Wszystko to oczywiście być może, chociaż z drugiej strony nie można przejść do porządku nad okolicznością, że jedną ze Stron Wojujących jest tak zwane Państwo Islamskie, a więc twór wprost odwołujący się do religii muzułmańskiej i z niej czerpiący inspirację. Co więcej – sprawcy zamachów, przynajmniej niektórzy, prawdopodobnie pozostawali w bezpośrednim związku, jeśli nie w służbie Państwa Islamskiego, które w ten sposób, zgodnie z wszelkimi zasadami sztuki wojennej, przenosi wojnę na terytorium wroga, za jakiego uznaje Europę, a w każdym razie te kraje, które angażują się w walkę z Państwem Islamskim. Skoro tedy już mamy wojnę, niechby nawet nie religijną, to warto zwrócić uwagę, że wojen nie wygrywa się spełniając wszystkie żądania, czy oczekiwania wroga, tylko poprzez obezwładnienie go, to znaczy – doprowadzenie go do stanu bezbronności. Tymczasem Państwo Islamskie, a być może również ci, którzy do jego powstania bezpośrednio lub pośrednio się przyczynili obecną wędrówkę ludów nie tylko musieli przewidzieć, ale być może nawet ją wkalkulować w swoją strategię, bo jużci – wyekspediowanie do Europy miliona, czy dwóch milionów, częściowo przynajmniej sfanatyzowanych młodych mężczyzn zdolnych do walki, zmniejsza zagrożenie dla bezcennego Izraela, a dla Europy – zwiększa. W jakim zatem celu Europa miałaby bez zastrzeżeń takich przybyszów przyjmować i w dodatku fundować im, kosztem swoich podatników – socjal umożliwiający im nie tylko korzystanie z mnóstwa wolnego czasu, ale w dodatku – zajęcie się wojennymi przygotowaniami? A właśnie wezwanie do takiej otwartości było przedmiotem odpowiedzi papieża Franciszka na cztery pytania polskich biskupów podczas spotkania na Wawelu. Biskup Pieronek zwrócił wprawdzie uwagę, że zdaniem papieża problem imigrantów należy rozwiązać „systemowo”, ale tak czy owak chodzi o „gotowość przyjęcia ludzi uciekających od wojen i głodu”.
Wyekspediowanie do Europy miliona, czy dwóch milionów, częściowo przynajmniej sfanatyzowanych młodych mężczyzn zdolnych do walki, zmniejsza zagrożenie dla bezcennego Izraela, a dla Europy – zwiększa
O ile spotkanie z biskupami odbywało się przy drzwiach zamkniętych, więc jego przebieg znamy tylko z przecieków, m.in. za sprawą biskupa Pieronka, o tyle papieskie kazanie wygłoszone następnego dnia na Jasnej Górze było nawet na bieżąco tłumaczone na język polski. Papież Franciszek, wprawnie, a nawet finezyjnie ubierając rzecz w religijny kostium, przedstawił swoją wizję „Kościoła ubogiego”. Uzasadnienie było jak najbardziej i ewangeliczne i maryjne, ale nietrudno zauważyć, iż taka wizja Kościoła, taki program, wychodzi naprzeciw oczekiwaniom płomiennych szermierzy „laickości” – oczekiwaniom, jakie expressis verbis przedstawił przed kilkoma laty francuski prezydent Mikołaj Sarkozy: jeśli Kościół zaakceptuje zasadę „laickości republiki”, to znaczy – zrezygnuje z wszelkich pretensji do przywództwa moralnego, przekształcając się w socjalno-charytatywną organizację pozarządową z elementami przemysłu rozrywkowego, to może nawet być przez „republikę” finansowany. Oparcie się Kościoła „pokusie władzy” to znaczy – wycofanie się z udziału w instytucjonalnych struktur przywódczych – niewątpliwie wytworzy polityczną próżnię. Kto tę próżnię wypełni? Czy przypadkiem nie ci, którzy stanowią siłę napędową komunistycznej rewolucji w Europie? To nie jest wykluczone zwłaszcza gdy – co dodaje sytuacji mimowolnego efektu komicznego – entuzjastycznym zwolennikiem „Kościoła ubogiego” okazał się przewielebny ksiądz Kazimierz Sowa, komentujący papieską wizytę dla TVN 24. Ten sam ksiądz Sowa, który doprowadził do upadku siec katolickich rozgłośni Radia Plus, który w TVN wraz z Ryszardem Petru, obecnie przez starszych i mądrzejszych postawionym na czele Nowoczesnej, zajmował się prawidłowym komentowaniem otaczającej nas coraz ciaśniej rzeczywistości, a który w roku 2013 został wynagrodzony posadą sekretarza Rady nadzorczej Krakchemii. Nie da się ukryć; wiele racji miał Mahatma Gandhi zauważając, że nic nie jest tak kosztowne, jak stworzenie wrażenia ubóstwa i prostoty.
Kulminacja papieskiej wizyty jeszcze przed nami, bo program przewiduje powrót do Krakowa, przejazd w towarzystwie młodych inwalidów tramwajem na Błonia, gdzie prezydent Krakowa wręczy papieżowi klucze do miasta. W piątek papież Franciszek ma odwiedzić obóz w Oświęcimiu – Brzezince (obecnie obowiązuje rozkaz, by znowu używać nazw niemieckich: Auschwitz-Birkenau), a w sobotę i niedzielę będzie przebywał z młodzieżą. Już teraz jednak wiadomo, że niektóre oczekiwania zostały chyba zawiedzione. Środowiska tworzące obóz nieubłaganego postępu, wśród których na plan pierwszy wybija się środowisko „Gazety Wyborczej”, oczekiwały, że papież obsztorcuje tubylczych biskupów, w następstwie czego nawrócą się oni na „apolityczność”, to znaczy – poprą bez zastrzeżeń tę polityczną ekspozyturę, którą – oczywiście w porozumieniu z Naszą Złotą Panią, Naszym Najważniejszym Sojusznikiem oraz lobby żydowskim przygotują dla naszego nieszczęśliwego kraju stare kiejkuty. Jak dotąd nic takiego się nie stało i biskupi sprawiają wrażenie, jakby nadal trwali w sprośnych błędach Niebu obrzydłych, ale kto wie – może w najbliższych dniach coś drgnie i w tej sprawie?
Byłoby to z pewnością powitane z radością i ulgą przez środowiska oczekujące na eskalację procedury, jaka w styczniu br. została wszczęta wobec Polski przez Komisje Europejską. Właśnie w przeddzień przyjazdu papieża Franciszka Komisja Europejska wystosowała wobec Polski ultimatum w postaci tak zwanych „zaleceń”, które rząd ma wykonać w terminie 3 miesięcy. Pan minister Waszczykowski już się do tego ultimatum ustosunkował oświadczając, że postępowanie Komisji Europejskiej spowoduje poderwanie jej autorytetu. Najpewniej ma na myśli to, że przewidziane w ramach uruchomionej wobec Polski procedury kroki dyscyplinujące wymagają jednomyślności, a węgierski premier Orban z góry wykluczył możliwość poparcia przez Węgry jakiegokolwiek nieprzyjaznego wobec Polski kroku na terenie Unii Europejskiej. W tej sytuacji starym kiejkutom, wykonującym zlecenia zagranicznych central wywiadowczych nie pozostanie innego, jak uruchomienie schowanego póki co Komitetu Obrony Demokracji, który wywoła rozruchy w skali ogólnopolskiej, prowokując w ten sposób rząd do reakcji, w następstwie której zostanie on oskarżony o uprawianie „terroryzmu państwowego”, który stanowi śmiertelne zagrożenie dla demokracji. W obliczu tej konieczności pan Mateusz Kijowski dostanie od starych kiejkutów rozkaz złożenia w Brukseli prośby o udzielenie Polsce „bratniej pomocy” w ramach przewidzianej w traktacie lizbońskim tak zwanej „klauzuli solidarności”. Do włączenia się w tej fazie szykuje się nawet Kukuniek, co pokazuje, że Wojskowe Służby Informacyjne, w oczekiwaniu na rozwój zaplanowanego scenariusza, mobilizują całą agenturę, nawet takich jak on emerytów. Najwyraźniej na „wojnę”, o której wspominał w lecącym do Krakowa samolocie papież Franciszek, nałoży się konflikt wewnętrzny w naszym i tak już przecież nieszczęśliwym kraju, który według wszelkiego prawdopodobieństwa przybierze postać podobna do stanu wojennego z roku 1981. Zanim jednak padną pierwsze salwy, Polska, a zwłaszcza Kraków, rozbrzmiewa hałaśliwą wesołością ludzi młodych, którzy najwyraźniej też wyczuwają, jaką rolę mają odebrać w tym widowisku, no a poza tym – jak to młodzi – zwyczajnie cieszą się życiem przy każdej okazji.
Stanisław Michalkiewicz
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).
Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 31 lipca 2016