Tama z Trzech Powodów (cz.II)
15/09/2011
475 Wyświetlenia
0 Komentarze
18 minut czytania
Oto druga część artykułu w obronie Tamy Trzech Przełomów w Chinach: dostarcza 10% energii, zapewnia sprawny transport w sercu wielkiego kraju, a przede wszystkim chroni przed wielkimi i niszczącymi powodziami.
Potrzebę wybudowania T3P dostrzegł już i jej szkic nakreślił w 1919 roku dr Sun Jat-sen, czwarty przywódca demokratycznej rewolucji i ojciec nowożytnej Republiki Chińskiej. Pierwszy projekt, z motywacją głównie energetyczną, wykonali inżynierowie Kuomintangu w 1932 roku, ale wobec pilniejszych priorytetów kosztowny i bardzo trudny pomysł został odłożony na półkę. W czasie II wojny światowej amerykańscy inżynierowie, wykorzystując swe doświadczenie z budowy słynnego projektu hydroenergetycznego z doliny Tennessee TVA (Tennessee Valley Authority) dokonali pomiarów i sporządzili kolejny projekt tej inwestycji, ale kiedy po wojnie w Chinach zmienił się ustrój i o projekcie po powodzi w 1954 rokuprzypomniał sobie Mao Tse-tung, o współpracy nie mogło już być mowy ze względów politycznych. Ówczesny minister energetyki Li Rui uznał zresztą, że Chin nie stać na taki projekt, że szkoda zabytków i ziemi na zatopienie i że lepiej będzie budować dużo małych zapór na górskich dopływach Yangze niż przegradzać samą rzekę w środku biegu. Pojawiła się też rywalizacja pomiędzy władzami prowincji Syczuan (która leży powyżej tamy i musiałaby ponieść większość kosztów), a prowincji Hubei, która leży poniżej i odniosłaby najwięcej korzyści. Zasadnicza motywacja zmieniła się jednak z energetycznej na głównie prewencyjną. Ok. 1958 Mao Tse-tung już nalegał na rozpoczęcie budowy, bo chciał mieć największą tamę na świecie, ale na przeszkodzie stanęły Rok Wielkiego Skoku (1960), a potem realia Rewolucji Kulturalnej.
Dopiero po dojściu do władzy Deng Xiaopinga (który pochodził z Syczuanu), ojca chińskich reform i jednego z najwybitniejszych przywódców w historii Chin w 1979 r. ruszyły prace projektowe, w tym studium wykonalności przedstawione przez konsorcjum 5 firm kanadyjskich w 1988 roku. Dopiero jednak dziesięć lat później zaczęto forsować projekt budowy tamy. Im bardziej jednak nasilała się rywalizacja amerykańsko-chińska, tym silniej narastała krytyka projektu na Zachodzie, przede wszystkim od strony skutków ekologicznych. Al Gore b. wiceprezydent USAz pomocą amerykańskiej Narodowej Rady Bezpieczeństwa w 1994 rdoprowadził do zakazu udzielania pomocy kredytowej i gwarancyjnej ze strony US Export-Import Banku dla firm, które współpracują przy realizacji projektu. Oznacza to, że w praktyce całość budowy Chińczycy wykonali sami i za własne pieniądze.Dla sfinansowania projektu, którego koszt jak dotąd zamknął się w 25 mld $, stworzono specjalny fundusz rządowy, na który przeznaczono wpływy z podatku dopisanego do rachunków za elektryczność pobieranego od gospodarstw domowych (w grudniu 2001 Bloomberg ocenił to żródło na 12 mld $), z zysków pierwszej, już działającej w systemie elektrowni Gezhouba z 1970 roku (powyżej miasta Yichang — tama o długości 2560 m, zbiornik retencyjny i 2 elektrownie wodne o mocy 960 MW i1760 MW)oraz z kredytów i pożyczek komercyjnych.Inwestycja musiała jednak być przekonywująca ekonomicznie, skoro takie prywatnebanki, jak Morgan Stanley czy Goldman Sachs, kupiły obligacje wypuszczone na ten cel przez Chiński Bank Rozwoju.
Przeciwko budowie tamy uruchomiono potężną machinę propagandową prawie we wszystkich krajach Zachodu. W Polsce dramatyczne reportaże znad Yangze słał Jacek Pałkiewicz z tygodnika "Wprost" (np. Nr 1103,18 stycznia 2004). W Chinach pojawił się też mocno nagłaśniany ekologHou Xueyu, anieznana przedtem dziennikarka Dai Qing wyrosła na męczennicę systemu, kiedy za pisanie o zagrożeniu największą katastrofą ekologiczną w dziejach świata skazano ją na 10 miesięcy więzienia. Zarzuty przeciwników dotyczyły głównie trzech obszarów: losu przesiedlonych ludzi, utraty zabytków i unikalnego krajobrazu, oraz zagrożeń dla środowiska.
Jest oczywiste, że wyzwania inżynierskie o takiej skali nie odbywają się bez bolesnych kosztów, także ekologicznych. Zbiornik T3P zatopił bezpowrotnie 17.160 ha doskonałej lessowej ziemi w najwyższej kulturze rolnej i 3.867 ha terenów przybrzeżnych innego przeznaczenia. Pod wodą znalazło się około 34,8 mln m. kw. powierzchni mieszkalnej. Dodatkowo tysiące ha przepadną później wskutek wtórnej rozbudowy dróg, zabudowy miejskiej, przeprowadzenia linii elektrycznych, rurociągów itp. Trzeba było na stałe przesiedlić co najmniej 1,4 mln ludzi. Częściowo przenieśli się oni do nowych osad budowanych powyżej linii zaplanowanego zanurzenia, ale blisko milion został przeniesionych do wielkich miast, np. do Szanghaju, gdzie czekała na nich praca. Przyspieszyło to zwykły proces przechodzenia ludności ze wsi do miast, chociaż z pewnością był proces bardziej bolesny i dramatyczny niż migracje powolne i dobrowolne. Gdyby poprzestano na tamie wysokości 156 m, tak jak zatwierdził ją chiński parlament w 1992 roku, przesiedlić trzeba byłoby tylko 520.000 ludzi. Była to jednak koncepcja, w której priorytetem było zapobieganie powodziom. W roku 1997 zmieniono plany i znacznie podwyższono tamę, aby dodatkowo uzyskać więcej energii. Tu trzeba jednakże zauważyć, że te dwa cele – przeciwpowodziowy i energetyczny – są w gruncie rzeczy eksploatacyjnie sobie przeciwstawne, czyli sprzeczne. Aby zapobiegać powodziom utrzymuje się stale niski stan zbiornika, po to by w razie przyboru wód mógł ich wchłonąć jak najwięcej. Aby produkować energię utrzymuje się wysoki stan wody w zbiorniku, aby wykorzystać większą energię spadku.
Spiętrzenie i spowolnienie biegu rzeki wiąże się w oczywisty sposób z ryzykiem zamulenia zbiorników i wzrostu biologicznego zanieczyszczenia wody. Chiny to kraina lessowej gleby i Yangze (choć jeszcze bardziej Huang-ho, nazwana od lessu Żółtą Rzeką) niesie do morza setki milionów ton żyznego mułu rocznie. Obliczono, że rocznie na dnie zbiornika zatrzyma się 530 milionów ton tego mułu, co szybko może pozbawić zbiornik możliwości powstrzymywania powodzi. Skoro zaś mułu tego zabrakło teraz przy ujściu rzeki, osłabło życie biologiczne w delcie i przyspieszeniu uległa tam erozja oraz zasolenie. Już teraz morze w czasie przypływu wchodzi 700 km korytem rzeki w głąb lądu. Mówi się także o tym, że nadmierne osady mułu mogą łatwo zatkać śluzy i przeciążyć tamę. To właśnie było przyczyną katastrofy tamy Bangiao na rzece Ru w prowincji Henan w czasie tajfunu Nina w 1975 roku. Tama pękła, a za nią pod masami wód i ciężkiego błota puściło kolejnych 61 mniejszych tam w dole rzeki. Zginęło wtedy 26.000 osób, a potem w wyniku epidemii czerwonki, duru i głodu zmarło dalsze 145.000. 11 milionów ludzi trzeba było ewakuować. Podobny był powód przerwania tamy Sanmenxia na rzece Huangho. Mówi się i o tym, że ponieważ T3P leży dokładnie na złączu tektonicznym waga samej tamy, masy spiętrzonych za nią wód i nanosów mułu mogą przeciążyć naprężenia górotworu i wywołać trzęsienia ziemi. Tak było w przypadku tamy Katse w Lesotho w południowej Afryce. O tym, że tama może być celem ataku atomowego lub sabotażu ze strony terrorystów, nawet nie warto wspominać.
Problemem ekologicznym jest niewątpliwie i to, że plankton mnożący się w zbiorniku za tamą wydycha zwiększone ilości metanu, który też jest gazem cieplarnianym. Obliczono, że zbiorniki elektrowni wodnych wydzielają w stosunku do produkowanej przez nie energii równowartość ok. 5-25% tych gazów cieplarnianych, jakie powstałyby w elektrowni spalinowej. Na północy mniej, w tropikach więcej. Yangze, największa rzeka Chin rozdziela ten wielki kraj na umiarkowaną klimatycznie północ i tropikalnie wilgotne południe, więc zbiornik T3P zawiera bulion z glonów. Cóż można odpowiedzieć na takie zarzuty? Ano to, że T3P zaoszczędza spalania 40-50 mln ton bardzo zasiarczonego chińskiego węgla rocznie, a zatem nie uwalnia 2 mln ton dwutlenku siarki i 10.000 ton tlenku węgla (czadu) rocznie. Aby nie dopuścić do biologicznego przeciążenia i zaśmiecania zbornika rząd chiński przeznaczył dodatkowe 5 mld $ na budowę 150 oczyszczalni ścieków i 170 zakładów utylizacji śmieci wzdłuż rzeki powyżej tamy. Po zbiorniku pływa specjalnie zaprojektowany statek, wart 2,5 mln $, którego zadaniem jest zagarnianie, zbieranie, odsysanie i przerób powierzchniowych zanieczyszczeń i śmieci pływających na 630-kilometrowym odcinku podniesionej przez tamę rzeki.
Ekolodzy twierdzą, że to największe na świecie przedsięwzięcie hydrologiczne szybko doprowadzi do katastrofalnych zmian w środowisku całego regionu, że wyginie kilkadziesiąt gatunków zwierząt i roślin, jak np. rzeczny delfin flagowy (Lipotes vexillifer, po chińsku baiji), chiński aligator (Alligator sinensis, po chińsku t’ou-lung) lub chiński jesiotr trąbonosy (Psephurus gladius, po chińsku baixun) ryba anadromiczna, która nie zmieniła się od czasów dinozaurów. Miecz Damoklesa wisi nad żurawiem syberyjskim (Grus leucogeranus), znajdującym się na granicy wyginięcia. Z ogólnej populacji tego prześlicznego ptaka, ocenianej już tylko na 3-4 tys. osobników, prawie 95% zimuje co roku nad Yangze właśnie w rejonie obecnego zalewania. Tu jednak trzeba zauważyć, że akurat to właśnie Chińczycy są jednymi z najlepszych na świecie specjalistów od hodowli i rozrodu zagrożonych gatunków. Świadczy o tym znakomity rezerwat pandy wielkiej w Wolong, uratowanie jelenia milu, antylopy cziru, salamandry olbrzymiej, itp. Na światowym rynku wiwaryjnym pojawia się też coraz więcej ofert jaj i przychówku aligatorów chińskich, a dla żurawia syberyjskiego powiększono właśnie rezerwaty bagien Poyang Hu i Dong Dongting Hu.
Bodaj najmniej wymierna, ale dla Chińczyków (i turystów) najbardziej bolesna jest nieodwracalna utrata piękna Trzech Przełomów, opiewanego przez niezliczone pokolenia chińskich poetów i malarzy. Po Wielkim Murze Chińskim i terakotowej armii w Xian, spływ przez trzy przełomy (200 km!) był trzecią wielką atrakcją turystyczną Chin. W sumie na trasie 630-kilometrowego zalewu jest ponad 1300 bezcennych zabytków i stanowisk archeologicznych z liczącej ponad 5000 lat pisanej historii Chin. Są toświątynie z czasów dynastii Ming i kamienne budowle dynastii Han. Podobnie jak w przypadku Tamy Assuańskiej na Nilu, gdzie np. polscy inżynierowie i archeolodzy pomagali przemieścić świątynię Abu Simbel, także i tu starannie przemieszczono i zrekonstruowano wielu z nich, ale wielu nie dało się uratować z uwagi na ich rozmiary lub charakter. Np. jaskinie grzebalne ludu Ba sprzed 4000 lat, wydrążone w skałach na północnym brzegu pierwszego, tylko 8-kilometrowego przełomu Qutang (Ryczącego), zostały zatopione po wyniesieniu resztek wiszących na skałach trumien i szczątków. Pod wodą znalazła się też słynna „cesarska ścieżka” burłaków wykuta wąsko wzdłuż skały drugiego przełomu Wu (Czarownic), gdzie ludzie, zaprzężeni jak konie po 100-200 chłopa, przeciągali barki w górę rzeki na wielkich linach z bambusowych włókien. Pokonanie 3P pod prąd trwało dwa tygodnie. Trzeci przełom Xiling (Cieni) składa się z serii wąwozów, zwanych przełęczami Końskiego Płuca, Byczej Wątroby, Księgi Sztuki Wojennej i Cennej Szpady. Przełom Cieni ma 80 km długości i jest najdłuższy spośród Trzech Przełomów. Koryto Jangcy było tu bardzo nierówne: w najgłębszym miejscu miało 180m, a po chwili już tylko 15m głębokości. Wystarczył moment nieuwagi, by rozpruć dno statku na podwodnej skale. Jeszcze do połowy XX wieku każdą łódź przeciągali tutaj burłacy. Podczas spływu co dwudziesty sampan ulegał zniszczeniu, a co dziesiąty uszkodzeniu. Czas ten bezpowrotnie przeszedł do historii. Turyści nie poczują już dreszczyku przy slalomie wśród porohów, ani nie porobią zdjęć stękającym rytmicznie burłakom, niebezpiecznie balansującym na krawędzi skały. Groźna dotąd rzeka napędza teraz turbiny T3P. Dziś prawdziwych Cyganów też nie ma. Przeszłości zawsze trochę żal, tak jak róż, gdy lasy płoną.
Bogusław Jeznach