Ogromnie lubię, jak ludzie bałwanieją do kwadratu.
Czy można czym innym, niż ten nieśmiertelny cytat Józefa Szwejka, skwitować słowa Piotra Najsztuba?
Zresztą popatrzcie sami.
1.
Jacek Gądek: – W latach 90. miał Pan świadomość, że może – po prostu – dostać kulkę w głowę?
Piotr Najsztub: – Akurat wtedy, gdy pracowałem w Poznaniu z Maciejem Gorzelińskim, to miałem nie tyle świadomość, co wiedzę.
Bo?
Budowaliśmy sobie siatkę informatorów na terenie Poznania – mieliśmy ich w różnych środowiskach. I dzięki temu wiedzieliśmy, że ktoś postanowił uciąć naszą pracę.
A zanim jeszcze dowiedzieliście się, że jest na Was zlecenie, to miał Pan świadomość: ta praca może skutkować zamordowaniem Was? Miał Pan od początku poczucie zagrożenia?
Świadomość, że ludzie, na temat których zbieraliśmy informacje, są gotowi na wiele – o ile nie na wszystko – miałem dużo wcześniej. Pracując w Poznaniu dowiadywałem się niekiedy strasznych rzeczy. Oczywiście nie wszystkie znajdowały się później w artykułach, bo nie każdą informację dałoby się obronić procesowo. Miałem jednak pewność, że mam do czynienia z ludźmi groźnymi – takimi, którzy w razie czego się nie cofną.
To były inne czasy: wszystko było dużo bardziej zero-jedynkowe. Nie było przestępców w białych kołnierzykach, tylko po prostu przestępcy. Reguły nie były określone. Światy policji, biznesu, przestępców bardzo mocno się przenikały. W grę wchodziły ogromne pieniądze – zdobywane głównie nielegalnie – więc miałem świadomość, że może się to dla mnie źle skończyć.
Zawsze jednak uważałem się za dziecko szczęścia. I zawsze też miałem przekonanie: dam sobie radę, nawet w obliczu ostatecznego zagrożenia. Nie zawiodłem się.
A były chwile bezpośredniego zagrożenia śmiercią?
Jeszcze przed tym, jak dowiedziałem się o zleceniu na mnie, znalazłem się w sytuacji sam na sam. Ten człowiek do głowy pistoletu mi nie przyłożył, ale wyjął broń i tłumaczył, dlaczego teraz muszę zginąć. Ale dałem radę. Byłem przekonany, że go przekonam, by mnie nie zabijał. I udało się, choć było krucho.
Wtedy też nie czułem panicznego strachu.
Ktoś grozi Panu bronią, a Pan na to „pogadajmy”?
Tłumaczyłem mu, dlaczego nie powinien tego robić.
Bo…
…będzie się to dla niego wiązało z dużo większymi kłopotami. I że powinien zatrudnić agencję PR-owską, która rozładuje kryzys wokół niego – wtedy będzie to dla niego mniejszy koszt. Była to bardzo spokojna rozmowa. Wydaje mi się, że go przekonałem, bo rozmawiamy.
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/piotr-najsztub-on-mowil-dlaczego-teraz-musze-zginac-bylo-krucho/dsq8m
Oto bohater. Problem leży niestety w tym, że taki czyn, jakiego ofiarą padł rzekomo dziennikarz Najsztub przedawnia się po 30 latach. Zgodnie z art. 101 kodeksu karnego z 1997 roku przedawnienie zbrodni zabójstwa wynosi 30 lat. Jeśli więc faktycznie Najsztub miał być sprzątnięty na początku lat 1990-tych, a więc przedawnienie upłynie dopiero na początku lat 2020-tych.
Usiłowanie, podżeganie i pomocnictwo do jakiegokolwiek przestępstwa jest karane tak samo, jak sam czyn (por. art. 19 § 1 Kodeksu karnego).
Zgodnie z art. 17 kk nie podlega karze za przygotowanie, kto dobrowolnie od niego odstąpił, w szczególności zniszczył przygotowane środki lub zapobiegł skorzystaniu z nich w przyszłości; w razie wejścia w porozumienie z inną osobą w celu popełnienia czynu zabronionego, nie podlega karze ten, kto nadto podjął istotne starania zmierzające do zapobieżenia dokonaniu.
Najsztub zatem spowodował swoją retoryką, że płatny zabójca odstąpił od zlecenia?
A może przekonał wkurzonego amatora?
3.
Ani słowa na ten temat.
Logiczny wniosek jest zatem jeden – Najsztub po prostu pieprzy od rzeczy.
Nie przedstawia żadnego wyroku, choć przecież podżeganie powinno być ukarane.
Więc równie dobrze mógłby opowiadać, że już niejaki Bierut chciał go zgładzić jako niemowlę, bo zamierzał wysłać nawet batalion czołgów, który miał ogniem dział zniszczyć szpital, w którym leżała jego ciężarna matka.
Ale ojciec Najsztuba przekonał Bieruta, że ten właśnie Najsztub będzie jeszcze przydatny. Dlatego więc żyje.
I pewnie też znalazłby się jakiś idiota gotowy to opublikować.
4.
W marcu 1968 roku w Paryżu jedno hasło zasługiwało na szczególną uwagę.
Szczególnie dzisiaj ma ono swoje znaczenie.
4.12 2014
_____________________
* – oczywiście wiem, jak powinno być gramatycznie…;)