Wypowiedzi członków rządzącej w Polsce ekipy na temat Ukrainy robią wrażenie pijackiego bełkotu bez składu i ładu, ale czy w tym szaleństwie nie ma metody?
Jeżeli te wypowiedzi połączy się z innymi kompromitującymi warszawski rząd to można dojść do wniosku, że w sumie nie jest to dzieło przypadku, ale fragment jakiejś kampanii zmierzającej do dokonania przekształceń w istniejącym układzie władzy.
Jest rzeczą drugorzędną czy dotyczy to działań tej części koterii, która została pominięta w nowym rozdaniu czy odwrotnie, jedynym pożytecznym rezultatem tej afery może być wyłącznie upadek rządzącego Polską układu w całości.
Niestety wygląda na to, że społeczeństwo polskie nie jest jeszcze przygotowane na taką okazję, a sytuacja jest podbramkowa i wymaga przyśpieszonych działań.
Przede wszystkim przy tej okazji pękł nadęty balon europejskiej pozycji warszawskiego rządu. Pani Merkel na spółkę z Putinem pokazali gdzie jest jego miejsce zatrzaskując przed nosem premierki tego rządu mediolański salon.
Ale przecież to nie wszystko, została też dokonana wsypa z jakimiś spiskami rozbiorowymi Ukrainy i obnażony poziom politycznej orientacji i dyplomatycznego talentu nowego warszawskiego ministra spraw zagranicznych.
Byłby to zresztą tylko niezbyt wybredna krotochwila gdyby nie fakt, że ta zabawa odbywa się kosztem Polski, a nie wyłącznie warszawskiego rządu tymczasowego.
Niestety dla świata ten rząd reprezentuje Polskę i wszyscy Polacy muszą płacić jego rachunki zarówno w dosłownym jak i przenośnym znaczeniu.
Sam wygląd jego przedstawicieli, maniery, poziom intelektualny, żenujący brak obycia i znajomości języków, stanowi najgorszą wizytówkę Polski.
Mam uzasadnione podejrzenia graniczące z pewnością, że tak właśnie ma być, tak ma być reprezentowana Polska żeby można było nią pomiatać.
Mamy do czynienia nie z przypadkiem czy błędami, ale z akcją celową prowadzoną konsekwentnie od wielu lat, I nie jest to tylko złośliwość byłego premiera, który też nie był orłem, jakby to określić eufemicznie, ale który w zestawieniu z następcami chciałby wypaść pozytywniej, lecz nominacje przypominające wiek XVIII w Polsce, tylko że na dużo niższym poziomie.
Wplątanie rządu warszawskiego w sprawę Ukrainy zaczyna przypominać udział Polski w wojnie północnej, z której na nas przypadły tylko jej koszty.
A przecież sprawa ma dla Polski czyste i wymierne znaczenie, nie chodzi, bowiem o Ukrainę, ale o skuteczne powstrzymanie rosyjskiej agresji przynajmniej na obszarze europejskich jej sąsiadów.
Sprawa ukraińska ma wiele różnych aspektów, które z punktu widzenia polskich interesów, a nawet więcej, polskiej historycznej racji, mogą mieć różne oceny.
Zacznijmy od spraw najbardziej przyziemnych, a mianowicie stosunków gospodarczych:
– mimo ciągle podkreślanego ważnego sąsiedztwa praktycznie stosunki gospodarcze z Ukrainą nie mają dla Polski żadnego znaczenia. Dla Ukrainy o tyle ważniejsze, że Polska jest miejscem ukraińskiej emigracji zarobkowej, oczywiście nie tak cenionym i atrakcyjnym jak Niemcy czy inne kraje Europy zachodniej, ale ważnym, bo łatwiej dostępnym i traktowanym często, jako etap w wędrówce na zachód. Jedyne, co stale egzystuje w stosunkach między Polską i Ukrainą to handel przygraniczny, Polacy wyjeżdżają w weekendy na Ukrainę po paliwo samochodowe, papierosy i alkohol, a Ukraińcy do Polski po żywność i artykuły codziennego użytku.
W latach poprzedzających nasze wejście do UE Ukraińcy podobnie jak i Rosjanie kupowali u nas masowo konfekcję, ale aprecjacja złotówki i obostrzenia graniczne praktycznie ten obrót zlikwidowały z wielką stratą dla ludności polskich wschodnich województw.
Praktycznie rzecz biorąc z Ukrainą nie ma czym handlować, import z niej do Polski to zaledwie jedna czwarta polskiego eksportu w tym kierunku, a i ten wykazuje tendencje spadkowe. W I półroczu 2014 r. wykazał spadek o przeszło 23 % osiągając zaledwie 2 mld dolarów, również lokowanie polskich inwestycji na Ukrainie nie wygląda dobrze. Ten wielki kraj /drugi, co do obszaru w Europie/ z przeszło czterdziestomilionową ludnością wytwarza mniej niż kraje wielokrotnie od niego mniejsze, a w przeliczeniu na mieszkańca ma zaledwie około 6 tys. dolarów PKB, czyli połowę najuboższych krajów UE.
Powszechny bezwład i korupcja uniemożliwiają zorganizowanie gospodarki, a do tego jeszcze dochodzi niszcząca wojna na wschodzie kraju.
W tych warunkach myślenie o wejściu Ukrainy do UE należy traktować, jako czystą mrzonkę, można jedynie stworzyć warunki sprzyjające współdziałaniu, tylko że wśród ludności na Ukrainie oznacza to tylko stworzenie możliwości pracy w UE i ucieczki z tej krainy nędzy.
Potentaci UE nie potrafią znaleźć miejsc pracy dla mieszkańców krajów unijnych z Polską na czele, udzielanie Ukrainie pomocy z nadzieją na jej produktywne wykorzystanie bez opanowania wszechwładnej korupcji i powszechnej kradzieży pieniędzy publicznych jest po prostu bez sensu.
Bardziej pożyteczne byłoby wspieranie inwestycji zagranicznych na Ukrainie przy stworzeniu warunków dla bezpiecznego lokowania, małe są bowiem szanse na radykalne zmiany w kraju, który jest pochłonięty wewnętrznym konfliktem wspieranym zewnętrzną agresją.
Wyniki wyborów świadczą o utrzymaniu mocnej pozycji rządzącej oligarchii bezlitośnie łupiącej kraj, zresztą sam Poroszenko jest jej przedstawicielem.
Nie widać w najbliższej przyszłości szans na poprawę sytuacji gospodarczej na Ukrainie.
Polityczne przesłanki państwa ukraińskiego są bardzo słabe i nie mają dłuższej historii. Powoływanie się na związki historyczne z Rusią Kijowską, Halicką czy Włodzimierską budzi wątpliwości choćby z zupełnie innych źródeł istnienia tych państw, nie mówiąc o braku więzi językowej, bowiem wszystkie źródła piśmiennicze z tamtych czasów posługują się językiem staroruskim, zwanym też cerkiewnym. Nic też dziwnego, że Ruś kijowska traktowana jest przez Rosjan, jako pramatka ich własnej ojczyzny – Rosji wywodzącej się z Rusi moskiewskiej, zwanej też Rusią Wielką.
Niezależnie od sporów etymologicznych na temat pojęcia „ukraina” można z niejakim trudem nawiązać historię współczesnej Ukrainy do zaistnienia „hetmanatu” zaporoskiego zwanego też ukrainnym. Jednakże twór Chmielnickiego nie miał charakteru suwerennego państwa i sam Chmielnicki wahał się, co do wyboru między Rusią moskiewską, Polską i Turcją ostatecznie poddał się Moskwie grzebiąc nadzieje na wybicie się na niepodległość na setki lat.
Próby zerwania z Moskwą czynione przez Mazepę i Wyhowskiego okazały się niewypałem, jak choćby w przegranej przez Karola XII bitwie pod Połtawą ze względu na fakt, że Mazepa zamiast obiecanych 15 tys. ukraińskich wojsk przyprowadził zaledwie 1.500 ludzi.
O fragmentarycznych próbach tworzenia ukraińskiej państwowości możemy mówić dopiero w momencie zakończenia I wojny światowej z inicjatywy niemieckiej w Kijowie /hetmana Skoropadskiego/ i austriackiej z nadzieją włączenia wschodniej Galicji do federalnej Austrii.
Obie próby okazały się nieudane i dopiero powstanie ukraińskiej republiki ludowej pod przewodnictwem Petlury stworzyło nadzieję na powstanie państwa ukraińskiego. Niestety mimo pomocy udzielonej przez Polskę i zdobycia przez polskie wojsko Kijowa, republika ukraińska nie doczekała się poparcia własnego narodu wystawiając zaledwie 30 tysięczną armię, co oczywiście nie wystarczyło do obrony Kijowa przed bolszewikami.
W ten sposób nadzieje na stworzenie państwa ukraińskiego zgasły zanim zdążyły się rozpalić.
Bolszewicy stworzone przez siebie republiki rzekomo narodowe, między innymi i ukraińską traktowali, jako propagandowe atrapy, bowiem rządzone były przez pełnomocników Moskwy, z reguły narodowości rosyjskiej, a panującym językiem w tych republikach był rosyjski.
Nie można, zatem wywodzić historii współczesnego państwa ukraińskiego z sowieckiej republiki, tym bardziej, że dla zachowania odpowiedniego udziału ludności rosyjskojęzycznej na Ukrainie włączono do niej okręg doniecki i Charków, który był nawet początkowo stolicą USSR, a nawet już za Chruszczowa – Krym.
Rozpad Sowietów spowodował powstanie odrębnych państw na terenach dawnych sowieckich republik. Faktyczną niezależność uzyskały jedynie republiki bałtyckie, włączone ostatecznie do UE. Pozostałe związano z Rosją na zasadzie przynależności do „wspólnoty niezależnych państw”.
Ze względu na niezdolność rosyjskich władz do stworzenia efektywnej wspólnoty gospodarczej, a także utrzymywanie stałej dominacji rosyjskiej w wielu krajach tej „wspólnoty” ujawniły się tendencje do uniezależnienia się.
Najdalej poszła Gruzja wymawiając uczestnictwo w tej organizacji.
Reakcja rosyjska była natychmiastowa i bezwzględna, przy użyciu rosyjskich wojsk oderwano od Gruzji część jej terytorium i utworzono odrębne „republiki” uznawane wyłącznie przez Rosję.
Tendencje do uniezależnienia Ukrainy, niezależnie od źródeł pochodzenia, znalazły poparcie społeczne na skutek katastrofalnego położenia gospodarczego tego kraju.
Ukraina – kraj zasobny ma w przeliczeniu na mieszkańca najniższy dochód w Europie.
Prorosyjskie rządy Janukowicza korzystające z preferencji rosyjskich nie potrafiły oprawić sytuacji gospodarczej kraju i to była główna przyczyna narastania nastrojów antyrosyjskich i proeuropejskich. Organizatorzy „majdana” mieli ułatwione zadanie w sytuacji odmowy ze strony Janukowicza podpisania układu z UE.
W chwili obecnej przy świadomości rosyjskiej agresji, oderwania Krymu i wojnie o oderwanie zagłębia donieckiego istnieje z jednej strony tendencja do zespolenia sił i powstania ukraińskiej solidarności narodowej, ale z drugiej strony wobec przedłużającego się stanu zapaści gospodarczej, a nawet niepewności przetrwania państwa pojawiły się tendencje do ucieczki z obszaru Ukrainy.
Dotyczy to wszystkich regionów włączonych do Ukrainy w wyniku zaborczych działań Stalina, nikt miejscowej ludności nie pytał czy chce żyć w Sowietach.
Z takich regionów nie bardzo przystających do reszty kraju należałoby wymienić „Zachodnią Ukrainę”, Bukowinę i Ruś Zakarpacką.
Łącznie jest to obszar około 100 tys. km2 z ludnością blisko 8 milionów.
Objawiają się na nim różne tendencje, jak powrót do Rumunii i Węgier, stworzenie obszaru autonomicznego związanego z Polską itp.
W tej chwili najistotniejsze znaczenie ma czy obecny rząd w Kijowie będzie w stanie stworzyć perspektywy na poprawę warunków życia na Ukrainie. Jak na razie głównym jego zmartwieniem nie jest nawet wojna z agresją, ale własne utrzymanie się na powierzchni. Jego władza jest, bowiem iluzoryczna i jeżeli w najbliższym czasie nie zdoła wytworzyć stanu opanowania wewnętrznej anarchii to jego los będzie podobny do poprzedników.
Istnieje całkiem realna obawa, że następnym rządem na Ukrainie może być już tylko nieukrywany gubernator rosyjski, który zaprowadzi w kraju „porządek”, czyli posłuch władzy.
Na taką alternatywę istnieje rada w postaci stworzenia silnego poparcia ze strony UE odczuwalnego przez mieszkańców Ukrainy, jak na razie takiego poparcia nie ma nie tylko ze względu na niemiecką niechęć narażania się Moskwie, ale też ze względu na brak możliwości mobilizacji środków w samej UE tonącej w kłopotach wywołanych fatalnymi rządami niemieckiej spółki.
Również ze strony amerykańskiej nie widać zaangażowania w sprawę ukraińską na skalę potrzeb, a wysłanie na „majdan” Żydówki Nuland mogło tylko wzbudzić podejrzenia o chęć zawładnięcia ukraińskim majątkiem, co jest podstawowym argumentem antyzachodniej propagandy nie tylko na Ukrainie.
Ciekawe, jakie były jej wrażenia z kontaktów z zatwardziałymi antysemitami z ukraińskich ugrupowań nacjonalistycznych, najaktywniejszych uczestników tej manifestacji.
Perspektywy:
Jedno jest pewne z obecnego konfliktu ani Ukraina ani Rosja nie wyjdą korzystnie, strat politycznych, a szczególnie materialnych nie da się szybko odrobić.
Losy samej Ukrainy są bardzo niepewne, najlepszym rozwiązaniem praktycznie osiągalnym w obecnych warunkach byłoby wycofanie się Rosji z konfliktu i pozostawienie Ukrainie, przynajmniej teoretycznie, otwartej drogi do zbliżenia z zachodem.
Ale sytuacja może również rozwinąć się w innym kierunku grożąc w konsekwencji nawet rozpadem Ukrainy, co byłoby klęską dla planów pozyskania Ukrainy dla zachodu, ale też nie można byłoby tego policzyć, jako sukcesu Rosji dążącej do odzyskania całej Ukrainy, jako strefy swoich, wyłącznych wpływów.
Dla Polski najważniejsze w tym całym galimatiasie jest uzyskanie możliwie jednolitego stanowiska UE wobec rosyjskich dążeń do odbudowy sowieckiego imperium chociażby w ograniczonym zasięgu, ale z Ukrainą i Białorusią, jako jej forpocztami.
Niestety objęcie najbardziej reprezentacyjnego urzędu przez przedstawiciela rządu warszawskiego nie znalazło żadnego wyrazu w jakiejkolwiek enuncjacji na ten temat.
A przecież jest to znakomita okazja do przedstawienia propozycji na temat ustalenia stosunków gospodarczych z Rosją w postaci jednolitej reprezentacji UE.
Pisałem na ten temat wielokrotnie, ale tak sprzyjającej atmosfery dotychczas nie było, Rosja znajduje się w bardzo trudnej sytuacji i to wcale nie zawdzięczając „sankcjom”, ale przede wszystkim spadkowi cen ropy i grożącym spadkom cen gazu, nie mówiąc już o możliwościach uzyskania tych surowców z innych źródeł.
Jest, zatem okazja do sprowadzenia roli Rosji w Europie do właściwych rozmiarów choćby wymagało to wymiany ekipy rządzącej w Rosji i zmiany postawy Niemiec, ale takie postawienie sprawy wymaga żeby Europę reprezentowali prawdziwi mężowie stanu, a nie mali kombinatorzy, lub zgoła agenci.
Jeżeli Europa w całości, z Rosją włącznie nie sprosta wymaganiom dziejowym, podpisze na siebie totalny wyrok śmierci.