Powszechna komercjalizacja świąt sprawia, że po raz kolejny stajemy przed dylematem.
Co? Za ile ? Komu ?
Pytania dręczące świadomość rodziców niebawem osiągną swoje apogeum. Podpowiedzi jest wiele, a wybór praktycznie nieograniczony. Kolejne zabawki wylewają się z reklam telewizyjnych kształtując potrzeby naszych pociech. Nie mogą się już one obyć bez najnowszej komórki, interaktywnych zwierzątek i kolorowych książeczek odkrywających wszelkie obszary wiedzy.
Jako świadomi rodzice staramy się aby nasze dziecko rozwijało się w sposób jak najbardziej zrównoważony z lekkim akcentem postawionym na inteligencję, która jakoby ma zapewnić lepszy byt kolejnemu pokoleniu. Inteligentne dziecko przecież jest grzeczne, rozwija się plastycznie i muzycznie, nie ma problemów w nauce.
Rozwój umysłowy w tzw. naszych czasach stał się priorytetem i warunkiem prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie technologicznie oświeconym.
Bez skrupułów i w dobrej wierze posyłam swojego potomka na zajęcia językowe, uczę go malarstwa i edukuję muzycznie od pierwszych dni życia. Kształtuję dumnego Polaka świadomego własnej wartości , tak aby mógł stawić czoła zachodniej cywilizacji. Oczami wyobraźni przekształcam zainteresowania synka na wszelkie intratne zawody zapewniające nam w przyszłości dostatek ( celowo użyłem nam bo na emerytury nie ma co liczyć ). Idylliczny obrazek psuje mi nieco widok radosnych dzieci wychodzących z podstawówki. Tak, tak, wychodzących , nie wybiegających w szale, tłukących się tornistrami i
kopiących piłkę…
Czyżby postawa godna flegmatycznej inteligencji Brytyjskiej?
Raczej plaga zwolnień z gimnastyki i totalny bezruch mieszczuchów spędzających wolny czas brzuchem do góry, ewentualnie próbujących spalić go na siłowni.
Zacząłem się zastanawiać kiedy ostatnio moje dziecko widziało mnie biegnącego? Jadącego na rowerze, grającego w piłkę czy choćby pływającego na materacu plażowym?
Cóż moje dziecko najczęściej widzi mnie śpieszącego się lub zmęczonego. Naturalnie jest to jakaś forma ruchu, jednak zbyt mało atrakcyjna dla 3-latka.
Zapytałem więc znajomych czy chodzą rodzinnie na siłownię czy fitness. Naturalnie zostałem skrytykowany bo przecież ich dzieci nie mają czasu na takie bzdury ( dodatkowe zajęcia ). Jak cała reszta są nadruchowe, a poza tym ”siłownia szkodzi i hamuje wzrost kostny zamykając nasady kostnienia przed czasem, przyczyniając się przez to do zmniejszenia wzrostu”. Cóż takim argumentom nie można się sprzeciwiać…
Mimo wszystko uważam, że wspólne spędzanie czasu w atmosferze aktywnego wypoczynku daje więcej dziecku niż przeczytanie kolejnej książeczki przed snem.
Czy widzieliście ostatnio mamę uprawiająca jogging z dorastającą córką lub ojca uczącego syna podstaw sztuk walki ?
Sam intelekt nie podbiegnie do autobusu, nie utrzyma sprawności mięśni po 30 roku życia ani nie utrzyma wapnia w kościach. Pora na przebudzenie, wzięcie odpowiedzialności za przyszłość ruchową naszego dziecka.
Postanawiam więc zrobić pierwszy mały krok dla rodzica ale wielki dla dziecka. Wykupiłem karnet na basen z programem nauki pływania dla nas obydwu. Mam nadzieję, że żaden z nas nie doświadczy wody w płucach i resuscytacji…