Czy filozof, i to na dodatek uczeń Husserla, jest kremlowskim ideologiem nowego rosyjskiego imperium?
Kolejny odcinek pietkunowej „Wojny buntowniczej” odpowiada twierdząco na to pytanie. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że popularność w kręgach rosyjskiej władzy Iwan Aleksandrowicz zawdzięcza połączeniu wywodzących się jeszcze od Platona idei propaństwowych z delikatnie zarysowaną teorią übermenscha. A po za tym, mówiąc zwyczajnie po ludzku – daje uzasadnienie, i to metafizyczne, dlaczego należy trzymać społeczeństwo ‘za mordę’.
Dzisiaj nie pamiętamy, jak wielki wpływ miał na współczesnych hrabia Lew Tołstoj (znany nam jako autor „Wojny i pokoju”). Bo przecież jego idea „nieprzeciwstawienia się złu przemocą” (jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu i drugi) wywierały wpływ nie tylko na współczesnych Rosjan, ale i na… Mahatmę Gandhiego!
A w czasach bardziej nam współczesnych – dr Martina L. Kinga.
Zaledwie cztery lata po jego śmierci nadeszła największa w dziejach świata pożoga, zwana potem pierwszą wojną światową.
Jeden z późniejszych filozofów rosyjskich pisał: Całym swym sercem czuję, jak wielka prawda żyła w Tołstoju i jego twierdzeniu, że wojna, sąd – to wszystko kłamstwo, straszny fałsz, szaleństwo (Fiodor Stiepun, kwiecień 1915).
A przecież czyn żołnierski, liczony w milionach ofiar, był bezdyskusyjny. Jak wytłumaczyć upadek tak powszechnie wyznawanych idei?
Upadek, który najboleśniej dotknął samą Rosję, i to na dziesiątki lat?
Co więcej, doświadczenia pierwszych dwóch dekad XX wieku dowiodły, że tylko i wyłącznie siła może przeciwstawić się innej sile.
Wydaje się, że w tym właśnie należy szukać inspiracji idei Iwana Aleksandrowicza Iljina. Sam zresztą to potwierdza we wstępie do swojego najważniejszego dzieła O sprzeciwianiu się złu siłą:
Groźne i brzemienne w skutki wydarzenia, które spadły na naszą piękną, lecz nieszczęsną ojczyznę, rozchodzą się palącym i oczyszczającym ogniem w naszych duszach.
W ogniu tym płoną wszystkie fałszywe założenia, błędy i przesądy, na których wznosiła się ideologia dawnej rosyjskiej inteligencji. Na tych podstawach nie powinno się było budować Rosji; błędy te i przesądy prowadziły ją ku rozkładowi i zatraceniu.
W ogniu oczyszczającym nasze dusze odnawia się nasza religijna i państwowa powinność, otwierają się nasze duchowe źrenice, hartuje się nasza miłość i wola. A pierwsze, co dzięki temu zrodzi się w nas, to będzie religijna i państwowa mądrość wschodniego Prawosławia, a zwłaszcza rosyjskiego Prawosławia. Tak, jak odradzająca się ikona ujawnia majestatyczne jakości dawnego przesłania, utracone i zapomniane przez nas, ale niedostrzegalnie obecne i nas nieopuszczające, tak poprzez nasze nowe widzenie i pragnienie niech ukaże się dawna mądrość i siła, która prowadziła naszych przodków i budowała naszą świętą Ruś!
W poszukiwaniach tego widzenia, myślą i miłością zwracam się do was, biali wojownicy, którzy niesiecie prawosławny miecz, wolontariusze rosyjskiej państwowej powinności! W was żyje prawosławna rycerska tradycja; wy życiem i śmiercią umocniliście się w dawnym i prawym duchu służby; wy przechowaliście sztandary rosyjskiego Miłującego Chrystusa Rycerstwa. Wam poświęcam te strony i Przywódcom waszym. Niech miecz wasz będzie modlitwą, a modlitwa wasza niech mieczem będzie!
1.
Iljin dostrzega, jak bardzo utopijne były hasła głoszone przez Tołstoja:
I właśnie dlatego jest czymś koniecznym, aby raz na zawsze uwolnić się od takiego ujęcia problemu, które z tak ślepym uporem zaszczepiali i stopniowo zaszczepili w niedoświadczone filozoficznie dusze hrabia L. N. Tołstoj, jego współwyznawcy i uczniowie.
Wychodząc od czysto osobistego, obiektywnie niepogłębionego i niesprawdzonego doświadczenia „miłości” i „zła”, z góry rozstrzygając zarówno głębię, jak i rozległość samego zagadnienia, zawężając wolność własnego moralnego widzenia poprzez czysto osobiste odrazy i względy, nie poddając uważnej analizie ani jednej z potępianych treści o charakterze duchowym (np. „przemoc”, „zło”, „religijność”), przemilczając podstawy i ponaglając do kategorycznej odpowiedzi, ta grupa moralizujących publicystów błędnie postawiła pytanie
i błędnie na nie odpowiedziała; i dlatego emocjonalnie, nierzadko dochodząc do złości, postulowała swoje błędne rozwiązanie błędnie postawionego pytania jako objawioną przez Boga prawdę. I skoro materiał historii, biologii, psychologii, etyki, polityki i całej duchowej kultury nie mieścił się w wykoncypowanych schematach i formułach, a schematy i formuły, które pretendowały do powszechnej ważności nie godziły się na eliminację1, wówczas oczywiście miał miejsce wybór „właściwego” materiału i odrzucenie „niewłaściwego”, przy czym niedostatek pierwszego uzupełniany był za pomocą artystycznie „przekonujących” konstrukcji. Obwieszczano naiwnie idealistyczny pogląd na ludzkie istnienie, a czarne otchłanie historii i duszy odchodziły i milkły. Dokonywało się wytyczanie fałszywych granic dobra i zła: bohaterzy uważani byli za nikczemników; natury bezwolne, bojaźliwe, hipochondryczne, patriotycznie martwe, antyobywatelskie – wychwalane były jako cnotliwe. Szczera naiwność przeplatała się z rozmyślnymi paradoksami, sprzeczności odsuwano jako sofizmaty; niegodzący się na zło i niepokorni okazywali się ludźmi zdeprawowanymi, sprzedajnymi, egoistami i hipokrytami6. Cała siła indywidualnego talentu wodza i cała fanatyczna ograniczoność jego następców skupiła się na tym, aby przypisać innym własną pomyłkę i rozpowszechnić własny błąd. I jest czymś naturalnym, co znacznie ważniejsze, że w tym tragicznym czasie wszechświata, nauka, która uzasadnia słabość, gloryfikuje egocentryzm, toleruje bezwolność, uwalnia duszę od społecznych i obywatelskich powinności, musiała cieszyć się powodzeniem wśród ludzi, szczególnie nierozumnych, bezwolnych, słabo wykształconych i skłonnych do upraszczającego, naiwnie idealistycznego światopoglądu. W ten sposób nauka hrabiego L. N. Tołstoja i jego zwolenników przyciągała do siebie słabych i prostodusznych ludzi i, przyznając sobie kłamliwy pozór zgodności z duchem nauki Chrystusa, zatruwała rosyjską religijną i polityczną kulturę.
Bo wojna powszechna i wielka rewolucja proletariacka na nowo postawiły przed Ludzkością pytania:
2.
Pisze dalej:
W rzeczy samej, cóż więc oznaczałby „brak sprzeciwu” w sensie wszelkiego nie sprzeciwiania się? Oznaczałoby to przyjęcie zła: dopuszczenie go do siebie i oddanie mu wolności, pola i władzy. Jeśli przy zaistnieniu takich warunków nastąpiłby bunt zła, a brak sprzeciwu przedłużałby się, oznaczałoby to podporządkowanie się mu, poddanie się mu, uczestnictwo w nim i, ostatecznie, przekształcenie siebie w jego narzędzie, w jego organ, w jego ognisko, rozkoszowanie się i nasiąknięcie nim. (…)
Bo ten, kto zupełnie nie sprzeciwia się złu, ten powstrzymuje się także przed jego potępieniem; potępienie, choć w pełni wewnętrzne i milczące (jeśli takie byłoby możliwe!), jest już bowiem wewnętrznym sprzeciwem, brzemiennym w praktyczne konsekwencje i napięcia, walką i protestem. Mało tego, dopóki żywa jest w duszy dezaprobata albo chociaż smutny wstręt, dopóty człowiek jeszcze się sprzeciwia; on być może buntuje się nieskutecznie, lecz jest całkiem rozdarty, on walczy wewnątrz siebie i w następstwie tego samo przyjęcie zła nie zachodzi; zupełnie bierny na zewnątrz, sprzeciwia się złu wewnętrznie: osądza je, oburza się, demaskuje przed sobą samym, nie poddaje się mu w strachu i pokusie; i, nawet ulegając po części, wyrzuca to sobie, oburza się na siebie, odwraca się od zła ze skruchą; nawet zachłystując się, sprzeciwia się i nie tonie.
(…)niesprzeciwiający się złu, wcześniej czy później dochodzi z konieczności do przekonania, że zło nie w pełni jest złe i nie tak bardzo jest bezwzględne; że są w nim niektóre cechy pozytywne, nawet niemało, być może one nawet przeważają. I tylko dlatego, że człowiekowi udaje się stłumić swoją zdrową odrazę i przekonać siebie o białości czerni – gasną ostatki sprzeciwu i urzeczywistnia się zdrada. A gdy odraza cichnie i zło nie jest przeżywane jako zło, wówczas niezauważalnie dokonuje się przyjęcie: dusza zaczyna wierzyć, że czarne jest białe, przyzwyczaja się i upodabnia, sama staje się czarna i już oto przyjmuje to z uznaniem oraz rozkoszuje się i, oczywiście, wychwala to, co daje jej rozkosz.
Takie oto jest duchowe prawo: niesprzeciwiający się złu nasiąka nim i zostaje przez nie owładnięty.
3.
Zdaniem rosyjskiego filozofa Tołstoj i jego zwolennicy tak naprawdę proponowali walkę ze złem, ale jedynie na płaszczyźnie wewnętrznej:
Nie ma wątpliwości, że hrabia L. N. Tołstoj i zgadzający się z nim moraliści wcale nie nawołują do takiego bezwzględnego niesprzeciwiania się, które byłoby jednoznaczne z dobrowolną moralną samodeprawacją. I nie miałby racji ten, kto próbowałby ich zrozumieć w ten sposób. Przeciwnie, ich idea polega przede wszystkim na tym, że walka ze złem jest konieczna, lecz w całości należy ją przenieść w wewnętrzny świat człowieka, a przy tym w szczególności tego człowieka, który sam w sobie tę walkę toczy; taki walczący ze złem człowiek może znaleźć w ich pismach nawet cały szereg pożytecznych rad.
„Niesprzeciwianie się”, o którym oni piszą i mówią, nie oznacza wewnętrznego oddania się złu i przyłączenia się do niego; przeciwnie, ono jest szczególnym rodzajem sprzeciwu, to znaczy dezaprobaty, osądzenia, odrzucenia i przeciwdziałania. Ich „niesprzeciwianie się” oznacza sprzeciw i walkę; jednak tylko przy pomocy niektórych, wybranych środków. Oni wyznaczają cel: pokonanie zła, lecz dokonują osobliwego wyboru dróg i środków. Ich nauka jest nauką nie tyle o złu, ile o tym mianowicie, w jaki sposób go nie pokonać.
4.
Zdaniem Iwana Aleksandrowicza złu trzeba się przeciwstawiać również i na płaszczyźnie zewnętrznej.
Gdy trzeba, nawet siłą.
5.
I tu, moim zdaniem, dochodzimy do sedna jego rozważań, które są atrakcyjne nie tylko dla aktualnej ekipy z Kremla, ale, powiedzmy sobie otwarcie, dla każdego rządu mniej lub bardziej demokratycznego w dowolnym kraju na kuli ziemskiej.
Otóż Iwan Aleksandrowicz stosuje podział, pozwalający na rozróżnienie teoretycznie tego samego użycia siły wobec innej osoby:
Zanim przejdę do końcowej prezentacji głównego problemu dotyczącego sprzeciwiania się złu siłą, muszę podjąć jeszcze jeden wysiłek, aby uprzątnąć drogę. Przede wszystkim więc należy wyjaśnić, co jest „przymusem” [принуждение], a co „przemocą” [насилие]. Czy są jednym i tym samym, czy też między jednym a drugim zachodzi zasadnicza różnica? Jeśli tak, to na czym ona polega?
W celu rozwiązania tego istotnego problemu, jakże w podstawach przez sentymentalnych moralistów poplątanego i do tego jeszcze cierpiącego z braku odpowiednich terminów, należy na początku powrócić do ogólnego, rodzajowego pojęcia, wobec którego można użyć terminu „przymus” [заставление] (mówiąc dosłownie: „zniewalające zastosowanie siły wobec istoty ludzkiej”).
Przymusem należy nazywać takie narzucenie woli wobec wewnętrznej albo zewnętrznej struktury człowieka, które nie zwraca się bezpośrednio do duchowego widzenia i przyjęcia go przez duszę w miłości, lecz stara się zmusić ją do określonego działania lub je uprzedzić. Jest czymś zrozumiałym, że jeśli poprzedzające je zwrócenie się do duchowego widzenia (bądź to w słowach perswazji, bądź w formie nastawienia policzka) dokona i spowoduje w duszy stan oczywistości, wówczas powstanie wolne przekonanie, a zachodzące wtedy działanie wolitywnej siły będzie organicznie wolne, a nie zniewolone. Tak więc jeśli wcześniejsze zwrócenie się do przyjęcia na mocy miłości wywoła w duszy stan miłości, to pojawi się zgoda i jedność, a zachodzące wówczas działanie wolitywnej siły będzie organicznie wolne, a nie zniewolone.
Takie przymuszające narzucenie woli na ludzkie życie może urzeczywistniać się w zamkniętych obszarach indywidualnego istnienia: człowiek może stosować przymus wobec siebie, może to także zachodzić to w relacji dwóch albo więcej ludzi: ludzie mogą stosować przymus wobec siebie nawzajem. Każdy przymus jest albo samoprzymusem [самозаставление], albo przymusem stosowanym wobec innych [заставление других]. Z kolei przymus ten może wyrażać się za pomocą wpływania na motywy postępowania (np.: autorytarny rozkaz, zakaz18, groźba, bojkot), ale może także wyrażać się jako bezpośrednie oddziaływanie na ludzkie ciało (np.: szarpanie, uderzanie, związywanie, więzienie, zabójstwo). Zgodnie z powyższym należy rozróżniać przymus psychiczny [психическое заставление] i przymus fizyczny [физическое заставление], przy czym i samoprzymus, i przymus stosowany wobec innych mogą mieć zarówno psychiczny, jak i fizyczny charakter.
Tak więc człowiek umysłowo zmęczony albo senny, albo zmagający się z natrętnym uczuciem lub fantazją, albo parający się nielubianą pracą umysłową, albo przyswajający sobie cokolwiek w sposób mechaniczny (np.: uczenie się na pamięć, rozwiązywanie zadań arytmetycznych, niektóre wewnętrzne ćwiczenia pamięci i koncentracji itd.), może wyzwolić się od przyczyny swojego samopoczucia, niezależnie powstającego nieprzezwyciężonego napadu lenistwa, snu albo rozkoszy i przenieść ten ośrodek na celowo wzmagającą się energię ducha, i poddać stan swojej psychiki kształtującemu przymusowi. Człowiek może przymuszać siebie wewnętrznie, zmuszając się do wysiłku i nawet zmuszając siebie do przymusu. Taki stan psychicznego samoprzymusu można określić terminem samozmuszania [самопонуждение].
Analogicznie do tego możliwy jest także przymus fizyczny, który zazwyczaj bywa sprzężony z przymusem psychicznym. I tak na przykład wszystkie rodzaje fizycznego wysiłku, które podejmowane są bez prostego zaangażowania czy przynajmniej chęci lub podejmowane przez człowieka znużonego, różnego rodzaju leczenie ciała, bezruch przy męczącej operacji, wszystkie praktyki ascetyczne związane z cierpieniem ciała, lecz nie prowadzące do ekstazy. W tych wypadkach człowiek wzmacnia się duchowo, aby pod przymusem wywołać w sobie określone stany ciała o charakterze aktywnym (np. wysiłek mięśni) albo o charakterze biernym (np.: stanie na słupie). Człowiek w rzeczywistości może nie tylko przymuszać siebie psychicznie, ale i zmuszać ciało do realizacji i jej braku określonych czynów. Taki stan można określać terminem samozmuszania [самопринуждение].
Przymus wobec innych jest więc możliwy w psychicznym i fizycznym porządku.
6.
Walka ze ZŁEM usprawiedliwia.
Zdaniem Iljina „człowiek stosujący przymus” wcale nie czyni tym samym rzeczy złej i nie tylko wtedy, gdy stosuje przymus wobec siebie samego, ale i wtedy, gdy czyni go wobec innych.
To przesłanie, pozytywne, dla funkcjonariuszy państwa.
Nieco inaczej, ale w końcu podobnie w sferze moralnej, sformułował to bodaj trzysta lat temu słynny francuski kat, ojciec Charlesa Henriego Sansona, zwanego katem Rewolucji Francuskiej:
Wieszać, palić na stosie, łamać kołem nie jest grzechem. Gdyby nie to, nie zachowalibyśmy ani kęsa.
Ten sam przymus, aczkolwiek nieco bardziej drastyczny, ale przecież nie wg swego widzimisię, ale… z nakazu państwa.
7.
Iwan Aleksandrowicz był nieodrodnym dzieckiem swojej epoki. To przecież Nitsche jako pierwszy (a przynajmniej powszechnie) mówił o nadczłowieku.
O osobie, która z racji posiadanych wartości jest powołana do przywództwa.
U Iljina brzmi to nieco inaczej, aczkolwiek, gdy się dobrze wsłuchać, podobnie:
Tak kształtuje się jeden z tragicznych paradoksów ludzkiego życia na ziemi:
szczególnie ludzie lepsi powołani są do tego, aby prowadzić walkę ze zbrodniarzami, wstępować z nimi w nieuniknione wzajemne oddziaływanie, przymuszać ich za pomocą złej woli, przecinać ich złe działanie i przy tym prowadzić tę walkę niedobrymi środkami, wśród których miecz wciąż jeszcze będzie najbardziej prostym i szlachetnym.
Ludzie lepsi, a więc…. nad-ludzie.
Ważną rolę w tym wszystkim pełni państwo:
Państwo musi prowadzić walkę ze zbrodniarzami i jest to rzeczą konieczną oraz duchowo słuszną, lecz drogi i środki tej walki mogą być niecnotliwe i bywa, że zmuszają do niecnotliwości. I oto tylko ludzie lepsi zdolni są podjąć się tej niecnotliwości, nie zarażając się nią; odnaleźć i zachować w niej odpowiednią miarę; pamiętać o jej niecnotliwości i o jej duchowym niebezpieczeństwie oraz odnaleźć dla niej indywidualne i społeczne antidotum. Szczęśliwi są w porównaniu z rządzącymi państwem, mnisi, uczeni, artyści i obserwatorzy: im dane jest tworzyć czyste dzieło czystymi rękami. Jednak nie sąd i nie potępienie powinni nieść polityce i wojnie, lecz wdzięczność dla nich, modlitwę za nie, pozyskanie mądrości i oczyszczenie, albowiem powinni rozumieć, że istnieją czyste ręce dla czystego dzieła tylko dlatego, że inni mają czyste ręce do nieczystej roli. Powinni pamiętać, że gdyby u wszystkich ludzi strach przed grzechem okazał się silniejszy od miłości do dobra, to życie na ziemi byłoby zupełnie niemożliwe.
Oto organizacja państwa.
Nad-ludzie (ludzie lepsi) popełniając nawet niegodziwości tak naprawdę służą dobru. Dzięki ich poświęceniu istnieje społeczeństwo; mogą egzystować artyści, ludzie pracy, mnisi.
A jeśli cos nawet wydaje się niecnotliwe (nieetyczne), to przecież w imię Wyższego Dobra.
Wojna, zielone ludziki na Ukrainie, to przecież tylko po to, by chronić od wieków mieszkających tam Rosjan.
Nie wierzę, że istnieje jakakolwiek „doktryna Iljina”, nakazująca podbijać mniejsze narody.
To raczej wymysł, coś na kształt bajki o „żelaznym wilku”.
O wiele groźniejsze jest przesłanie O sprzeciwianiu się złu siłą, gdyż usprawiedliwia każdą niegodziwość Państwa i/lub jego organu.
Bo przecież człowiek, który nie walczy ze ZŁEM, poddaje się mu, i sam staje po jego stronie.
Takie oto jest duchowe prawo: niesprzeciwiający się złu nasiąka nim i zostaje przez nie owładnięty.
W kraju panującej oficjalnie ortodoksji chrześcijańskiej argument nie do przecenienia.
….
….
Cytaty za:
Katarzyna Krasucka IWAN A. ILJIN I JEGO DOKTRYNA O SPRZECIWIANIU SIĘ ZŁU SIŁĄ
(rozprawa doktorska napisana pod kierunkiem prof. dr. hab. Jerzego Kopani)
Katowice 2008
22/3.03 2015