Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało się, ze ustawa 1066 była po prostu kolejnym objawem powszechnej w naszym kraju „biegunki legislacyjnej”. Okazuje się jednak, że prawo to może zostać wykorzystane przez przegrane w wyborach siły polityczne, do powrotu do władzy. Obecnie scenariusz ten wydaje się nieprawdopodobny, ale wydarzenia bardzo przyspieszają i widać gołym okiem, że siły, które sprawowały w Polsce władzę po przepoczwarzeniu się PRL w III RP, nie zamierzają odpuszczać i szykują atak.
W przygotowaniu podbudowy pod planowany zamach stanu stosowane są wszystkie salonowe media, które zwarły szyki i duraczą Polaków kuriozalną propagandą, jakoby zagrożona była demokracja. Niestety wielu niezbyt lotnych umysłowo obywateli naszego kraju łyka takie historyjki jak przysłowiowe „głodne pelikany”.
Jednocześnie z nawałą propagandową, w mediach pojawiają się też wypowiedzi przedstawicieli odłączonego od koryta establishmentu, które mogą sugerować planowaną sekwencje wydarzeń. Już na pierwszy rzut oka widać, że sposobem na odzyskanie władzy ma być zaangażowanie w ten proces ośrodków zagranicznych.
Dzisiaj Polsce groził między innymi szef Parlamentu Europejskiego, Martin Schulz, który stwierdził, że wydarzenia w Polsce mają charakter zamachu stanu. Ta bezczelność wpisuje się w narrację niemieckich mediów i to nie tylko tych zza Odry, ale też tych nad Wisłą. Berlin najwyraźniej nie może się pogodzić z utratą wpływów w Polsce i wygląda na to, że rozważana jest jakaś opcja awaryjna.
Wspomniany już Martin Schulz jeszcze we wrześniu groził między innymi naszemu krajowi, twierdząc, że powrót nacjonalizmów jest wykluczony i w razie konieczności „duch europejskiej wspólnoty” musi być narzucony siłą. Można tutaj zadać pytanie: czy kontrowersyjna ustawa 1066 była potrzebna właśnie po to, aby kiedyś legalnie i bez wojny, wprowadzić na terytorium naszego kraju jakieś siły rozjemcze, które będą nas godzić, gdy polskojęzyczne media do reszty podzielą naród?
Zapowiedzi stworzenia armii UE zwanej dla niepoznaki „strażą graniczną” i pozostającą w dyspozycji Brukseli mogą niepokoić. Ale nawet bez tego można sobie wyobrazić bratnią pomoc w Polsce na kształt tej jakiej sami udzieliliśmy Czechom i Słowakom w 1968 roku. Miejmy nadzieje, że do tego nie dojdzie, bo o ile można sobie wyobrazić polskich „lemingów” nakręconych przez media, którzy witają z kwiatami wkraczającą Bundeswerę, to trzeba sobie zdawać sprawę, że przynajmniej część narodu chwyci po broń pamiętając, że wkroczenie na nasze terytorium obcych wojsk kończyło się zawsze rozbiorem naszego kraju.
Źródło: ZmianyNaZiemi.pl