrzegał że technologia i dokładniejsze badania zjawisk ekonomicznych zmieniają, a nawet mogą spowodować obalenie tej dotąd nienaruszalnej wiary w przeznaczenie losów ludzkich, przynajmniej w sferze gospodarczej. Tylko że wszystkie te badania tracą sens w zderzeniu ze zjawiskiem wobec którego jesteśmy bezsilni nie tylko w odniesieniu do bezpośredniej walki z nim, ale też i co do przewidywań przyszłości. Można snuć najrozmaitsze dywagacje na temat przesilenia pandemii, ale za chwilę może się okazać tak jak w Chinach gdzie ogłoszono już stan definitywnej redukcji zakażeń, a tu nagle okazuje […]
Andrzej Owsiński
Czy już można przewidywać przyszłość?
Pandemia trwa w najlepsze/ chciałoby się powiedzieć: w najgorsze/, a już niektórzy snują przewidywania rozwoju gospodarki na podstawie normalnej jej cykliczności.
Nie będę się zastrzegał że technologia i dokładniejsze badania zjawisk ekonomicznych zmieniają, a nawet mogą spowodować obalenie tej dotąd nienaruszalnej wiary w przeznaczenie losów ludzkich, przynajmniej w sferze gospodarczej.
Tylko że wszystkie te badania tracą sens w zderzeniu ze zjawiskiem wobec którego jesteśmy bezsilni nie tylko w odniesieniu do bezpośredniej walki z nim, ale też i co do przewidywań przyszłości.
Można snuć najrozmaitsze dywagacje na temat przesilenia pandemii, ale za chwilę może się okazać tak jak w Chinach gdzie ogłoszono już stan definitywnej redukcji zakażeń, a tu nagle okazuje się że nastąpił nieoczekiwany wzrost.
Znajdujemy się w sytuacji gorszej niż na wojnie koniec której można przewidywać na podstawie bilansu różnych elementów.
Z dotychczasowego przebiegu nie można wyciągać wniosków gdzie i kiedy przeżywamy apogeum i kiedy zacznie się redukcja. Można jedynie na podstawie posiadanej wiedzy przewidywać że pandemia potrwa do lata, ale można też i przyznać rację tym którzy twierdzą że potrwa dwa lata.
W tej chwili nie można mówić o istnieniu określonego trendu rozwojowego choroby zarówno w odniesieniu do poszczególnych krajów jak i w skali światowej.
Mamy więc możliwość przyjęcia każdego wariantu rozwoju sytuacji.
Najbardziej optymistycznym byłoby zakończenie epidemiologicznego charakteru zarazy w lecie tego roku z przejawami jej osłabienia już w maju.
Wówczas będzie możliwe stopniowe powracanie do normalnego trybu życia już w najbliższej przyszłości.
Niektórzy już nam to obiecują co ma chyba na celu podtrzymanie na duchu tych którzy są gotowi do ogłoszenia upadłości. Wprawdzie mamy informacje że z faktem bankructwa, a raczej zamknięcia działalności należy w Polsce liczyć się w przynajmniej 50 tys. przypadków.
Można się zgodzić że u nas znakomita większość drobnych zakładów usługowych – sklepów, restauracji, kawiarni, zakładów fryzjerskich i kosmetycznych i wiele innych żyje „na styku” dochodów i nie posiada żadnych rezerw stwarzających możliwości przetrwania chociażby jednego kwartału.
Tego rodzaju przedsiębiorczość odradza się błyskawicznie, wystarczy przytoczyć „parterową Marszałkowską” powstałą po wojnie na gruzach miasta. W porównaniu do niej współczesna Marszałkowska jest martwa.
Nieco gorzej jest z produkcją przedmiotów powszechnego użytku, która musi czekać na powstanie nie tylko popytu, ale też i zdolności nabywczej społeczeństwa.
Jeżeli jednak nie wyczerpie się zbyt głęboko ludzkich zasobów w czasie pandemii to można liczyć na stosunkowo rychłe odrodzenie tej produkcji.
W najgorszej sytuacji znajdą się zakłady produkujące dla potrzeb zagranicznego przemysłu, w tej chwili tak funkcjonuje większość polskiego „wielkiego” przemysłu. Właściwie to już przestała funkcjonować, gdyż odbiorcy zagraniczni w większości też zahamowali produkcję.
Odrodzenie przemysłu powiązanego z obcymi firmami i w większości stanowiącymi ich własność będzie zależało i od powrotu koniunktury światowej i od decyzji centrum zarządzania poszczególnymi koncernami.
Ten stan skazuje zakłady w Polsce na oczekiwanie w dalszej kolejce na uruchomienie, lub na całkowitą likwidację.
Dla polskiej gospodarki jest to cios bardzo bolesny, ale też i spodziewany przy lada okazji, a nie tylko pandemii, gdyż poza stratami w wolumenie produkcji pozbawia też, bez możliwości jakiejkolwiek rekompensaty, wielkiej liczby miejsc pracy.
Zagraniczny pracodawca ma wytłumaczenie w postaci ograniczenia produkcji i wymaganiami swojego rządu utrzymania w swoim kraju produkcji kosztem zakładów filialnych zagranicą.
Wiele zależy od umów udzielających z reguły przywilejów obcym inwestorom natomiast ograniczających ich obowiązki.
Można z góry założyć że problem z odzyskaniem miejsc pracy pozostanie po polskiej stronie. I tu zachodzi pytanie czy tak liczny sztab urzędniczy na szczeblach wojewódzkim i centralnym poświęcił choć jakąś część uwagi na wyszukanie rozwiązań w takiej, nieuchronnie grożącej sytuacji z wielu różnych powodów?
Czy istnieje choćby taka koncepcja jak przejęcie zakładów o wstrzymanej produkcji i wykorzystanie ich dla potrzeb krajowych lub jakichkolwiek innych?
Z mocy prawa właściciel zakładu może dokonać grupowych zwolnień i zlikwidować produkcję, zatem obok sprawy zatrudnienia powstanie też problem istnienia warsztatu.
Czy istnieje możliwość wykorzystania jego potencjału produkcyjnego, w jakim kierunku i kto ma to zrobić?
Jestem przekonany że takich problemów powstanie w Polsce po zakończeniu rygorów epidemicznych sporo i nie ma mowy o możliwości podejścia do nich na zasadzie zastosowanej w dziewięćdziesiątych latach.
Żyjemy w zupełnie innych warunkach w których żaden rząd nie może pozbyć się odpowiedzialności za poziom zatrudnienia.
Rząd PiS’u dobrze o tym wie gdyż w odróżnieniu od swoich poprzedników troszczy się o zatrudnienie w Polsce, można wprawdzie zwrócić uwagę na pomyślną koniunkturę ułatwiającą zwiększenie zatrudnienia bez inicjatywy polskiej, a jedynie na zasadzie lokowania obcych zakładów filialnych, głównie dostawczych.
I to zjawisko jest przyczyną największych kłopotów jakie nas czekają po ustaniu restrykcji epidemialnych.
Jest też okazja do poczynienia zmian w systemie organizacji działalności przemysłowej w Polsce w kierunku rozwinięcia produkcji autonomicznej.
Pisałem niedawno też jak i wielokrotnie poprzednio o nieodzowności dokonania przekształceń naszej wytwórczości wykorzystując najnowsze zdobycze
Przeczytałem niedawno propozycje stworzenia polskiego przemysłu samochodowego, które spotkały się z „druzgocącą” krytyką ze względu na potrzeby ogromnego kapitału i równie wielkiego ryzyka konkurencji na światowym rynku i tak chyba posiadającym kolosalną nadwyżkę potencjału produkcyjnego nad popytem.
Wszystkie te uwagi i propozycje mogą stracić jakiekolwiek znaczenie wobec niewiadomej sytuacji po pandemii.
To co pewne w naszej sytuacji to potrzeby naszej gospodarki z rolnictwem na czele i dla zaspokojenia tych potrzeb w jak najwyższym stopniu krajową produkcją warto poświęcić czas i wysiłki.
Tym bardziej że przecież nie działamy w próżni, a możemy wyjść z naszych dotychczasowych osiągnięć, tylko że nadać temu odpowiednią skalę i zapewnienie bazy techniczno rozwojowej.
Jeżeli nie przegapimy szans jakie stworzy nowa sytuacja to możemy też i wejść na rynki światowe z polskimi produktami.
Jak na razie jednak musimy się skoncentrować na zwalczaniu zarazy co nie przeszkadza jednak temu żeby ludzie rozporządzający wolnym czasem w domowej izolacji nie poświęcili go poszukiwaniom najlepszych rozwiązań w wielu dziedzinach po zakończeniu pandemii.
Stoimy przed wielką niewiadomą naszych własnych losów w najbliższej przyszłości, możemy tylko przewidywać że świat po przeminięciu zarazy będzie inny niż dotąd.
Jest szansa na to żeby był znacznie lepszy, ale to zależy od naszej inicjatywy i woli walki, jeżeli uda się nam wyeliminować wszystkie strupieszałości ciążące ludzkości i równocześnie odeprzeć ofensywę zła korzystającą z naszych słabości, to możemy stworzyć nowy lepszy świat, z pewnością niedoskonały, ale przynajmniej bardziej ludzki i dający perspektywy rozwojowe.
Nad tym trzeba pracować już dziś.