„Żaden dobry uczynek nie pozostanie bezkarny”, głosi stare powiedzenie Ferengi. „Dobra wiadomość, to zła wiadomość”, głosi z kolei przypisywane dziennikarzom motto. Oba te cytaty Komisja Europejska powinna sobie wydrukować i powiesić na ścianie. Jako memento.
W dniu dzisiejszym Komisja Europejska zdecydowała o wszczęciu wobec Polski „pierwszej fazy procedury dotyczącej ochrony państwa prawa w związku z kontrowersjami wokół TK” (http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/1569667,Komisja-Europejska-rozpoczyna-ocene-praworzadnosci-w-Polsce). Nie wykluczone, że za chwilę euro-komisarze wrzucą drugi bieg w związku z „zagrożeniem wolności mediów w Polsce”. Fakt – polskie media nie są tak wolne, jak niemieckie – wystarczy popatrzeć, jak szybko niemieckie media informowały o Ludzie Pustyni i Sawanny demokratycznie ubogacającym kulturowo Niemki w Kolonii i innych miastach (http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19448441,niemiecka-praca-po-napasciach-w-kolonii-silne-panstwo-niczego.html). Wolność, wolność i jeszcze raz wolność. Nota bene w ślady przodującej siły postępu odważny krok na przód nad przepaścią poczynili Szwedzi popełniając dokładnie ten sam rodzaj cenzury (https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=998866243511685&id=996245840440392).
A tak na marginesie pozwolę sobie na małą polemikę. Otóż pani Renata Kim (Newsweek Polska) twierdzi, że zwłoka (6 dni!) w podaniu przez niemieckie media wiadomości o „zajściach” w Kolonii nie tylko wynikała z troski o dziennikarską rzetelność, gdzie najpierw się sprawdza info, a potem podaje (https://www.facebook.com/zelaznalogika.net/posts/990520664329228). Abstrahując od rozważań jakim babmustanem w tym kontekście okazują się „polskie media” na przykładzie sprawy posła Wiplera i jego baraszkowania z policjantką – po pierwsze – gdzie niemieccy dziennikarze mieli sprawdzić, skoro niemiecka policja ukrywa informacje? Po drugie – dlaczego w ogóle nie informowały o „zajściach”? W końcu to czy takie trudne? Podrzucam gotowca: „Grupy niezidentyfikowanych mężczyzn w Kolonii i innych niemieckich miastach w noc sylwestrową molestowały, okradały i prawdopodobnie gwałciły kobiety. Policja odmawia podania szczegółowych informacji ze względu na dobro śledztwa. Tyle. A jednak i tego nie było.
No dobrze, ale wróćmy do sprawy. Komisja Europejska wszczęła wobec Polski procedury nadzoru. Dlaczego, mimo wszystko, uważam, że to dobra wiadomość?
Spotkałem się z dwoma interesującymi, i co więcej – wzajemnie niewykluczającymi – interpretacjami wyjątkowego zainteresowania niemieckich mediów i polityków (jeszcze raz pytam – skąd tow. Schultz i Oettinger się wzięli we władzach UE? Z Timbuktu?) ustrojem i demokracją w Polsce. Dlaczego nie mająca demokratycznej legitymacji KE bez udziału przedstawicieli władz RP podjęła tak drastyczną decyzję? (Bo że herr Tusk i frau Bieńskowska są przedstawicielami ugrupowania w wyniku demokratycznych wyborów aktualnie odepchniętego od koryta, to chyba nie muszę tłumaczyć?). Są dwie opcje – obrona kasy, jaką Niemcy doją z Polski oraz próba odwrócenia uwagi od scheissu, jakiego narobiła Merkel olewając przepisy imigracyjne UE, protokół Dubliński i zapraszając Lud Pustyni oraz Sawanny do Europy.
Jak pisałem – jedno nie wyklucza drugiego. Niemniej podjęcie takich kroków wobec Polski będzie mieć swoje konsekwencje, i to takie, które popularnie określa się mianem „strzału w kolano / stopę”.
Niemcy i sterowana przez nich UE w ostatnim czasie wkurzyły wiele państw. Ale teraz nawet krytyczne, a jednak prounijne PiS nie będzie miało wyjścia i wobec tak rażącego zakwestionowania demokracji przez niedemokratyczną KE będzie musiało zmienić kurs. Wystarczy policzyć ile w ostatnim czasie głosów zbierają partie przeciwników EU, najlepiej w skali kontynentu. Zapewne wskaźniki teraz spadną, a przynajmniej się utrzymają. Niczym kurs franka w prognozach Petru. No, chyba, że PiS myśli o następnej kadencji.
Po drugie, jeśli wziąć pod uwagę aspekt kasy, widać jasno jak Niemcy traktują Polskę, a zapewne i inne państwa UE – jak folwark z baranami do strzyżenia. Tak, że tym wszystkim, którzy się dzisiaj cieszą ze „zdecydowanego ruchu KE” radzę się zastanowić – czy nie torują drogi do władzy ugrupowaniom skrajnie przeciwnym temu, co sobą reprezentuje obecna UE? I czym to się dla nich samych może skończyć? Pomyśleli o tym, a?
Fot.: MN (autentyczne!)