Udało mi się, w ostatni piątek zaobserwować dziwne, czy może lepiej pospolite, zjawisko. Natknąłem się w polskojęzycznej telewizji, na piłkarskie spotkania ligowe.
Jak zostało ładnie telewidzom wyjaśnione, Ruch Chorzów nie miał już najmniejszych szans na utrzymanie, a grający z nim Górnik Łęczna musiał wygrać i… do tego oczekiwać na wynik, drugiego transmitowanego spotkania, w którym mierzyło się lubińskie Zagłębie z gdyńską Arką, przy czym pierwsza ekipa walczyła o przysłowiową pietruszkę, a druga potrzebowała zwycięstwa, zakładając najgorszy scenariusz. Wszystkiemu smaczku, miał dodawać fakt, że kibice z Lubina i Gdyni, żyją w jak najlepszej komitywie, co uwidoczniło się dość szybko na boisku. Z tym, że Łęczna wciąż wierzyła i dlatego nie mogła odpuścić, więc tego nie uczyniła, prowadząc 2-0 do 56 minuty. To również punkt kulminacyjny całej historii, która skłoniła mnie do napisania o tym przypadku. Mecz w Chorzowie zostaje przerwany z powodu rzucenia rac na boisko, przez kibiców gospodarzy, którzy rzekomo nie mogli pogodzić się ze spadkiem ich klubu z Ekstraklasy i tym samym ukazać światu swoją frustrację.
Arbiter spotkania, w związku z zaistniałą sytuacją, zadecydował o przerwaniu meczu i sprowadzeniu piłkarzy z boiska… ze względów bezpieczeństwa. W tym okresie kilkunastu minut, wymuszonej pauzy i gorących linii telefonicznych delegatów z ramienia PZPN, można było spokojnie doczekać informacji do końcowych minut meczu w Lubinie, a tam Arka prowadziła niezagrożona. Kiedy w Chorzowie, zapadła decyzja o powrocie na murawie, sprawa była klarowna. Zespół z Łęcznej nie miał szans na utrzymanie, a ze strony Chorzowian, sunął atak za atakiem. Nie wiem, czy to chęć udowodnienia kibicom ambicji i własnej wartości, ale losy spotkania radykalnie się odwróciły.Oczywiście mógł to być przypadek, psychologiczny impuls, który odmienił losy rywalizacji. Ale warto spojrzeć także na twardy interes. Spadek pewny, a można także na nim zarobić. Jeśli wiadomo, że zwycięstwo nic nie da, to ”wolno im wszystko”. Wprawdzie scenariusz, jak rodem z kultowego “Piłkarskiego pokera”, ale możliwości inwencji twórczej, znacznie rozszerzone we współczesnym świecie. Zagrać można przez wielu pośredników, internet, na rynkach azjatyckich, w trakcie meczu, etc. Kurs na remis, także pokaźny plus chęć dużego zysku, kusi niejednego “scenarztstę”. Zwycięstwa Arki moża było się spodziewać, ale czy któż mógł przewidzieć długą przerwę w Chorzowie? Wielokrotne afery piłkarskie we Włoszech, czy zeznania samych piłkarzy, świadczą o tym, że ten proceder kwitnie swobodnie, nawet w najsilniejszych i najbogatszych ligach, a wyobraźnia ustawiających łamie niejedną barierę dobrego smaku czy zwykłego sprytu. Piłkarski poker czy szereg dziwnych zbiegów okoliczności? Prawdy zapewne już nigdy się nie dowiemy…