„Czas na mój kraj”
06/02/2011
513 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
Aleksander Ścios w jednym z komentarzy przypomniał dziś fragment przemówienia śp. Lecha Kaczyńskiego, gdy ten swoją śmiałą i odważną inicjatywą (z udziałem innych prezydentów), zatrzymał ruski marsz na Gruzję: „Jesteśmy po to, żeby podjąć walkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także z północy, ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie! Ten kraj to Rosja. Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego, niecałe 20 lat temu, imperium wracają. Że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Otóż nie będzie. Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat! Wszyscy w tym samym okresie, lub w […]
Aleksander Ścios w jednym z komentarzy przypomniał dziś fragment przemówienia śp. Lecha Kaczyńskiego, gdy ten swoją śmiałą i odważną inicjatywą (z udziałem innych prezydentów), zatrzymał ruski marsz na Gruzję: „Jesteśmy po to, żeby podjąć walkę. Po raz pierwszy od dłuższego czasu nasi sąsiedzi z północy, dla nas także z północy, ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy nie! Ten kraj to Rosja. Ten kraj uważa, że dawne czasy upadłego, niecałe 20 lat temu, imperium wracają. Że znów dominacja będzie cechą tego regionu. Otóż nie będzie. Te czasy się skończyły raz na zawsze. Nie na dwadzieścia, trzydzieści, czy pięćdziesiąt lat! Wszyscy w tym samym okresie, lub w okresach nieco innych poznaliśmy tą dominację. To nieszczęście dla całej Europy. To łamanie ludzkich charakterów, to narzucanie obcego ustroju, to narzucanie obcego języka. Ale czym się różni sytuacja dzisiaj od tej sprzed wielu lat? Dziś jesteśmy tu razem. Dziś świat musiał zareagować, nawet jeżeli był tej reakcji niechętny. I my jesteśmy tutaj po to, żeby ten świat reagował jeszcze mocniej. W szczególności Unia Europejska i NATO.” Zachowuje to przemówienie, krytykowane wtedy za swój zimnowojenny ton nawet przez J. Staniszkis (http://www.money.pl/archiwum/mikrofon/artykul/staniszkis;przemowienie;kaczynskiego;bylo;zimnowojenne,24,0,361496.html), wyjątkową aktualność dziś, wiele miesięcy po zamachu smoleńskim.
Jak pamiętamy zresztą, w tym przemówieniu padły jeszcze te ważne słowa: „I my też świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj; na Polskę”. Prezydent nie mylił się, co do Gruzji i Ukrainy, lecz pomylił się, co do następnych krajów, które miały być „po drodze” (jeśli chodzi o ekspansję Rosji), gdyż po tych dwóch pierwszych od razu przyszła pora na Polskę. Wiosną 2010 r.
Mało kto pewnie pamięta natomiast, że Prezydent Kaczyński, niejako przeczuwając grożące mu niebezpieczeństwo, nie chciał się spotkać z (wtedy prezydentem) Putinem w Rosji, tylko, jak proponowała latem 2006 r. min. A. Fotyga, na neutralnym gruncie, co oczywiście nie przeszkadzało Tuskowi (w lutym 2008 r.) wdzięczyć się do tegoż Putina podczas wizyty na Kremlu (http://wiadomosci.dziennik.pl/polityka/artykuly/70417,putin-szydzi-z-kaczynskiego.html). Zwróćmy uwagę na taki fragment owej relacji: „Podczas konferencji prasowej, już po spotkaniu z Putinem, szefowi naszego rządu przydarzyła się mała wpadka."Premier Putin…" – zaczął mówić Donald Tusk, ale szybko się zreflektował. "Oczywiście, prezydent Putin. To było przejęzyczenie, a nie przepowiednia" – powiedział rozbawionym dziennikarzom”. Rozbawieni dziennikarze, sielska atmosfera, słodko zatem jak za czasów Breżniewa i wizyt z bratnich krajów. No i Tusk trafił w dziesiątkę przecież – bo najpierw prezydent, potem premier, a niedługo pewnie znowu prezydent Putin. I jesteśmy w domu. Można by tu jeszcze tylko dodać, dla pełnego obrazu, parafrazując hasło wujka Adasia z 1989 r. – „nasz prezydent i nasz premier”. No i wywiesić to na jakichś transparentach i bilbordach w Warszawie, gdy już car Putin znowu wróci na moskiewski tron.
Chociaż może być dla takich choćby ludzi jak B. Węglarczyk (nieodżałowany bloger s24) pewien dyskomfort w tej materii, ponieważ swego czasu uważali Putina za zło wcielone, traktując jednocześnie porównanie z nim J. Kaczyńskiego jako jedną z najcięższych obelg (http://bartoszweglarczyk.blox.pl/2007/09/Kaczynski-jak-Putin.html). Dzisiaj by chyba za takie porównanie można by z Ministerstwa Prawdy wylecieć, sądzę, bo w tymże ministerstwie hymnem jest dyskotekowa piosenka „Takowo kak Putin” (
). Stąd też funkcjonariusze tego ministerstwa, ci zwłaszcza ze świeżego zaciągu, a więc tacy, co wielką gorliwością muszą nadrobić czas stracony na głoszenie herezji – zaczęli odgrzebywać starą, ale przecież jak bardzo jarą, retorykę antyfaszystowską i porównywać PiS do NSDAP, a JK do Hitlera, jak choćby odważnie głosił nieodżałowany, śmiały bojownik o wolność i demokrację Czarek Michalski (http://www.fakt.pl/-quot-Kaczynski-jak-Hitler-quot-Tak-twierdzi-publicysta,artykuly,82507,1.html). To już wprawdzie szał intelektualny porównywalny z tym, w jaki wpadł T. Borowski, po swej powojennej konwersji na marksizm-leninizm, ale jak możemy podejrzewać, Czarek nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Powiedziałem wyżej, że Prezydent Kaczyński się pomylił, przewidując, że proces ekspansji neosowieckiego imperium najpierw obejmie kraje nadbałtyckie, a dopiero potem Polskę. Ale Prezydent nie pomylił się, widząc właśnie Polskę, jako jeden z celów Kremla. Nie pomylił się, wzbraniając się przed spotkaniem z Putinem na wrogim, ruskim terytorium. Polski Prezydent nie mógł jednak wiedzieć, że lecąc z pokojową wizytą na groby polskich oficerów zamordowanych przez sowieciarzy, staje się (wraz z całą prezydencką delegacją) ruchomym celem dla ruskiego czekisty – i że właśnie w ten sposób nastąpi owo uderzenie na Polskę, przed którym przestrzegał w Gruzji.