Człowiek związany przez długie lata z tygodnikiem "Wprost" należał w młodości do ZSMP, później do PZPR, w której przez pół roku był członkiem i sekretarzem Komitetu Centralnego. W 2007r. IPN podał, że Marek Król był tajnym współpracownikiem SB.

"Zapisałem się do partii, by mieć pracę. Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że był to koniunkturalizm – tłumaczy swe postępowanie Marek Król w wywiadzie dla tygodnika "Uważam Rze". – Przez jakiś czas grałem jakieś role, choćby tego sekretarza. Teraz czuję się normalnym człowiekiem". Były szef gazety "Wprost" twierdzi, że jego rozstanie ze środowiskiem postkomunistów, a następnie "Gazety Wyborczej" nastąpiło w połowie lat 90-tych.

W czasach komuny przychodził do redakcji "Wprost" niski blondyn, z którym trzeba było z urzędu pogadać o panujących nastrojach. "Byłem TW, o którym wszyscy wiedzieli, bo w małej redakcji dla każdego było jasne, po co on (niski blondyn) przychodzi" – tłumaczy rozmówca.

Marek Król zamierzał w tym roku walczyć o miejsce w Senacie. Zebrał wraz ze swym komitetem 2500 podpisów, z których komisja wyborcza zakwestionowała około 600. Jego kandydatura została więc odrzucona (utrącona?). Niedoszły senator twierdzi, iż te działania wynikają z nacisków Aleksandra Kwaśniewskiego i Adama Michnika.

W końcu sierpnia br. wystąpił Marek Król pod namiotem Solidarnych na Krakowskim Przedmieściu. Prezentuje prawicowe poglądy i chce naprawić "głupoty, które popełnił" w przeszłości. "Przyznam, że w jakimś sensie jestem PiS-owcem" – mówi były sekretarz KC, który wyraża swój podziw dla Jarosława Kaczyńskiego i jego postawy oraz krytyczne zdanie o Donaldzie Tusku i jego wspólnej grze z Putinem przeciwko prezydentowi RP Lechowi Kaczyńskiemu.

Pozwolą czytelnicy, że notkę tę pozostawię bez komentarza. Te uwagi powstaną w toku ewentualnej dyskusji lub przyjmą formę osobnego tekstu.