Spróbujmy pokusić się o podsumowanie dorobku tej rocznicy. Jak zachowali się politycy, co w związku z jubileuszem zorganizował Kościół hierarchiczny, oraz – co zapewne najważniejsze – co uczyniliśmy z Chrztem Polski my, polscy katolicy?
Państwo
W przeddzień rocznicy 1050-lecia Chrztu Polacy wybrali nowe władze. Zdecydowanie odrzucili ludzi wyraźnie pragnących odciąć nas od chrześcijańskich korzeni i włączających się w promocję relatywistycznego stylu życia. Uwierzyli, że nowa władza, mająca usta pełne deklaracji o Panu Bogu, szacunku do Kościoła i poszanowaniu chrześcijańskich wartości, będzie podejmowała decyzje z tymi deklaracjami zbieżne.
I rzeczywiście w sferze symbolicznej zmieniło się bardzo wiele. Przedstawiciele władz wzięli czynny udział w uroczystościach 1050-lecia Chrztu. Podczas najważniejszych aktów tych obchodów – a więc w czasie obchodów w Gnieźnie i Poznaniu – z radosnym niedowierzaniem obserwowaliśmy, jak Zgromadzenie Narodowe, a więc wszyscy posłowie i senatorowie, biorą udział w uroczystościach religijnych. Wiele pięknych gestów w stronę Kościoła uczynił w tym roku prezydent Andrzej Duda, wiele mądrych słów w obronie Chrystusowej Owczarni padło z ust szefa partii rządzącej i premier rządu.
Tego brakowało nam przez ostatnie lata. Szkoda tylko, że w wielu wypadkach, na słowach się skończyło. Najbardziej spektakularnym tego dowodem stało się oczywiście postępowanie posłów PiS w sprawie ustawy aborcyjnej. W skutek ich działań wynikających z lęku przed czarno-marszowymi czarownicami, zginęły i ginąć będą w łonach matek kolejne polskie dzieci. Czy to nie zakłóca spokoju katolickich sumień tych polityków? Wydaje się, że ta zdrada jednak dokonała w ich sumieniach spustoszenia – może stąd nagłe wycofanie się większości przedstawicieli partii rządzącej z listopadowych uroczystości ogłoszenia Aktu Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana?
Mimo tego przedstawiciele polskiego państwa, być może właśnie dla tych sumień uspokojenia, przeznaczyli trochę pieniędzy na zorganizowanie różnorakich wydarzeń związanych z rocznicą Chrztu Polski. Narodowe Centrum Kultury dwoiło się i troiło w wymyślaniu i patronowaniu różnorakim imprezom, zarówno lokalnym jak i centralnym. Żadna z nich jednak nie była na tyle silnie promowana, by przebiła się na pierwsze strony gazet czy telewizji, zarządzanych przez ludzi bardzo przyjaznych władzy i rzekomo bardzo przyjaznych chrześcijaństwu.
Do indywidualnej oceny pozostaje również oczywiście jakość tych wydarzeń. O ile publikowane w ramach NCK filmy dokumentalne mogły być stworzone z większym rozmachem, o tyle trudno nie pochwalić chociażby licznych wystaw tematycznych otwieranych w małych miejscowościach.
Obchody „Kościelne”
Oprócz oczywistej „nieokrągłości” rocznicy 1050-lecia Chrztu Polski, od rocznicy sprzed 50 lat odróżnia ją bardzo wiele mniej i bardziej oczywistych aspektów. Gdy bowiem polscy biskupi szykowali się do obchodów Millenium, Polska opanowana była przez komunistów, które obchody te skrajnie utrudniali. Z pewnością katolicka gorliwość Polaków – zewsząd otoczonych czerwoną zarazą– była wówczas większa niż dziś, w czasach rzekomej wolności, powszechnego rozpasania i konsumpcjonizmu. Inni byli też przywódcy polskiego Kościoła. Odizolowany od świata prymas Stefan Wyszyński wiedział, że aby dobrze przeżyć obchody pod względem duchowym, należy się do nich przygotować. Tak jak Mieszko przygotowywał się do chrztu, tak jak przygotowujemy dzieci do pierwszej Komunii Świętej, czy wchodzących w dorosłość nastolatków do bierzmowania. To właśnie podczas internowania kardynał Wyszyński stworzył ideę Wielkiej Nowenny, mającej przygotować naród do wielkiej rocznicy.
Na czym polegała Nowenna? Przez dziewięć lat (tak, to nie pomyłka, narodowe przygotowania do tamtej rocznicy trwały DZIEWIĘĆ LAT) Kościół starał się wprowadzić w codzienne życie Polaków treść Ślubów Jasnogórskich. Przez te lata po kraju peregrynował najdroższy sercu ówczesnych katolików obraz Matki Bożej Częstochowskiej, a w każdym kolejnym roku rozważano kolejne ustępy złożonych na Jasnej Górze ślubów.
A jak wyglądało przygotowanie obchodów w tym roku? Owszem, należy zachować wszelkie proporcje wyraźnie rozróżniając Millenium od 1050-lecia, ale nie sposób nie zauważyć, że do rocznicy, której przeżywanie przypadło w udziale naszemu pokoleniu, nie byliśmy przygotowywani… w ogóle. A tyle się przecież w międzyczasie zmieniło.
Mimo tego, wielkim organizacyjnym sukcesem polskiego Kościoła okazała się pielgrzymka papieża Franciszka połączona ze Światowymi Dniami Młodzieży. W porównaniu bowiem z młodzieżowymi imprezami z poprzednich lat, wszystko odbyło się po prostu godnie, a do użycia na chwilę powróciła nawet łacina – odwieczny język Kościoła. Szkoda tylko, że kilka miesięcy wcześniej najwyraźniej postanowiono, że Kościół będzie zwracał się już chyba wyłącznie do młodzieży, gdyż w kraju Chopina, Paderewskiego i Kilara kościelne obchody rocznicy 966 roku podsumowywał wystawiony na stadionie… musical „Jesus Christ Superstar”.
Nie sposób jednak nie zauważyć pewnej „dobrej zmiany” w postawie tych biskupów, którzy do tej pory byli skrajnie niechętni wszelkim inicjatywom związanym z intronizacją Chrystusa na Króla Polski. Do intronizacji takiej wprawdzie nadal nie doszło, ale polscy hierarchowie mimo wszystko uznali, że to właśnie akt dotyczący królewskiej godności naszego zbawiciela powinien zakończyć obchody 1050. rocznicy Chrztu Polski. Powodów tej nagłej zmiany optyki nie przedstawiono, ale faktem pozostaje, że w krakowskich Łagiewnikach w listopadzie 2016 roku doszło do rzeczy niezwykłej w skali światowej. Jubileuszowy Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana komentowano pod każdą szerokością geograficzną. Wielu Polaków zaś, pozostaje za akt ów naszym biskupom po prostu wdzięcznymi.
Wierni
A my? Cośmy uczynili z rocznicą naszego Chrztu jako wierni katolicy? Byli tacy, którzy postanowili ponowić śluby Ojców złożone Matce Bożej na Jasnej Górze. Aż sześćdziesiąt pięć tysięcy osób podpisało się pod rotą ślubowania, złożoną u stóp Królowej Polski przez przedstawicieli Instytutu Ks. Piotra Skargi. To piękna inicjatywa.
Byli i tacy, którzy uznali, że jako naród, w rocznicę Chrztu Polski powinniśmy również pokutować za grzechy. Fundacja Solo Dios Basta zorganizowała więc w Częstochowie „Wielką Pokutę” – a więc wydarzenie, którego główną osią pozostawało niezbyt popularne w dzisiejszym świecie przyznanie się do grzechów i próba przebłagania za nie. To wielce symptomatyczne, że za organizacją tej narodowej pokuty stali właśnie świeccy, niejako podświadomie wyczuwający, że Pan Bóg nadal potrzebuje naszego żalu za grzechy, że w tej sprawie – mimo wielu zmian w Kościele – nic się nie zmieniło. Widok stu tysięcy ludzi przepraszających Boga za złe uczynki i zaniedbania, zarówno własne jak i narodowe, robił piorunujące wrażenie. Tym bardziej, że odbyło się to tuż po czarcich marszach.
Prócz duchowej walki pojawiały się też inne inicjatywy, jak chociażby publikowanie książek o wpływie Kościoła na cywilizację, o Mieszku I, oraz o Chrzcie Polski. W wielu z nich co prawda powtórzono tezy PRL-owskiej propagandy, mające świadczyć o tym, że przyjęcie wiary katolickiej przez władcę sprzed tysiąca lat było jedynie efektem politycznych kalkulacji i nie miało nic wspólnego z religijnością Mieszka, ale w wielu innych publikacjach pojawiały się odpowiednie dementi, czego w popularyzatorskich publikacjach ostatnich lat brakowało.
Nie sposób oczywiście ocenić dziś jak obchody Chrztu Polski, w tym przede wszystkim Jubileuszowy Akt Przyjęcia Chrystusa za Króla i Pana, wpłyną na naszą duchową postawę. Można mieć jednak poczucie, że uroczystości rocznicowe nie były dla dzisiejszego statystycznego Polaka wystarczająco „atrakcyjne”, by się w nie aktywnie włączyć. To zapewne znak czasów, na którego udowodnienie dobrym przykładem pozostaje promowana przez wiele instytucji świeckich i kościelnych ciekawa idea oddolnej organizacji 1050 Mszy Świętych „w intencji Polski i o wierność przyrzeczeniom chrztu”. W Polsce istnieje niemal dziesięć tysięcy parafii, ale wiernych którzy chcieli i potrafili skłonić swoich proboszczów do odprawienia Mszy w tej intencji udało się znaleźć w… 776 miejscach. To chyba jednak mało.
Świat się dziwi
Po obchodach zorganizowanych w roku 2016 można więc czuć niedosyt. Ale zanim popadniemy w pesymistyczne nastroje, warto zdać sobie sprawę, że praktycznie żadna ze wspominanych wyżej inicjatyw, nie byłaby możliwa do zrealizowania w innych częściach Europy. Podczas Kongresu Społecznego organizowanego między innymi przez NCK i Ministerstwo Kultury, na którym rozmawiano o roli chrześcijaństwa w Polsce i Europie, gościł Holender Gerard van der Aardweg. Zwrócił uwagę, że jeśli w jego kraju którykolwiek urzędnik wpadłby na pomysł organizacji takiej imprezy za państwowe pieniądze, Unia Europejska prawdopodobnie rozważyłaby interwencję zbrojną. To oczywiście przerysowanie, które jednak zmusza do zastanowienia:
czy prezydent któregoś z europejskich państw gotów byłby w świetle kamer przyjąć Chrystusa za Króla, choćby deklarował, że robi to wyłącznie na użytek osobisty?
czy Zgromadzenie Narodowe jakiegoś innego państwa mogłoby zebrać się na spotkaniu z biskupami i uroczyście proklamować wdzięczność za akt Chrztu?
czy biskupi innych krajów mają na tyle odwagi, by ogłosić akt królowania Chrystusa?
czy w innych krajach Europy funkcjonują organizacje katolickie, potrafiące zmobilizować kilkadziesiąt tysięcy sympatyków?
Odpowiedź na te pytania jest oczywiście jednoznacznie negatywna. Chcemy czy nie, jesteśmy wyjątkowi.
I może to właśnie ta wyjątkowość to nasz największy dar dla Kościoła powszechnego w 1050 lat po tym, jak staliśmy się Jego dziećmi?
Krystian Kratiuk
Jeden komentarz