Krótka dyskusja, która rozgorzała jakiś czas temu po opublikowaniu przeze mnie felietonu pt. „Tarcza made in USA” dowodzi, że w sprawie polskiej polityki zagranicznej i pożądanych przez polskie społeczeństwo sojuszy wojskowych i politycznych panuje kompletny chaos i bałagan koncepcyjny, objawiający się wzajemnymi sprzecznościami i rozchwianiem deklarowanych postaw i poglądów.
Stron sporu jest co najmniej kilka, a odcieni konfliktu myślowego jeszcze więcej. Jedni uczestnicy publicznego dyskursu pragnęliby „pić wódkę z Rosjanami”, utrzymując, że wymaga tego pragmatyka naszej sytuacji geopolitycznej i nie warto kopać się z koniem, czytaj z euroazjatyckim, totalitarnym mocarstwem. Jeszcze inni chcieliby skłonić Polaków do poddania się dyktatowi europejskiego hegemona jakim stały się w UE Niemcy (polityka Sikorskiego i Tuska). Lech Kaczyński i jego administracja próbowali natomiast rozwijać koncepcję tzw. polityki jagiellońskiej, mającej stworzyć bufor przed agresywna z natury Rosją. Pojawili się już także nad Wisłą zwolennicy „pomostowego” sojuszu z Chinami, stanowiącego przeciwwagę dla wpływów Rosji i Stanów Zjednoczonych. W dyskusjach pojawiają się także koncepcje budowy politycznej osi północ-południe, tzn. Skandynawia, pribałtyka, Polska i dalej na południe Europy. Nie brak także chętnych do bliżej niezdefiniowanego sojuszu z Turcją. Nietrudno wśród dyskutantów znaleźć zatwardziałych wrogów Francji i Anglii, słusznie oskarżanych o zdradzieckie złamanie zawartych z Polska sojuszy nie tylko w 1939 roku. Polityka resetu z Rosją prezydenta Obamy i instrumentalne traktowanie przez Stany Zjednoczone poświecenia Polski w misjach wojskowych w Iraku i Afganistanie znacznie obniżyły tradycyjnie wysokie wskaźniki zaufania Polaków do Ameryki. Jeśli dodać do tego chwiejną w ostatnich latach postawę NATO, przy okazji licznych europejskich (i nie tylko) sporów politycznych, trudno się oczywiście dziwić, że Polacy nie maja pewności, czy w przypadku agresji ościennego mocarstwa na nasz kraj natowskie samoloty mirage i F-16 zostaną bezzwłocznie podniesione do lotu w celu obrony naszego terytorium.
Znamienne są „gorące” oceny dotyczące dziejących się na naszych oczach wydarzeń na Ukrainie. Tutaj na „3obiegu” odnalazłem spectrum wszelakich wykluczających się wzajemnie poglądów od uznania misji Jarosława Kaczyńskiego za zdradę narodową po uznanie tej misji za heroiczną i bohaterską. Z niezrozumiałych dla mnie powodów dyskutanci nie są w stanie, na przykład, pogodzić i pogodzić się z „antyeuropejską” polityką Kaczyńskiego, prezentowaną tutaj nad Wisłą i „proeuropejską” w Kijowie, choć w takiej postawie, o paradoksie, wcale nie musi być sprzeczności. Może wreszcie jakiś polski polityk w imię naszego interesu narodowego inne interesy narodowe zaczął traktować instrumentalnie?
Jednak zderzając te wszystkie skrajne i nieskrajne postawy i oceny w ich masie, można powiedzieć, że żywimy się w publicznym przekazie jakimś bliżej nieokreślonym propagandowym bełkotem.
No i tak od kilku lat trwamy sobie w tym bałaganie, a chaos koncepcyjny dotyczący ustalenia priorytetów politycznych polskiej racji stanu trwa. A rzeczywistość coraz bardziej skrzeczy. Na Ukrainie trwa rewolta i nie wygląda na to, że uda się ja spacyfikować jakimś stanem wojennym, czy wyjątkowym. Łaźący Łazarz próbuje, w tej dyskusji, potraktować ten bałagan jako wartość, z punktu widzenia Polski, korzystną.
Jednak w przekazie mainstreamowym taka impresja w ogóle nie zaistniała. Dlaczego? Prezydent Komorowski obstawił się rosyjska (ja ją nazywam sowiecką) agenturą i patronuje współpracy FSB z ABW. Doradca prezydenta prof. Roman Kużniar aprobuje publicznie postawę Edwarda Snowdena, na pohybel Stanom Zjednoczonym. Sikorski z Wałęsą błagalnym wzrokiem patrzą w stronę Brukseli, ale przede wszystkim Berlina. Polityka jagiellońska Lecha Kaczyńskiego dogorywa powoli na zgliszczach w Smoleńsku. Saakaszwili będzie musiał niedługo salwować się z Gruzji ucieczką. Janukowycz, być może, chciałby wyrwać się z objęć Putina, ale znikąd nie widać realnej pomocy. Litwini warczą na Polaków. Czesi tradycyjnie „są za, a nawet przeciw”. A Moskwa zaciera ręce. W tym samym czasie szaleje wokół gospodarczy kryzys, a Europę toczy rak światopoglądowego, lewackiego bezhołowia. Nikt już nie może zrozumieć, jak to było możliwe, żeby w biały dzień na ulicach Londynu, islamski ortodoks, poderżnął gardło żołnierzowi Jej Królewskiej Mości.
Trudno się zatem dziwić, że polskie społeczeństwo zaczęło wykazywać objawy ciężkiej schizofrenii światopoglądowej w ocenie priorytetów naszej polityki zagranicznej. Zwłaszcza, że głownie rosyjska agentura wpływu, ulokowana nie tylko w mediach podsyca wszelkie rozbieżne nastroje. W tym dziele wspiera ją po trosze agentura niemiecka, od wielu lat narzucająca Europie, a właściwie światu swoja politykę historyczną z silnym symbolicznym przekazem o polskich obozach koncentracyjnych. Nie sposób lekceważyć w tym dziele także lobby żydowskiego, ulokowanego w najważniejszych instytucjach politycznych i gospodarczych na całym świecie.
Utrzymywanie takiego stanu rozchwiania zawsze będzie na rękę Moskwie i Berlinowi, bo nie muszą sobie zanadto wchodzić w drogę przy okazji rozstrzygania spraw Europy środkowej. Zagubieni w swoich rozlicznych fobiach i koncepcjach na politykę międzynarodową Polacy, sami siebie pozbawiają narodowej suwerenności. Otoczeni przez wrogo do nas nastawionych największych sąsiadów i grupkę państewek w ogóle nie liczących się w polityce międzynarodowej, znaleźliśmy się na ostatniej prostej do unicestwienia naszej podmiotowości. Jeszcze tylko z powodu liczebności społeczeństwa polskiego i, o paradoksie, położeniu geograficznemu, ciągle jeszcze stanowimy jakąkolwiek kartę przetargową.
Nie raz i nie dwa razy czytałem w ostatnich miesiącach poważne opracowania przestrzegające, że Rosja szykuje się do wojny. Dowodów na taki stan rzeczy mamy aż nadto i nie myślę tutaj tylko o rosyjsko-białoruskich manewrach wojskowych. Wielu moich rodaków zapomina, że Polskę, ze wschodu na zachód, można dzisiaj przejechać zwykłym czołgiem w 24 godziny, a Rosja właściwie z dnia na dzień bez wysiłku zmobilizuje trzymilionową armię, która stanie u naszych wrót! No i co jej zrobimy? To nie ja napisałem, że znowu, jak w 1939 roku, jesteśmy, jako Państwo, kompletnie nieprzygotowani do jakiegokolwiek aktu militarnej agresji.
A w sprawach polskiej racji stanu w polityce zagranicznej trwa chocholi taniec! Zapewniam was, że Rosjanie i Niemcy takiego problemu nie mają!
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.