Tomasz Sakiewicz żąda forsy dla faszystów na Ukrainie, ale i dla milionerów, którym szkoda forsy dla wojska
07/09/2014
1470 Wyświetlenia
5 Komentarze
7 minut czytania
Via Internet.Bieda w Polsce, a naczelny chce znowu forsy dla milionerów ukraińskich,którzy nie chcą własnej forsy inwestować dla wojska ukraińskiego a polskie dzieci mają głodować.Makabra.
Piątkowe wydanie „Gazety Polskiej Codziennie” poczęstowało swoich czytelników komentarzami dwóch czołowych publicystów tytułu. Oba mają mobilizować poparcie dla zaangażowania Polski w wojnę na Ukrainie. Problem w tym, że pod względem wymowy są one ze sobą całkowicie sprzeczne.
Na drugiej stronie, w rubryce zwyczajowo przeznaczonej dla komentarzy wyrażających stanowisko redakcji, tekstem „Rosja wybrała wojnę” głos zabrał wczoraj sam naczelny – Tomasza Sakiewicz. Odnosząc się do piątkowych walk o Mariupol w obwodzie donieckim, Sakiewicz uznaje, że fakt ich prowadzenia w czasie, gdy w Newport obradował szczyt NATO, jest demonstracją siły i zdecydowania Rosji.
Sakiewicz wzywał do „realnej pomocy dla Ukrainy” przez którą rozumie, co już wcześniej sygnalizował w innych tekstach, pomoc wojskową w postaci bezwarunkowego zbrojenia i finansowania Ukraińców. Jak twierdzi „jeżeli znowu Rosjanie wyprzedzą Zachód, Ukraina przegra wojnę a my wcześniej czy później będziemy musieli bronić się na własnym terytorium. Wojna czeka nas tak czy inaczej.” Sakiewicz używa więc w grubej i intensywnie czarnej kreski dla rysowania obrazu pochodu Putina przez Europę.
Tuż obok, w tej samej rubryce, pojawił się komentarz Jakuba Pilarka pod wymownym tytułem „Strachy na Lachy”. Pilarek, jeden z czołowych publicystów „GPC”, już na początku przesądza: „Rosyjska operacja na Ukrainie dowodzi słabości Moskwy”. Twierdzi, że dotychczasowe działania na Ukrainie przyniosły jej „gigantyczne straty na skutek wycofywania się zagranicznego kapitału” i generalnie ocenia rosyjskie działania w Donbasie jako „niemrawe”. Co ważne Pilarek zaznacza „wygląda na to, że państwa bałtyckie i Polska, które nie tylko znajdują się w NATO, ale są także włączone w system Unii Europejskiej, są bezpieczne”. Podsumowuje więc „Dlatego obawy związane z udzieleniem Ukrainie przez Polskę sprzętowego wsparcia są wyssane z palca (lub dyktowane przez Kreml. Warszawa jest bezpieczna”.
Nietrudno zauważyć, że argumentacja użyta w obu tekstach jest wobec siebie całkowicie sprzeczna, tak jak sprzeczne są wobec siebie wizje Rosji jako potężnego imperium szykującego się do pochodu przez Europę, które trzeba odepchnąć już w Donbasie a z drugiej strony chwiejącego się na glinianych nogach kolosa, którego w Donbasie można przewrócić a skoro tak łatwo można, to warto. I tak Sakiewicz pisze zaangażujmy się w wojnę ukraińską bo Rosja jest silna i jak się nie zaangażujemy to możemy wiele stracić, a Pilarek namawia – wejdźmy w ten konflikt bo wiele na tym stracić nie możemy.
Oczywiście sytuacja ta może wywołać uśmieszek pobłażania nad pracą redakcji, która w tym samym czasie wydaje głos o tak różnych tonach, narażając czytelnika na kakofonię. Najwyraźniej liczy się tylko to aby pointa była taka sama – mniejsza o to jak ją uzasadniać, ważne aby wbijać ludziom do głowy jedynie słuszny postulat. I ta refleksja nie wywołuje już uśmieszku, lecz troskę o charakter aktywności mediów głównego nurtu. Troskę o to ile w nich informacji i czynionych w dobrej wierze interpretacji a ile ordynarnej manipulacji, pisania wszystkiego pod z góry przyjętą, w ramach swoistej ideologii, tezę.
Oczywiście ze swoimi „analizami” i apelami redaktorzy „Gazety Polskiej Codziennie” są jak zwykle spóźnieni. Tego samego dnia, w którym bili w wojenne tarabany prezydent Ukrainy podpisał w Mińsku porozumienie o zawieszeniu broni. Porozumienie, które w zasadzie spełnia wszystkie wytyczne Putina, wyłożone przezeń w czasie jego przedwczorajszej wizyty w Mongolii. Co ważne Poroszenko poszedł i na to fundamentalne ustępstwo, że porozumienie to przedstawiciel Ukrainy podpisał nie z Rosjanami, lecz przedstawicielami separatystycznych donbaskich republik ludowych. Tym samym Kijów niejako potwierdził definicję konfliktu jak wojny domowej i de facto uznał podmiotowość separatystów. Charakterystyczne zresztą, że w sobotnio-niedzielnym wydaniu „GPC”, komentowano rozejmowe porozumienie nadzwyczaj oszczędnie.
Piątkowe porozumienie o zawieszeniu broni jest polityczną przegraną Kijowa, równie oczywiste jest jednak, że wobec militarnych porażek na donbaskim froncie Poroszenko nie miał innego wyjścia niż zaaprobowanie warunków Putina. Prezydent Ukrainy uznał realia z czym ogromny problem mają wciąż redaktorzy „Gazety Polskiej”. Gdy jesienią zeszłego roku wyrażaliśmy troskę o eskalację politycznego sporu w niezwykle spolaryzowanym politycznie kraju, „Gazeta Polska” wzywała Euromajdan do „insurekcji”. Skończyło się strzelaniną, bombardowaniem koktajlami Mołotowa. Gdy przestrzegaliśmy przeciwników Janukowycza przed triumfalizmem i ostrzegaliśmy przed pękaniem społeczeństwa i kraju naszego wschodniego sąsiada, „Gazeta Polska” trąbiła w fanfary na część „zwycięstwa Majdanu”. Skończyło się zmianą władzy budzącą wątpliwości i rewanżyzm części obywateli Ukrainy. Gdy martwiliśmy się graniem przez rewolucjonistów na nacjonalistyczną nutę i tym, że muzykę tę podchwyciła dzień po obaleniu Janukowycza Rada Najwyższa, „Gazeta Polska” pompowała antyrosyjskie nastroje. Skończyło się rebelią rosyjskojęzycznych w Donbasie i interwencją Moskwy. Dziś gdy same władze Ukrainy szukają innego niż wojenne rozwiązania konfliktu, redaktorzy „GPC” wzywają je na front i każą Polakom je zbroić.
Oczywiście każdy ma prawo pisać co chce i jak chce, nawet pod z góry przyjętą tezę, ale panowie – ustalcie chociaż spójną narrację.
Karol Kaźmierczak
Autor,Link,Info,Zródło: