Andrzej Koraszewski (78 lat) to człowiek, który pisze historię na nowo.
W prowadzonych wraz z małżonką „Listach z mojego sadu” wspominając Marzec’68 (który wg niego zawierał jedynie mniej lub bardzie antysemicki odcień) pisze:
Wcześniej trzeba było uważać na każde słowo, bo sąsiedzi donosili tym Żydom w bezpiece. Naród myślał, że w bezpiece są sami Żydzi. Fakt, było ich tam sporo, może nie 90 procent jak naród myślał, może jeden albo nawet 2 procent, na górze więcej niż na dole, ale naród lubi myśleć, więc naród myślał, że 90 procent i masowo donosił Żydom, bo przecie Polak na Polaka by do Polaka nie donosił.
Można by było wzruszyć ramionami i przejść do porządku nad jawnym już wybielaniem pewnej nacji i wyłączaniu jej z udziału w najbardziej nieludzkim eksperymencie społecznościowym XX-wiecznego świata gdyby nie to, że opowieści o znikomym udziale osób narodowości żydowskiej w tzw. bezpieczeństwie okresu stalinowskiego jest zaniżany równie mocno, jak zawyżana jest liczba ofiar narodowości żydowskiej zamordowana podczas wojny przez etnicznych Polaków.
Tymczasem dr Piotr Gontarczyk przedstawia nam, jak w rzeczywistości było:
Kiedy w 1944 r. komuniści przystąpili do budowy nowego systemu, Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego (MBP) musiało znaleźć się pod pełną kontrolą zaufanych komunistów. Zdecydowana większość pochodziła z KPP, toteż w kierownictwie bezpieki znalazło się wielu Żydów. Profesor Paweł Śpiewak pisze, że odgrywali oni rolę janczarów. Byli izolowani od reszty społeczeństwa, znienawidzeni, do tego obcy etnicznie, skazani zawodowo i życiowo na aparat, w którym pracowali.
.
Wielu z nich urosło do symboli stalinowskiego systemu represji i zbrodni. Należą do nich Mieczysław Mietkowski (Mojżesz Bobrowicki), Salomon Morel, Roman Romkowski (Natan Grynszpan-Kikiel) czy Józef Różański (Goldberg) – psychopatyczny oprawca, funkcjonariusz NKWD jeszcze w czasach sowieckiej okupacji. Mózgiem wielu operacji bezpieki i osobą niezwykle wpływową była dyrektor Departamentu V MBP Julia Brystiger. Jednym z najbrutalniejszych morderców, którzy w latach 50. pacyfikowali białostockich chłopów, był płk Józef Czaplicki (Izydor Kurc), który ze względu na prześladowania żołnierzy Armii Krajowej został w bezpiece ochrzczony wielce znaczącym przezwiskiem Akower. Ruchem komunistycznym zajmował się Departament X MBP kierowany przez Anatola Fejgina. Jego zastępcą był późniejszy słynny uciekinier na Zachód płk Józef Światło (przed wojną szewc i działacz komunistyczny Izaak Fleischfarb).
.
W Komitecie Centralnym PPR/PZPR kluczową postacią odpowiedzialną za aparat przymusu był Jakub Berman. Sam Berman po latach opowiadał Teresie Torańskiej: „zdawałem sobie […] sprawę z tego, że najwyższych stanowisk jako Żyd objąć nie powinienem albo nie mógłbym […]. Faktyczne posiadanie władzy nie musi wcale iść w parze z eksponowaniem własnej osoby […]. Zależało mi, żeby wnieść swój wkład, wycisnąć piętno na tym skomplikowanym tworze władzy, jaki się kształtował, ale bez eksponowania siebie. Wymagało to oczywiście zręczności”.
.
Berman rzeczywiście odcisnął swoje piętno na nowym systemie. Osobiście reżyserował procesy, w których dochodziło do mordów sądowych niewinnych ludzi.
.
Żydzi pojawili się też na wysokich stanowiskach państwowych, w aparacie gospodarczym, w wojsku. Paradoks polegał na tym, że miało to miejsce po wymordowaniu społeczności żydowskiej w Polsce. Dla przeciętnego obywatela Żydzi zniknęli z okolicy, za to masowo pojawili się w strukturach nowej władzy, no i oczywiście w bezpiece. To znów wzmacniało stereotyp żydokomuny przybierający niekiedy postać „żydobezpieki”. Żydzi stawali się wszechobecni i wszechpotężni, rządzili Polską. W latach 40. na warszawskiej ulicy na pytanie: „Jaka jest najważniejsza partia w Polsce?” padała odpowiedź: „Bermanówna”. Raporty polskiego podziemia niepodległościowego i artykuły konspiracyjnej prasy były już mniej zabawne. Opisywały katastroficzny obraz Polski niszczonej przez komunizm i Sowietów. Jednym z najważniejszych narzędzi realizacji tej zbrodniczej polityki mieli być „wstrętni” „podstępni” „zdrajcy”, „mordercy”, „wieczni wrogowie chrześcijaństwa” i „obcy agenci” – Żydzi.
.
W latach 40. i 50. sprawa Żydów w kierownictwie UB była oczywiście publicznym tabu. Sytuacja zmieniła się po 1956 r., kiedy sekretarzem partii ponownie został Władysław Gomułka. Po raz pierwszy rządził w latach 1944–1948 i był wówczas wyczulony na to, by w strukturach kierowniczych partii nie było „zbyt dużo” Żydów. Nie czynił tego bynajmniej z powodów antysemickich. Po prostu chciał, by PPR uzyskała możliwie jak najszersze, autentyczne społeczne poparcie. Uważał, że nie ułatwi tego „zbyt duża” liczba stanowisk obsadzonych przez osoby uważane przez Polaków za obcych.
.
Kiedy w 1948 r. pozycja Gomułki w Moskwie zaczęła wyraźnie słabnąć, był przekonany, że przejęcie steru w partii przez Bermana i jego współpracowników nic dobrego systemowi nie przyniesie. W liście do Stalina pisał: „Na podstawie […] spostrzeżeń mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, że część towarzyszy żydowskich nie czuje się związana z narodem polskim, a więc i z polską klasą robotniczą żadnymi nićmi, względnie zajmuje stanowisko, które można by określić mianem nihilizmu narodowego”.
.
Towarzysz „Wiesław” został odsunięty od władzy, a potem uwięziony. Za swój los w znacznej mierze obarczał bohaterów listu. Kiedy w 1956 r. wrócił do władzy, rozprawił się z Bermanem, Hilarym Mincem i innymi swoimi wcześniejszymi przeciwnikami. Do więzienia trafiło też kilku wysokich funkcjonariuszy MBP żydowskiego pochodzenia: Romkowski, Fejgin i Różański.
.
Wraz z Gomułką na wysokie stanowiska powrócili czołowi działacze komunistycznej konspiracji zbrojnej z czasów wojny, tacy jak Mieczysław Moczar czy Stefan Kilanowicz vel Grzegorz Korczyński. Wielu z nich miało osobiste porachunki z poprzednią ekipą.
.
Po wojnie arabsko-izraelskiej tłumiona wcześniej w ekipie Gomułki chęć rewanżu za prawdziwe i urojone krzywdy, a także zwykła nienawiść do Żydów, po prostu eksplodowały. Publicznie rytualnie wymieniano nazwiska żydowskich komunistów, którzy w latach 1944–1954 pełnili wysokie funkcje w partii i aparacie bezpieczeństwa. W czasie nagonki antyżydowskiej z 1968 r. mit „żydoubecji” był już elementem składowym oficjalnej partyjnej propagandy.
.
Rzetelna dyskusja na temat faktów stała się możliwa dopiero w III RP. Pierwszym bardziej rzeczowym głosem w sprawie był referat prof. Andrzeja Paczkowskiego wygłoszony w 1995 r. na podstawie opracowania wewnętrznego bezpieki. Profesor stwierdził, że w centrali bezpieki na 447 osób pełniących funkcje w bezpiece Żydów było 131. Czyli nie 13 proc., jak twierdziła prof. Krystyna Kersten, tylko około 30 proc. Pewnym potwierdzeniem danych podanych przez prof. Paczkowskiego były opublikowane kilka lat później sowieckie dokumenty. W jednym z nich odpowiedzialny za pacyfikację Polski i zniszczenie podziemia niepodległościowego doradca NKWD przy MBP gen. Mikołaj Seliwanowski pisał pod koniec 1945 r.: „w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego pracuje 18,7% Żydów, 50% stanowisk kierowniczych zajmują Żydzi. W I Departamencie tego Ministerstwa […] pracuje 27% Żydów. Zajmują oni wszystkie stanowiska kierownicze. W Wydziale Personalnym – 23% Żydów, na stanowiskach kierowniczych – 7 osób. W Wydziale ds. Funkcjonariuszy (inspekcja specjalna) – 33,3% Żydów, wszyscy zajmują odpowiedzialne stanowiska. W Wydziale Sanitarnym MBP 49,1% Żydów, w Wydziale Finansowym 29,9% Żydów”.
.
Chyba najdokładniejsze dane na interesujący temat podał dr Krzysztof Szwagrzyk w „Biuletynie IPN” w 2005 r. Ustalił, że z 450 osób pełniących w latach 1944–1954 wysokie funkcje w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego (od naczelnika wzwyż) było 167 osób pochodzenia żydowskiego, czyli 37 proc. W powstałym z MBP Komitecie do spraw Bezpieczeństwa Publicznego (1954–1956) liczba ta nieco spadła i wynosiła 34,5 proc. Zważywszy na to, że Żydzi stanowili wówczas w Polsce najwyżej 1 proc. obywateli, sytuacja wydaje się dość klarowna. Szwagrzyk napisał: „W świetle zaprezentowanych danych statystycznych teza o dużym udziale Żydów i osób pochodzenia żydowskiego w kierownictwie UB sformułowana została na podstawie prawdziwych przesłanek i jako taka odzwierciedla fakt historyczny„.
.
http://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/858228//2
.
Koraszewski zatem łże, co poniekąd wytłumaczone jest jego więzami rodzinnymi. Niestety, nie on jeden.
.
Próby Kersten zaniżenia ilości procentowej osób podających w rubryce narodowość słowo „żydowska” spotkały się z odporem polskich historyków, szczególnie tych zbliżonych do IPN.
.
Wśród głosów ogólnonarodowej dyskusji warto odnotować pochodzącą z 2004 roku wypowiedź Augusta Grabskiego: „[…] wśród (neo)endeckich tropicieli pochodzenia etnicznego funkcjonariuszy państwowych i partyjnych pierwszych lat Polski Ludowej szczególne zainteresowanie budzi resort bezpieczeństwa. Jest on […] też najmocniej osadzony w wyobrażeniach społecznych jako zdominowany przez Żydów. [..] Akcentowanie przez niektórych prawicowych publicystów i historyków obcego etnicznie pochodzenia części osób w aparacie Polski Ludowej w sytuacji braku odmienności ich polityki od ogólnej polityki PPR prowadzi do wniosku, że zabieg taki jest jedynie funkcją ich rasistowskich uprzedzeń”.
.
Badanie narodowości „żydowskich katów” Polskiego Narodu to rasizm.
.
Pisanie, zupełnie na pałę, o 1%, góra 2% osób narodowości żydowskiej w stalinowskiej bezpiece to „prawda historyczna”, wynikająca z „wolności słowa” oraz „swobodnej dysputy akademickiej”.
.
Religia Holocaustu każe wierzyć, że ofiara całopalna (proszę zwrócić uwagę, że jakoś nie słychać o Żydach zamordowanych za pomocą drąga, siekiery czy łopaty, co było pospolitym losem polskich ofiar na Wołyniu) 6 milionów ma wymiar transcendentny.
Po złożeniu tej ofiary Naród Wybrany stał się oczyszczony.
Tymczasem Stefan Michnik, Józef Światło, Salomon Morel itp. nie pasują zupełnie do obrazka.
Zatem prócz zaniżenia procentowej ilości (w myśl zasady, że to nie Żydzi Polakom, ale Polacy sami sobie zgotowali stalinowskie piekło) mamy do czynienia z zaprzeczaniem istnienia narodowości żydowskiej.
.
Jan Tomasz Gross:
.
„Komuniści pochodzenia żydowskiego […] pracowali w bezpieczeństwie jako komuniści, a nie jako Żydzi czy Polacy albo na przykład Gruzini, i na uwadze mieli nie żydowskie interesy, ale interesy władzy ludowej”.
.
Zatem bycie komunistą oznaczało utratę jakichkolwiek więzi z Narodem.
.
Czemu jednak ludzie ci, nie-żydzi wg Grossa, znaleźli tak łatwo przytulisko w Izraelu?
.
Salomon Morel nie jest wszak wyjątkiem.
23.02 2018