Do drugiej tury zostają cztery dni. Choć środa dopiero, to wszyscy mówią o „końcówce kampanii”. Nie chcę obrażać czy podważać działalność Ruchu Kontroli Wyborów, w którym zaangażowało się wielu moich przyjaciół i znajomych. Przejrzałem właśnie wiele dokumentów Ruchu i różnych relacji w sieci i mogę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem ilości wykonanej pracy. Nijak nie mogę jednak znaleźć jednego, jedynego elementu, który dla mnie stanowi sens tej całej pracy: samodzielnie obliczonego wyniku wyborów.
Skoro wyniku nie ma 10 dni od pierwszej tury, to jak sobie państwo wyobrażają turę drugą?
To po co ten cały pogrzeb?
Naiwnie liczyłem, że będziemy mieć nie tylko ludzi w komisjach, co wymaga pewnego zachodu – ale i drugi, niezależny system w postaci wolontariuszy z samochodami, którzy w noc powyborczą objadą każdy po kilka-kilkanaście komisji i pofotografują wywieszone protokoły, po czym przekażą je do centrali. Przy założeniu, sądzę że prawdziwym, że fałszerstw reżim dokonuje nie w komisjach obwodowych a wyżej – czyli że protokoły wywieszane przez komisje obwodowe zawierają dane prawdziwe – ludzie z samochodami pozwoliliby na utworzenie względnie tanim kosztem ogólnokrajowego niezależnego systemu obliczania głosów. Pracę wolontariuszy warto na wszelki wypadek dodatkowo zdublować. Byłaby nie komplementarna, uzupełniająca, ale równoległa do tego, co wiemy od własnych członków komisji. Ten model działania pozwoliłby RKW następnego dnia wcześnie rano podać wyniki wyborów własne, pochodzące z dwu lub większej liczby równoległych systemów obliczania głosów. Działanie własnego systemu/systemów kontroli wyborów warto było też z wyprzedzeniem przetestować – tak jest – jak w wojsku: kazać ludziom ćwiczebnie objechać w jedną noc i obfotografować wszystkie lokalizacje, przekazać jakieś ćwiczebne dane do czynnych przez całą noc centrów regionalnych i ogólnokrajowego. Próba generalna pozwoliłaby usunąć nieuniknione braki i niedociągnięcia, sprawdzić ludzi, sprzęt i środki łączności. Zaproponować udoskonalenia.
Co do zasady bowiem, nie wolno opierać się na wynikach urzędowych PKW, ani nawet się na nie powoływać dla potwierdzenia. Posunięcie takie przekreśla wszak sens całego przedsięwzięcia. Nie ma żadnej PKW. Nie ma ruskiej budy. Precz z komuną.
A niczego takiego nie widziałem. W poniedziałek w lokalnym biurze wszyscy gapili się w telewizor… Właściwie już wieczorem 10 maja, po zliczeniu głosów i zwycięstwie w I turze zarysował się czarny scenariusz, który niestety jest realizowany: że skoro Andrzej Duda „wygrał” według oficjalnych danych reżimowej PKW, to nie ma sensu wyniki obliczać samodzielnie. Że możemy oto spocząć na laurach, bo fałszerstw żadnych „nie ma”.
To nie tylko naiwność, ale i droga do pewnej katastrofy.
Reżim kilka miesięcy temu sfałszował wybory samorządowe. Liczba głosów nieważnych to 20% (w wyborach obecnych liczba głosów nieważnych to 1-2%). Dlaczego dyktatura miałaby rezygnować z użycia swych możliwości? Dlaczego miałaby się litować? Dlaczego miałaby nie zabijać Polski, którą zabija od 25 lat?
Dlatego, że wystraszyła się narodowego odrodzenia? Mieliśmy już parę narodowych odrodzeń. Nie boi się ich nikt.
Dlatego że kontrolerzy wyborów choć się niczego nie doliczyli, to w ogóle byli i coś liczyli? Pliz… To jeszcze mniej dorzeczne niż narodowe odrodzenia.
Dlatego że reżim stać na kohabitację z prezydentem autentycznym, który i tak nic nie może? A kampanię Komorowski tylko markuje, świadom wyczerpania własnych możliwości działania i równi pochyłej, na której też przez niego znalazło się „dobro wspólne”?
A może dlatego, że pojawiły się „podziały w KC PZPR” a towarzysze, by tym skuteczniej kopać się po kostkach, lekkomyślnie postanowili w swe kabały i kontrkabały wmontować teoretyczną opozycję, i nie zdążą już tego odkręcić?
Nie wiem doprawdy które z tych tłumaczeń jest głupsze. Nic prócz marzeń ściętej głowy nie wskazuje, by namiestnik Rosji tylko markował własną kampanię. Funkcja prezia jest za cenna dla państw rozbiorowych, a w rękach kogoś z charakterem kohabitacja w wielu co najmniej formalnych zakresach będzie niemożliwa. Z drugiej strony, z Komorem na czele wkrótce – za dwa, trzy lata – zgodnie z planem i wytycznymi rosyjskiej polityki historycznej, ogłoszonymi przez Putina w Gdańsku w roku 2009 okaże się, że to Polska wywołała II wojnę światową.
Nie. Rosja prezydentury nie odda.
Warto pamiętać, że dyktatura tak czy owak ma liczne możliwości pokrzyżowania kontroli wyborów; może np. polecić milicji zatrzymywać fotografujących albo rozbić kilka centrów regionalnych. Dlatego wybory z wrogiem, który nie przestrzega zasad minimum mam za kwadraturę koła, a ekscytowanie się nimi za puszczanie w gwizdek pary a dokładniej – puszczanie w gwizdek narodowego odrodzenia. Nie znamy jednak, jak zwykle, wszystkich uwarunkowań – i jeżeli cokolwiek można zmienić przez udział w wyborach, to musimy mieć prawdziwe wyniki następnego dnia wcześnie rano.
Tak by od południa organizować masowe wystąpienia uliczne.
I to o nich, właściwie przede wszystkim o nich trzeba było myśleć.
Nie wiem czy da się coś zmienić lub naprawić w cztery dni. Chyba tylko techniką ruską, czyli masowością ataku 😉 Apeluję o jak najliczniejszy udział w tych wyborach. Gdyby udział namiestnika spadł poniżej 10%, to może to zrobi wrażenie na jego oficerach prowadzących.
Mariusz Cysewski
PS. Wiedzieli państwo, że Bronisław Komorowski mógł być współpracownikiem służb już w latach 70-tych? Zob. zwłaszcza końcówkę filmu niżej (14:50):
Kontakt: tel. 511 060 559
ppraworzadnosc@gmail.com
https://www.facebook.com/groups/517163485099279
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com
http://www.facebook.com/cysewski1
W matriksie ""3 RP""... https://sites.google.com/site/wolnyczyn/
Jeden komentarz