Można by, więc zadać pytanie, po co się trudzić? Stare chińskie porzekadło głosi, że „lepiej jest zapalić, choć jedną świecę, niż przeklinać ciemności”. I to jest jedna z przyczyn. Druga to imperatyw dawania świadectwa PRAWDZIE, zwłaszcza gdy ci do tego instytucjonalnie powołani nie czynią tego, a nawet wręcz przeciwnie; zakłamują rzeczywistość w sławetnym „porozumieniu ponad podziałami polskich elit”. Mam tu na myśli naszych przewielebnych „duszpasterzy”, którzy w swym faryzejstwie demonstrują daleko posunięty infantylizm i ograniczenie umysłowe, mając jedynie na uwadze swą własną pychę, pełny brzuch i wielkość niedzielnej tacy i to wszystko w momencie krytycznym w dziejach ludzkości.
Dyskusja jaka rozgorzała na kanwie mego ostatniego artykuły na NEonie24 , skłoniła mnie do uzupełnienia poruszonego w nim tematu.
Zresztą, może nie była to wielka dyskusja, jednak nie jestem przyzwyczajony do uwag pod moimi publikacjami. Zwykle, zwłaszcza na portalach głównego nurtu „intelektualnego” III RP, takich jak S24 , nieliczni „dyskutanci” nie bardzo pojmują idee mych artykułów, jedynie intuicyjnie wyczuwając moje odstępstwo od prezentowanej na forum linii, obrzucają mnie inwektywami, dotyczącymi nie treści publikacji, ale poziomu mej inteligencji, wartości mego wykształcenia, moich powiązań rodzinnych, lub agenturalnych. Na bardziej tradycyjnych portalach zdarzają się też „mentorzy”, jak na przykład jeden zapisany pod wspomnianym na wstępie artykule:
Tytuł mnie zmylił. Myślałem, że będzie o czymś innym. Wypracowanie szkolne …żałko
Można by, więc zadać pytanie, po co się trudzić? Stare chińskie porzekadło głosi, że „lepiej jest zapalić, choć jedną świecę, niż przeklinać ciemności”. I to jest jedna z przyczyn. Druga to imperatyw dawania świadectwa PRAWDZIE, zwłaszcza gdy ci do tego instytucjonalnie powołani nie czynią tego, a nawet wręcz przeciwnie; zakłamują rzeczywistość w sławetnym „porozumieniu ponad podziałami polskich elit”. Mam tu na myśli naszych przewielebnych „duszpasterzy”, którzy w swym faryzejstwie demonstrują daleko posunięty infantylizm i ograniczenie umysłowe, mając jedynie na uwadze swą własną pychę, pełny brzuch i wielkość niedzielnej tacy i to wszystko w momencie krytycznym w dziejach ludzkości. Nawet przy konserwatywnym założeniu, że do nikogo z tą prawdą nie dotrę, działanie takowe jest konieczne, gdyż jest wysoce prawdopodobnym, że niedługo wszyscy staniemy przed obliczem Pana, przeto warto mieć gotową odpowiedź na pytanie: co synu zrobiłeś by odmienić tą sodomę, w której tyle swych lat przeżyłeś?
Ale ab ovo. Wspomniana dyskusja pokazała, że są jeszcze wśród nas ludzie zdolni do analitycznego myślenia na fundamencie prawa naturalnego (dziesięciu przykazań). Z drugiej jednak strony uwydatniła „pęknięcie” pomiędzy płciami. Panie, z typowym dla swej płci brakiem logiki broniły „swoich”. Jedna z dyskutantek, lekką ręką rozgrzeszyła nasze młode „panie”, które na emigracji poznają swoich czarnych mężów, też emigrantów, co mają zrobić, poza zaprezentowaniem swej rodzinie w kraju „dzieciątek”? Co mają zrobić? A co robią panowie, którzy równie masowo emigrują? Osobiście nie widziałem ani jednego z czarną żoną, a „polskich pań” zauważa się tysiące!
Miłe panie, dopóki nie zaczniemy nazywać rzeczy po imieniu i oceniać ich zgodnie z dekalogiem, dopóty będziemy zawsze gubić się w bezpłodnych dyskusjach prowadzących donikąd. Osobiście preferuję dyskusje oparte na merytoryce a nie ideologii. Zamiast dzielić się na mężczyzn i kobiety, prawicowców i lewaków, postępowców i konserwatystów i udowadniać jeden drugiemu, która jakość jest lepsza; spróbujmy ocenić, co jest dobre, a co złe, co jest prawdą a co kłamstwem, co jest moralne a co nie. Tym bardziej, że „polskie panie” na świecie przynoszą wstyd nie tylko kobietom, ale i mężczyznom. W swych biznesowych podróżach po świecie, w kontaktach z zagranicznymi kontrahentami, często po zaprezentowaniu się jako Polak, napotykałem znaczące uśmieszki i oględne opowiadania o Polkach z którymi do czynienia mieli oni lub ich przyjaciele. Przyznam się, że przyjemności mi to nie sprawiało, tym bardziej, że za granicą z punktu widzenia obcych, członkowie jednej nacji mają się do siebie tak blisko, jak krewni. A komu może podobać się anegdota, jak dobrze spółkowało się komuś z jego siostrą?
Niedawno natknąłem się na artykuł omawiający statystykę międzynarodowych małżeństw dotyczący kilkuletniego okresu w Republice Federalnej Niemiec, z podziałem na płcie. Jak można było przypuszczać, na pierwszym miejscu znajdowały się związki Niemców i Turków, stanowią bowiem oni w RFN znaczącą mniejszość. Przy czym ilość małżeństw Turków z Niemkami i Niemców z Turczynkami była prawie jednakowa. W „kategorii pań”, drugie miejsce po Turczynkach zajmowały Polki, ze stu tysiącami związków z Niemcami. W statystyce mężczyzn natomiast, Polacy nie znaleźli się nawet na końcu listy, ukazującej dane w przedziałach jednego tysiąca minimum. Czemu to przypisać? Z jakiego to powodu Polki „zakochiwały” się masowo w Niemcach, a Polacy w Niemkach nie? Racjonalne wytłumaczenie jest tylko jedno, naturalna skłonność kobiet do prostytucji, która u mężczyzn jest jedynie szczątkowa. Przy czym prostytucja jest zdefiniowana, jako szeroko pojęty handel własnym ciałem w zamian za dobra materialne, pozycję, społeczną, karierę, itp., lub najczęściej tylko obietnice powyższego. Haniebny charakter tego procederu dotyczy właśnie tych „pań”, które to „zakochały się” (jak to głoszą słowa współczesnej piosenki) „od pierwszego wsadzenia”, a nie tych „pracujących” na ulicach czy w domach publicznych. Te ostatnie bowiem, w większości”, są ofiarami mężczyzn (tak – krytyka mężczyzn!) kanalii zwanych sutenerami! Te pierwsze natomiast z całą świadomością i bez przymusu same zamieniają się w towar, czyli z podmiotu (człowieka) przekształcają się za jakieś korzyści w przedmiot. Czy może być coś bardziej podłego i godnego pogardy?
Od zarania PRLu do dnia dzisiejszego w III RP, w głowach Polaków panuje całkowity chaos pojęciowy dotyczący tego zjawiska. Był on zawsze katalizowany przez okupanta w celu demoralizacji kobiet, a w końcowym rozrachunku zniszczenia Narodu, czego dziś jesteśmy świadkami. Przy czym pomieszanie to dotyczyło tych Polaków, których z biedą, ale można było nazywać elitą. Bowiem obecne „elity” nie mają z Polską nic wspólnego, poza postawionym im zadaniem dokończenia likwidacji Narodu!
Dla ilustracji tego chaosu, przytoczę epizod z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Otóż, w prywatnej korespondencji z ówczesnym prezesem Stowarzyszenia Wspólnota Polska , ś.p. profesorem Andrzejem Stelmachowskim , podniosłem ten temat. W odpowiedzi na to otrzymałem Jego radosne stwierdzenie, że „Polki to sobie umieją poradzić w życiu”, poparte przykładem, że wszyscy ambasadorowie Włoch w Polsce, wyjeżdżali zawsze z kraju z polskimi żonami. Piszący te słowa pan profesor, był na pewno Polakiem w odróżnieniu od obecnych „polskich oficjeli”. Nie mogłem przeto pojąć, czemu jemu, jako Polakowi, sprawia radość fakt wyścielania przez Polki włoskich łóżek. Dla nikogo normalnego, w żadnym innym kraju, nie byłby to powód do dumy. Wśród muzułmanów związek nawet z członkiem innego plemienia jest hańbą, którą można wymazać jedynie krwią! Niestety, tak jak wspomniany pan profesor, inni Polacy też nie są w stanie zrozumieć koncepcji prostytucji, ani pojąć funkcji i znaczenia kobiet w ramach narodu.
W PRLu, „panie” wydające się za „paszport obcokrajowca”, lub za kluczki „garbusa”, którym z Berlina zachodniego przyjechał Turek, lub Arab, stanowiły obiekt podziwu i zazdrości.
Jak widać z komentarza jednego z dyskutantów, przez te lata nic w pojmowaniu tych spraw się nie zmieniło. Cóż miała robić „pani”, która chciała wyemigrować? Paszportów wtedy nie dawano! Oczywiście prostytuować się z obcokrajowcem! A może lepiej by było prostytuować się z milicjantem z biura paszportowego komendy? Przynajmniej „zostałoby w rodzinie”. Sama emigracja też pozytywem moralnym nigdy nie była!
Ale oczywiście wolno „wyjść za ciapatego”! Nie powinno zabraniać się emigracji. Rodzenie czarnych „dzieciątek” też nie jest przestępstwem, a w realiach III RP nawet „awansem cywilizacyjnym” oraz dowodem „europejskiej tolerancji”. Takie sytuacje bywają w każdym społeczeństwie. Są one jednak wyjątkiem, a nie regułą, jak w III RP i to właśnie jest przyczyną jej agonii.
W początku lat 90-tych, odbywałem podróż pociągiem z Frankfurtu nad Menem do Wrocławia. Był późny wieczór i do przedziału dosiadła się tylko jedna osoba, Polka w zaawansowanej ciąży. Od razu też zaczęła rozmowę, a raczej zwyczajem pań, monolog. Wyjechała „na saksy” do Niemiec, by zarobić na mieszkanie. Poznała tam Niemca i wyszła za mąż. Opisywała mi jak źle traktuje ją mąż i teść, poniewierając nią i kpiąc z jej polskości. Z prawdziwą zajadłością przekonywała mnie, że Niemcy to tumany i brutale. Opowiadała o tym ile jej jeszcze brakuje do uskładania funduszy na mieszkanie we Wrocławiu. Pełna schizofrenia! Zbliżaliśmy się do Wrocławia. Powiedziała mi, że jedzie do rodziców tam mieszkających i ojciec zapyta ją czy to dziecko w jej brzuchu będzie Niemcem? Zaintrygowany tą wypowiedzią, po raz pierwszy spojrzałem na nią uważniej. W jej oczach zobaczyłem autentyczną rozpacz.
Kobieta ta była jeszcze wychowana za czasów PRLu, stąd też jej ludzkie odruchy mitygowane schizofrenią, zjawiskiem dość powszechnym wśród emigrantek konsumujących wraz ze swymi zagranicznymi mężami „owoce luksusu i wolności”. Dziś pokolenie urodzone w III RP ma nawet 25 lat i jest w pełni wytresowane przez okupanta.
W większości, młode kobiety to suki, gotowe nawet, wzorem carycy Katarzyny, spółkować z ogierem, byle znaleźć zaspokojenie, otrzymać dobry wikt i opierunek i nie musieć o nic więcej się kłopotać. Wszystko inne jest dla nich zupełnie bez znaczenia!
Mężczyźni, tak zwani „młodzi wykształceni z dużych miast”, to w większości ignoranci, łysawi kolesie z brzuchami utuczonymi na „browarku”, z głupimi kaprawymi oczkami wpatrzonymi w „świetlaną europejską przyszłość”, siejący na drogach postrach w swych „wypasionych” SUV BMW lub innych arcydziełach niemieckiej techniki. Ponieważ do niczego się nie nadają to eksportują swe siostry, by zapracowały na ich „europejski dobrobyt”. (uwaga! znów krytyka mężczyzn).
Natomiast biedni Arabowie, czy Turcy, zostawiają swe kobiety w domu i sami jadą jeść gorzki chleb emigranta, a Polki, w charakterze tzw. „Comfort women” osładzają im tam pobyt. I dlatego ich nacje przetrwają i na przekór dążeniom światowej oligarchii, będą się rozwijać, a Polska i Polacy……Każdy może sobie sam dopisać konkluzję
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata