Kiedy w czasach polskiej wersji socjalizmu stworzono wizerunek kobiety wzorcowej, ulica zareagowała jeśli nie natychmiast, to skutecznie i na długo. Znana ze starego plakatu postać z hasłem „Kobiety na traktory” nigdy nie zaistniała na ulicach polskich metropolii – płeć piękna wybrała inne wzorce, o zgrozo, rodem z zaplecza kapitalistycznego wroga ustroju. Miało być szaro, ponuro i przygnębiająco. Nic z tego, ulica postanowiła, że będzie inaczej. To jedna z oznak sprzeciwu społecznego przeciw czasom naszej drogi do socjalizmu i przeciw narzucanym odgórnie normom, które miały kształtować również trendy w ubiorze. Kobiety były po resztą zaprawione w boju. Czasy wojny nie były odległe, a jedną z oznak niepoddawania się sytuacji grozy i beznadziei była dbałość o wygląd zewnętrzny. Wbrew biedzie i niemożliwości […]
Kiedy w czasach polskiej wersji socjalizmu stworzono wizerunek kobiety wzorcowej, ulica zareagowała jeśli nie natychmiast, to skutecznie i na długo. Znana ze starego plakatu postać z hasłem „Kobiety na traktory” nigdy nie zaistniała na ulicach polskich metropolii – płeć piękna wybrała inne wzorce, o zgrozo, rodem z zaplecza kapitalistycznego wroga ustroju.
Miało być szaro, ponuro i przygnębiająco. Nic z tego, ulica postanowiła, że będzie inaczej. To jedna z oznak sprzeciwu społecznego przeciw czasom naszej drogi do socjalizmu i przeciw narzucanym odgórnie normom, które miały kształtować również trendy w ubiorze.
Kobiety były po resztą zaprawione w boju. Czasy wojny nie były odległe, a jedną z oznak niepoddawania się sytuacji grozy i beznadziei była dbałość o wygląd zewnętrzny. Wbrew biedzie i niemożliwości zakupu gotowych ubrań panie przechodziły kursy szycia, przerabiały ubrania i wychodząc na ulice prezentowały się nienagannie. Filmy tworzone współcześnie przez młodych twórców pokazujące czas wojny nie kłamią – kobiety wyglądały jak kwiaty.
Ci, którzy mieli za granicą możliwość zakupu modnych ubrań, byli w lepszej sytuacji – ale nie było ich wiele, skoro możliwości wyjazdu za zachodnią granicę były bardzo ograniczone. Ubrania przychodziły też w paczkach od rodzin rozsianych po całym świecie. Kwitł handel na targowiskach, na których można było za niebotyczne pieniądze zakupić suknie prosto z żurnali mody. Krawcowe miały wzięcie i były zasypane zamówieniami.
Co ciekawe, modowy opór wobec władzy dotyczył także niektórych przedstawicieli płci mniej pięknej – bikiniarzy. Szerokie marynarki do ciasnych spodni, u spodu których widać było jaskrawokolorowe skarpety i buty na wysokiej podeszwie. Do tego zwracający uwagę krawat, na którym nie brakowało czerwonej barwy (zarezerwowanej wszak dla ideologicznego jedynego słusznego sojusznika) i wizerunku niekompletnie odzianych pań.
Im bliżej lat osiemdziesiątych i czasu przemiany ustrojowej, tym bardziej uwidaczniał się modowy system naczyń połączonych, który stopniowo zrównywał wizerunek metropolii polskich i zagranicznych. Doszły do tego małe, ale znaczące ozdoby noszone w widocznym miejscu, na przykład oporniki. Ulice miast ostatecznie wyraziły sprzeciw narzucanym normom, nie tylko w formie ubiorów, ale rzeczywistych protestów.
Dzisiaj, kiedy ubiór jest sprawą indywidualną i nie trzeba liczyć się z interwencją służb porządkowych w przypadku źle widzianego stroju, moda miejska nie jest wyrazem sprzeciwu, a co najwyżej oznaką statusu materialnego. Czasy oporu i oporników należą już do zamierzchłej przeszłości. Oby nie wróciły nigdy więcej.