Zdrowie
Like

Jak cywilizacje azjatyckie wchodzą do Polski

04/01/2015
465 Wyświetlenia
0 Komentarze
23 minut czytania
Jak cywilizacje azjatyckie wchodzą do Polski

Kochany Wnuczku!

Jak uniknąć broni odurzającej masowego nauczania? Ten bardzo trudny problem zaistniał w Polsce od 1772 roku, tj. od chwili powołania tzw. Komisji Edukacji Narodowej przez specjalnie przysłanego agenta Du Pointa. Jak tragiczne efekty może dać taki system, widzieliśmy po latach 1846-1848. Pomimo faktu istnienia po Pokoju Wiedeńskim w 1815 roku Samodzielnej Rzeczypospolitej Krakowskiej, negatywny efekt takiego prania mózgów ujawnił się już po dwóch pokoleniach indoktrynacji. Sami Krakusi obalili swoją niezależność i poszli na pański chleb do Wiednia. Monarchia Habsburska doskonale wiedziała, że szkoły i uczelnie mają produkować posłusznych wykonawców poleceń Wiednia, a nie jakichś tam „wolnomyślicieli”, marzących o odbudowie Ojczyzny.

0


System ten działał doskonale od mordów galicyjskich, tj. likwidacji samodzielnej szlachty i tworzenia w zamian posłusznych hrabiów galicyjskich, do czasu tzw. odbudowy Polski. Wystarczy zapoznać się z historyczno-obyczajowymi książkami Marii Rodziewiczówny, aby wyrobić sobie zdanie na poziom etyczny i moralny, jaki reprezentowała ta grupa ludzi. Nie na darmo gauleiter Frank usadowił siedzibę band UPA w Krakowie. Raport CIA, który ukazał się przed kilku laty, wyraźnie podkreśla, że wszelkie bunty i powstania w ostatnich 200 latach, były dokonywane przez obce agentury, przy współudziale lokalnych zdrajców. Ostatnie przesłuchania Kongresu USA w sprawie tortur stosowanych w Polsce ujawniły, że i obecnie ambasador USA dawał sałatę w kartonie lokalnym…

Ale od początku. Pojęcie „cywilizacja” doskonale opisał prof. Feliks Koneczny już prawie przed stu laty. Komuniści po 1944 roku wymazali je z podręczników szkolnych i wyraźnie widzimy i słyszymy, że obecni aktorzy sceny politycznej używają to pojęcie zupełnie nie rozumiejąc znaczenia. Cywilizacja to zasady życia zbiorowego, czyli prawo, jakim się rządzą duże grupy ludności – federacje plemion, narody. Wymaga podkreślenia fakt, że tylko na terenach oddziaływania Kościoła Katolickiego powstały narody. Ani w Afryce, ani w Azji narody nie powstały, nadal tam żyją plemiona, lub grypy etniczne. Innymi słowy, cywilizacja to „wyidealizowana materia”. Człowiek jako materia tworzy myśl, czyli ideę – prawo. Jeżeli zostaje ono zaakceptowane przez odpowiednio duże grupy ludzi, nazywamy to cywilizacją. Przeciwnym pojęciem jest „kultura”. Kultura to zmaterializowana idea. Myśl człowieka przekutą w materię, na przykład dom, taniec, książkę, i zaakceptowaną przez większą grupę ludzi, nazywamy kulturą. W obrębie jednej cywilizacji może istnieć kilka – kilkanaście odrębnych kultur. Innymi słowy, jeżeli taki aktor sceny politycznej posługuje się pojęciem „cywilizacja techniczna”, to od razu można się zorientować, z jakiego masowego prania mózgów pochodzi. Powiedział on bowiem coś, co określamy terminem „masło maślane”. Oprócz naszej cywilizacji łacińskiej mamy kilka cywilizacji azjatyckich, takich jak turańska, żydowska, czy bizantyjska, szczególnie w wydaniu pruskim. Jak udowodnił prof. F. Koneczny, nie można być cywilizowanym na różne sposoby i różne cywilizacje nie mogą żyć na tym samym terenie. Trzecim wnioskiem wynikającym z prac prof. F. Konecznego jest fakt, że zwycięża zawsze cywilizacja bardziej prymitywna, barbarzyńska. Czym generalnie różnią się cywilizacje azjatyckie od cywilizacji łacińskiej? Cywilizacje azjatyckie są cywilizacjami mas, parafrazując: „Jednostka jest niczym masy wszystkim”. Żydzi nawet w bożnicy nie mogą się modlić indywidualnie, tylko musi ich być dziesięciu. A jak brakuje ich do liczby 10, to jest zawód stacza, czyli człowieka, który zarabia, wynajmując się na uzupełnienie liczby obecnych w synagodze do 10. Żydzi podatki płacili przez kahał, co prowadziło do licznych nadużyć, ale było sposobem na bogacenie się wybranych. Sądownictwo pierwszego stopnia mieli także w każdym kraju swoje. W Małopolsce ponad 90% prawników było pochodzenia żydowskiego i tak zostało do II wojny Światowej. Zastraszenie społeczeństwa było tak duże, że naprawdę sporadycznie odwoływano się do instancji nadrzędnej. Cywilizacja łacińska jest cywilizacja personalną. Człowiek jest podmiotem, a nie przedmiotem. Sam za siebie decyduje i sam ponosi odpowiedzialność. Rolą państwa nie jest ubezwłasnowolnienie człowieka, ale danie mu możliwości rozwoju. Rolą państwa nie jest hamowanie rozwoju społeczeństwa poprzez nakładanie rozmaitego rodzaju administracyjnych barier. Wiadomo, że wszelkiego rodzaju masowe nauczanie jest hamowaniem rozwoju człowieka.

Cywilizacja wytwarza specjalne pojęcia na określenie „danych fizycznych”. I tak na przykład w cywilizacji łacińskiej pojęcie „kościół” jednoznacznie kojarzono z katolicyzmem, a księdza ze sługą bożym. W sektach było już inaczej. Lutry na przykład mieli swój Dom Boży, a jego sługa nosił miano pastora. Z kolei u prawosławnych była cerkiew i pop. U muzułmanów meczet i imam. I wszystko było jasne dla każdego. Obecnie usłużni politrucy tworzą jakieś dziwolągi – nowo mowę – w rodzaju federacji kościołów, kiedy każdy normalnie wyedukowany człowiek wie, że Kościół historycznie jest jeden i w dodatku „powszechny”. Inne wierzenia nie są powszechne i wręcz ograniczają możliwość dołączenia się, na przykład religia żydowska. Mówiąc w skrócie, w celu otumaniania społeczeństw cywilizacji łacińskiej strona przeciwna stosuje indoktrynację nie tylko w tzw. nauczaniu powszechnym, ale także wprowadzając indoktrynację do nauczania domowego. Przykładem jest bajka o ojcu, który na łożu śmierci podawał swoim dzieciom do złamania strzały i rzekomo udowadniał, że pojedynczo można każdą złamać, a w pęku nie. Tę opowieść przypisuje się różnym bajkopisarzom. Ponoć rzekomo powiedziała to swoim synom matka Czyngis Chana, czyli przedstawicielka cywilizacji turańskiej – azjatyckiej. Prawda niestety bywa odwrotna, co podałem jako motto tego artykułu. O to właśnie stronie przeciwnej chodzi. Dlatego pod hasłami demokracji pozwala się na tworzenie wszelkiego rodzaju stowarzyszeń i innych organizacji. Tworzy się w ten sposób piramidę władzy. Chodzi po prostu o to, że mniej ludzi potrzeba do kierowania dołami – masami. Typowy system dziesiętny armii mongolskiej.

Musisz Wnuczku pamiętać, że żadnego odkrycia, czy wynalazku, nie dokonały żadne masy, tylko indywidualni ludzie. Dlatego cywilizacja łacińska stoi moim zdaniem na szczycie rozwoju ludzkości i prawdopodobnie dlatego zginie. Masy natomiast były doskonale wykorzystywane przez starszych i mądrzejszych do masowych mordów, poczynając od koliszczyzny, poprzez tzw. rewolucję francuska, mordy galicyjskie, czy tzw. rewolucję październikową.

Ten przydługawy wstęp Kochany Wnuczku jest niezbędny w dalszym rozumieniu zachodzących zmian. Wejście najpierw do Sowieckiego Sojuza, a potem do Unii zwanej Europejską, jest typowym przemeblowaniem podstawowych pojęć. Unia Europejska jest wprowadzoną tylnymi drzwiami mieszaniną cywilizacji bizantyjskiej w wydaniu pruskim, z elementami cywilizacji żydowskiej. Te elementy to choćby stworzenie tzw. Komisji Europejskiej, organu działającego bez żadnych uprawnień oddolnych i tworzonego na zasadzie lepszego gatunku ludzi. Żaden komisarz nigdy nie został wybrany w wyborach. Innymi słowy, zgodnie ze statutem demokratycznym, teoretycznie nie powinien posiadać żadnych uprawnień, a już na pewno nie powinien być wynagradzany przez podatnika. W celu utrzymania takiego stanu rzeczy, czyli wyalienowanej grupy ludzi przejadających pieniądze podatników, rozwija się w szybkim tempie liczbę osób zatrudnionych w administracji. Wiadomo, administracja niczego nie wytwarza, a chce panować. Przykładowo w Polsce średnie wynagrodzenie wynosi około 3700 złotych, ale średnie wynagrodzenie w administracji wynosi już 5700 złotych. Dochód narodowy tworzy sześć milionów ludzi, na osiemnaście milionów pracujących. Czyli, innymi słowy, tylko co trzeci pracujący przyczynia się do poprawy ekonomicznej kraju. I co ten jeden stworzy, to tych dwu pozostałych zniszczy. Trudno więc, aby taki kraj mógł się swobodnie rozwijać. Ten fakt powiększania się administracji doskonale udowadnia statystyka. Nawet w stanie wojennym mieliśmy tylko pięćdziesiąt tysięcy ludzi zatrudnionych w administracji, ale ponad milion w budownictwie. Obecnie proporcje się zdecydowanie zmieniły. W administracji mamy ponad milion trzysta tysięcy zatrudnionych, a w budownictwie poniżej dziewięćset tysięcy. Do tego 1 300 000 urzędników, aż ponad 168 000 zatrudnionych jest w tzw. pomocy społecznej. Te pieniądze komuś trzeba było zabrać. Zabrano między innymi Służbie Zdrowia. W stanie wojennym, najgorszym okresie minionego wieku, na Służbę Zdrowia szło ponad 10,5% PKB, a obecnie tylko koło 6%. Stad te tasiemcowe kolejki i konieczność utrzymywania wielu tysięcy pracowników NFZ – około 50 000 ludzi. Także „nasz” kochany ZUS może się pochwalić niezłymi pensjami. ZUS zatrudnia ponad 46 000 pracowników, przy spadku liczby emerytów i rencistów o ponad 3 miliony i wydaniu kilku miliardów złotych podatnika na komputeryzację, która podobno miała ograniczyć liczbę zatrudnionych. Podobno najniższe wynagrodzenie pracownika ZUS to 2700, a najwyższe to 17630 zł [portal:wynagrodzenie.pl] Podane kwoty nie dotyczą rozmaitego rodzaju premii i dodatków.

Wystarczy proste obliczenie 168 000 pracowników MOPS pomnożone przez te 5700 złotych i 12 miesięcy i otrzymujemy kwotę ponad miliarda 150 milionów złotych, wyrzuconych w przysłowiowe błoto. Czym bowiem zajmuje się tzw. pomoc społeczna? Wyjaśniają to między innymi działania tytułowego Rzecznika Praw Dziecka. Ciekawe, że prawa dziecka umieli wymyślić, a obowiązków już nie. Czyli, gdyby naprawdę rządzącym chodziło o pomoc społeczeństwu, to mogliby przeznaczyć na zasiłki dla dzieci, na przykład po 500 złotych miesięcznie przez 3 lata dla matki, jeżeli by nie pracowała i zaoszczędziliby ponad 70% kwoty przeznaczonej na utrzymanie MOPS-ów. Obliczmy: w Polsce rodzi się rocznie koło trzysta tysięcy dzieci. Powiedzmy, że dziesięć procent rodzin jest w trudnej sytuacji ekonomicznej. To znaczy, że zasiłki w wysokości 500 złotych dostawałoby 30 000 rodzin. Pomnożone przez 500 złotych miesięcznie i 12 miesięcy dawałoby kwotę 15 000 000 x 12 = 180 000 000. Czyli, jeżeli na dziecko przypadałoby 500 złotych miesięcznie, to budżet „straciłby” sto osiemdziesiąt milionów złotych. Przy 1000 złotych byłoby to 360 milionów złotych. A obecnie musi wydawać na utrzymanie zgrai pracowników MOPS-u ponad miliard trzysta milionów. Oczywiście do tego trzeba dodać kwoty na tworzenie tych miejsc pracy, opłaty energii, zakupy komputerów dziesiątki kilogramów papieru, tonerów itd. Niech to będzie skromnie ok. 50 000 zł na jedno stanowisko. Czyli dodatkowy miliard złotych twoich podatków wyparowuje. Ale zasada tworzenia janczarów czyli hodowla biernych obywateli jest zachowana. Bruksela zadowolona. Innymi słowy, tak naprawdę oszczędności roczne budżetu wynosiłyby ponad miliard złotych. Wyraźnie widać, że nie chodzi o dobro ludzi, a tylko o utrzymanie niewolników całkowicie zależnych od rządzących. Z tej prostej przyczyny kobiety wolą rodzić na przykład w Anglii, nie muszą się bowiem martwić o chleb dla dziecka. A u nas przyrost naturalny maleje w tempie zastraszającym, ale zgodnym z założeniami tzw. Klubu Rzymskiego, że Polska ma liczyć tylko 15 300 000 – piętnaście milionów trzysta tysięcy mieszkańców.

Administracja, aby uzasadnić swoje istnienie, wymyśla coraz to nowe przepisy. Pan Rzecznik oczywiście także dokłada swoje trzy grosze. Ostatnio wpadł na rewelacyjny pomysł tzw. książeczek zdrowa dziecka. Ma to być obowiązek posiadania przez każdego malucha dokumentu, w którym byłyby odnotowane wszelkie porady medyczne, a przede wszystkim szczepienia. Jak sam zaznacza w swoim wystąpieniu p. Rzecznik, byłoby to doskonale narzędzie kontroli rodziców dla sądów i MOPS-ów.

Od razu widać cechy cywilizacji bizantyjskiej w wydaniu pruskim. Wszelkiej maści kontrole, nigdy na całym świecie niczego nie dały, z wyjątkiem wzrostu wydatków budżetu i wzrostu liczby darmozjadów, tj. urzędników. Po pierwsze: gdyby naprawdę p. Rzecznikowi chodziło o dobro dziecka, to zamiast nauki o seksie, wprowadziłby do szkół naukę o człowieku, w programie przedmiotu byłaby opieka nad dzieckiem. Proszę zauważyć, że jak podają wszelkie statystyki, wiek dziewcząt rodzących po raz pierwszy obniża się. Wiemy, że 80% pośród nich kończy tylko szkolę podstawową, w dodatku marnując pierwsze 3 lata na bezstresowe kreślenie kółeczek i szlaczków. Jest to praktycznie realizacja programu edukacji, przedstawiona w 1942 roku przez gen. Molla. Słowianie powinni umieć czytać, pisać i liczyć do 1000. Rosjanie tylko czytać, pisać i znać znaki drogowe.

To gdzie ta przyszła matka ma się obecnie nauczyć prawidłowej opieki nad noworodkiem? Dawniej na pensji dziewczynka od 11-12 roku życia nie tylko uczyła się prowadzenia domu, ale dodatkowo znała co najmniej 2 języki obce w mowie i piśmie. Przykładem są wspomnienia Marii Rodziewiczówny. Jaka absolwentka, nie mówię o szkole podstawowej, ani gimnazjum, ale liceum, zna dwa języki obce w mowie i piśmie tak, aby mogła czytać książki? Żeby w ogóle umiała i chciała cokolwiek czytać, nawet po polsku… Byłem świadkiem, jak maturzystka sylabizowała z tablicy wiersz Adama Mickiewicza. I to z „dobrej” prywatnej szkoły. A która wie cokolwiek o wychowaniu dziecka? Wiem z doświadczenia lekarskiego, że młode matki nie mają zielonego pojęcia o rozwoju dziecka. A tutaj słyszymy, że p. rzecznik Marek Michalak organizuje za pieniądze podatnika konferencje pt: „Prawa Dziecka pacjenta” A wiceminister zdrowia p. Sopliński stwierdza na konferencji: „To bardzo istotne, by książeczka zdrowia była z dzieckiem od urodzenia do dorosłości, ma być wydawana przez Ministra Zdrowia i musi być jednolita”. I dalej „Ustanowienie wzorców tych dokumentów istotnie poprawi jakość i sprawność opieki zdrowotnej” (za: jaga papa, 29.10.2014, www.sxc.hu). Pan M. Michalak ocenia, że książeczka mogłaby umożliwić instytucjom udzielenie wsparcia dziecku na rzecz dbałości o jego stan zdrowia. I nie wiadomo, czy się śmiać, czy płakać nad poziomem edukacji pana Rzecznika.

Po pierwsze: od kiedy to administracyjnie poprawia się stan zdrowia dziecka? W latach 1960. czy 1970. żadnych książeczek nie było, ale był lekarz szkolny i higienistka i ani wszawicy, ani próchnicy w szkołach nie było. A obecnie, jak donosi lokalna prasa, wszawica jest prawie powszechna, a stomatolodzy załamują ręce nad stanem uzębienia dzieci i młodzieży.

Po drugie: gdy w domu dziecka w Wejherowie zabito dzieci, to żadnej akcji pana Rzecznika M. Michalaka, ani jego poprzedników nad tematem nie było. Nie wspominając o konferencji. Czyli żadnej inicjatywy nad likwidacją tych instytucji i poprawą ekonomiczną sytuacji rodzin. Proszę zauważyć ten absurd. Ministerstwo ocenia, że minimum socjalne to np. 1000 złotych, a na dziecko daje 50 złotych. Czyli okrada rodzinę z 950 złotych. A przecież to ministerstwo żyje z podatków wymuszanych na tych rodzinach. I potem mamy faryzejskie łamanie rąk, że przyrost naturalny maleje. Wyraźnie wskazuje ta schizofrenia w postępowaniu, że jest to realizacja długotrwałego planu zmniejszenia liczebności ludzi nad Wisłą.

Po trzecie: nie jest znana żadna inicjatywa p. rzecznika M. Michalaka, ani jego poprzedników dla zahamowaniem trucia dzieci w szkołach: zaczynając od tych wszystkich automatów w chemiczną żywnością, poprzez fluoryzację i przymusowe szczepienia, czyli podawanie metali ciężkich i innych toksycznych związków chemicznych, powszechnie znanych jako trucizny organiczne, np. skawalenu, bezpośrednio do krwiobiegu dziecka. Jest to nieznany w skali światowej eksperyment eugeniczny. Konkretnie, choćby podawanie dziewczynkom szczepionki przeciwko rzekomemu rakowi szyjki macicy, czyli Gardasilu/Siligardu, kiedy to na całym świecie nie ma żadnej pracy udowadniającej jakąkolwiek możliwość nawet teoretyczną , że ta szczepionka naprawdę zapobiega czemukolwiek. Twórca tej szczepionki, dr Harper, już w 2009 roku przyznała publicznie, że nigdy nawet nie prowadziła badań nad możliwością wyeliminowania raka szyjki macicy za pomocą tej szczepionki. No tak, ale to by wymagało wysiłku nie tylko intelektualnego od p. Rzecznika. A nie w tym celu urząd ten został powołany. W czasach, kiedy pieniędzy nie wyrzucano na utrzymywanie bezwartościowych urzędów w rodzaju Rzecznika Praw Dziecka, dzieci dostawały tran w szkołach. WIADOMO OD CO NAJMNIEJ 100 LAT, że w naszej szerokości geograficznej rola słońca w tworzeniu witaminy D jest za mała i niezbędna jest suplementacja witaminą D-3.

Czy słyszeliście , Szanowni Czytelnicy, aby ten urząd kiedykolwiek wystąpił do rządu o przywrócenie podawania tranu w szkołach? Tak, tak, za dawnych czasów, przed erą rzeczników, tran podawano dzieciom w szkołach! Czy słyszeliście, Szanowni państwo aby PT Rzecznik cokolwiek zrobił z faktem, ze 40 % uczniów szkół podstawowych nie je śniadania (medexpress, 25.04.2014). Czy słyszeliście, Drodzy Czytelnicy, aby kiedykolwiek ten urząd wystąpił do NFZ w celu wprowadzenia konieczności badania 2 OHD u dzieci, jako niezbędnej miary odporności? Czy słyszeliście, kiedykolwiek PT Czytelnicy, aby ten urząd kiedykolwiek wystąpił z zakazem fluoryzacji i sprzedaży past z fluorem dla dzieci? Od 70 lat wiadomo, że podawanie fluoru dzieciom jest wybitnie szkodliwe. Fluor uznany jest za neurotoksynę. Dzienne zapotrzebowanie na fluor to 2 szklanki herbaty. O tym wie każdy chcący. A Rzecznik Praw Dziecka woli truć dzieci, aniżeli coś naprawdę dla nich zrobić.

Te przykłady chyba w wystarczający sposób udowadniają tezę, że instytucja ta ma na celu dalsze zniewolenie społeczeństwa i hodowlę posłusznych baranów, vide motto! A pozory działania to właśnie realizacja planów brukselskich w postaci książeczek zdrowia mających ubezwłasnowolnić jeszcze bardziej społeczeństwo. Nie trudno sobie wyobrazi, że brak jakiegoś wpisu posłuży nakładaniu kar na rodziców albo będzie pretekstem do odbioru dziecka. Takie sytuacje już się zdarzają w USA czy Anglii.

Autorstwo: dr Jerzy Jaśkowski

0

Wiadomości Zdrowie za Zdrowie

586 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758