W wysokim stopniu, nieudana transformacja ustrojowa, szczególnie w wymiarze społecznym, rozdmuchana do wielkich rozmiarów biurokracja, skorumpowani urzędnicy państwowi zarówno niższego jak i tego najwyższego szczebla, pogłębiający się kryzys finansów publicznych, zawłaszczenie przestrzeni informacyjnej przez zdegenerowany establishment III RP, rzeczywista nierówność obywateli o różnym statusie majątkowym wobec prawa, hamowanie rozwoju przedsiębiorczości, wysokie podatki obciążające głównie biedniejszą część społeczeństwa, blokowanie oddolnych inicjatyw obywatelskich, notoryczne kłamstwa rządu, nawarstwiające się niejasności w sprawie smoleńskiej, naruszające w oczywisty sposób polską rację stanu, etc. Tak właśnie rodzi się patologia i wynikła z niego hybryda w postaci coraz bardziej politycznie zaangażowanych „kiboli”.
Nie oszukujmy się, zjawisko chuligaństwa, nie jest nowym zagadnieniem i towarzyszy Polsce (ze względu na stopień organizacji) już właściwie od schyłkowych czasów PRL. Wtedy, i na początku lat dziewięćdziesiątych, u zarania III RP, grupy te przybierały w zdecydowanej większości, charakter ultraprawicowy i nacjonalistyczny, a co za tym idzie można uznać, iż w dość dużym stopniu przesiąknięte były ideologią i polityką. Tendencja odwracania tej ścieżki, spowodowana była kilkoma czynnikami. Po pierwsze, w latach 90-tych, grupy kibicowskie, w zdawało się już wolnym kraju, skupione były na brutalnej rywalizacji o wpływy i o dominację w środowisku. Po drugie, jako grupy zrzeszające generalnie najbardziej “złych chłopaków” z miasta, doświadczonych w boju i stąd zdolne do podejmowania największego ryzyka, stawały się doskonałym narybkiem dla lokalnie tworzących się gangów, dając im stosunkowo prostą drogę do osiągnięcia sukcesu w realnym życiu i odpowiednich zarobków. Po trzecie, trzeba wczuć się w psychologię społeczeństwa tamtych lat. Ludzie uczący się mechanizmów wolnorynkowych, często z telewizji i informacje serwowane im przez najnowsze środki społecznej komunikacji przez nowo-staro kształtujący się establishment III RP. Zmiana świadomościowa i realia panujące na rynku pracy i w nowym państwie, są więc olbrzymie. Ale swoisty “konserwatyzm” i brak przyzwolenia na zbyt daleko idącą rewolucję obyczajową, niezmienny. Aby to bardziej wyjaskrawić, warto podeprzeć się w tym miejscu przykładem. W latach 90-tych popularny w Polsce, był jeden z najnowszych na rynku telewizyjnym, program reporterski ZOOM, w nieistniejącej już telewizji RTL7. Swego czasu, reporteży tego programu, wykryli rzekomo organizację “satanistów”, w Płocku, którzy odprawiali msze święte na okolicznych cmentarzach. Program cieszył się wystarczająco wysokim zainteresowaniem, a reporterzy z tygodnia na tydzień, wciąż “podkręcali” obawy i oburzenie lokalnego społeczeństwa, a w efekcie doprowadzili do pchnięcia go w kierunku bezpośredniego czynu. W miasto ruszyły dobrze uzbrojone i zorganizowane rzesze młodych ludzi, często z niższych warstw społecznych i przedstawiciele różnych orientacji kibicowkich, którzy postanowili oczyścić miasto z wszelkich elementów, pasujących opisowi tegoż “satanisty”. W owym okresie, wychodzenie na miasto w czarnym stroju albo noszenie długich włosów, mogło skończyć się poważnymi obrażeniami. Sytuację przytaczam, aby uwypuklić, jak łatwo w omawianym okresie, było sterować a nawet tworzyć nową tkankę społeczną, a szczególnie prowadzić ją w złym albo nieprzemyślanym, kierunku. Odpowiedź na to, czy droga obrana przez te grupy interesu i wpływu, okazała się słuszna, możemy odnaleźć w dzisiejszej rzeczywistości społeczno – politycznej. To nie przypadek, że rodząca się w wielu przypadkach stadionowa i pozastadionowa przemoc, to efekt panującej wśród niższych warstw społecznych nędzy, a także przede wszystkim braku w polskiej przestrzeni publicznej odnoszenia się i respektowania elementarnych wartości, obecnych chociażby przykładowo w społecznej nauce Kościoła. Jak niegdyś zauważył Jan Paweł II: „Jesteście obserwowani przez wiele osób, które odczytują was jako osoby niezwykłe, nie tylko podczas zawodów sportowców, ale także wtedy, gdy jesteście z daleka od boisk i stadionów. Oczekuje się od was przykładu, cnót ludzkich, przewyższających predyspozycje siły i wytrzymałości fizycznej”. To samo może tyczyć się także chuliganów, którzy dla wielu młodszych kibiców, stali się przykładem, niczym “gladiatorzy” w rzymskich igrzyskach. Tak właśnie kończą się eksperymenty z dziedziny inżynierii społecznej, które nie są oparte na żadnym racjonalnym systemie etycznym. Statystyki i realia nie kłamią. III RP jest nie tylko państwem, w którym w zastraszającym tempie wzrasta przestępczość zorganizowana. III RP jest również krajem, który wedle międzynarodowych ekspertów posiada, najgroźniejszych stadionowych chuliganów, nie tylko w Europie, ale i na świecie. I może zdziwię tym niektórych, ale z drugiej strony to nie tylko powód do wstydu. To pokazuje przecież wciąż ogromny potencjał organizacyjny polskiego społeczeństwa i oddolnych inicjatyw obywatelskich, który jednak w tym skrajnym przypadku przekształcił się w chuligańską hybrydę. Alienacja i wykluczenie polskich środowisk wykazujących się znaczną wolą grupowego działania, jak na przykład ludzie skupieni wokół Radia Maryja, czy kibice piłkarscy, powoduje jedynie wzrost patologizacji polskiego życia publicznego i tendencji nacjonalistycznych, wśród tych grup, starających się odnaleźć w rzeczywistości poprzez budowę alternatywnego świata. Przecież piłkarscy chuligani to doskonały narybek dla obecnie praktycznie rozbrojonej i zdezorganizowanej polskiej armii. Być może tutaj właśnie leżą też przyczyny ich degeneracji, może część społeczeństwa nie potrafi odnaleźć się w innych warunkach, niż tych zbliżonych wojennym albo co najmniej w prawdziwie sportowej rywalizacji, na którą w Polsce wciąż przeznaczane są stosunkowo nikłe nakłady. Z pewnością są to istotne kwestie dla zajmujących się tą problematyką badaczy. Mnie interesuje jednak inna kwestia. Jakie, rozwiązania tej sprawy, proponuje aktualnie sprawujący władzę rząd i prezydent?
Odpowiedź na to pytanie niestety jest bardzo smutna. Bo jak może być inaczej, kiedy reakcją rządu na ostatnie zamieszki po niedawnym Marszu Niepodległości, jest stwierdzenie premiera, że: “Kto toleruje, akceptuje takie wydarzenia, ponosi za nie współodpowiedzialność. Ci którzy wywołują akty agresji, zagrażają polskiej niepodległości. Każdy odpowiedzialny Polak, szczególnie polityk, powinien dziś, jutro powiedzieć, co myśli o tych, którzy dewastują narodowe święta i polską reputację”. Jednak już teraz zachodzą poważne wątpliwości o działania policji i zabezpieczenie samego Marszu. Słowo – “wywołuje”, premier dodatkowo może skierować pod własnym adresem, gdyż to on odpowiada za stan państwa i stan patologii w nim występujący. Swoje trzy grosze, wtrącił również prezydent Komorowski: “Po raz kolejny okazało się, że jak słuszne były tak krytykowane moje propozycje, by w ustawie o zgromadzeniach zakazać zasłaniania twarzy przez uczestników zgromadzeń (oczywiście z pewnymi wyjątkami). Gdyby zamaskowane osoby nie były tak pewne bezkarności, to do takich burd by nie dochodziło”. Znając logikę myślenia i działania polskiego establihmentu, możemy dojść spokojnie do wniosku, że chodzi jedynie o zwiększenie uprawnień policji w celu zabezpieczenia i ochrony interesów, warstw panujących w III RP. Do tego celu i wprowadzenia tych właśnie przepisów, wykorzystuje się po raz kolejny telewizyjną propagandę, zastraszania społeczeństwa chuligańskim hordami i fanatycznymi nacjonalistycznymi fundamentalistami, którzy zagrażają porządkowi i ładowi obywatelskiemu, a szczególnie interesom ich samych. Podobnie, jak to miało miejsce, w czasach PRL. Co z tych wypowiedzi wynika? To, że rząd, ani prezydent, nie mają żadnego rozwiązania proobywatelskiego. Jak, chociażby budowa boisk do rugby, w miejscach zagrożonych największymi patologiami, co jako doskonałe rozwiązanie sytuacji przedstawia film dokumentalny “To my, rugbiści”. Jedyną metodą jest odbudowywanie państwa policyjnego, z okresu PRL. Chyba najlepszą odpowiedź, na powyższe, dali sami kibice, wywieszając jeszcze przed Euro2012 na spotkaniach Ekstraklasy transparenty z napisami: „Niespełnione rządu obietnice = temat zastępczy – kibice”, a także: „Projekt EURO 2012: stadiony – przepłacone; autostrady – nie będzie; dworce – przypudrowane; lotniska – prowincjonalne; zawodnicy – słabi”. Tylko kompletny osioł ma jeszcze złudzenia, że działania Donalda Tuska w sprawie walki z chuligaństwem, nie przybiorą wymiaru działań przede wszystkim pijarowskich i prawno – policyjnych. Poza tym, nawet jeśli wobec „kiboli”, którzy stali się palącym kłopotem, zostaną wyciągnięte realne konsekwencje prawne, to i tak kompletnie nie załatwi to problemu, a jedynie go nasili. Diagnozna? Nazywa się to dokładnie spiżowe prawo oligarchii, którego twórcą jest Robert Michels. W ogólnym zarysie prawo to głosi, że prędzej czy później, każda elita rządząca w państwie (obojętnie czy jest to władza wybrana w sposób demokratyczny czy autokratyczny), przekształci się w zamknięte oligarchiczne środowisko. A jak dobrze wiadomo, żadna oligarchia nie chcę pozbywać się swojego bogactwa i wpływów za darmo. Stąd zapewne, ta chaotyczna obrona obecnego systemu, przez czujące coraz większy starch, elity rządzące. Jednak nie zapomnijmy, że każdy pacjent, który chce się wyleczyć, potrzebuje lekarstwa. Dlatego miejmy na względzie, że istotą rzeczywistości i prawdy jest sprzeczność, której efektem jest fundamentalna zmiana. To, co dzisiaj dla jednych jest rzeczywistością, dla zwolenników obozu narodowego, stanowi mroczną prawdę. Świadomość tego sprawia natomiast, że dotychczas nieosiągalna zdawałoby się zmiana, nabiera realnych kształtów… Dlatego, wracając do kwestii „kiboli”, można mieć pewność, że to, iż jakiś polityk postanowi odwołać spotkanie ligowe podwyższonego ryzyka, nie będzie miało to na ich postawę żadnego wpływu. Bo, jaka to przyjemność udać się na spotkanie polskiej Ekstraklasy, na żenująco niskim poziomie? Polacy profesjonalną piłkę oglądają w telewizji, gdzie można popatrzeć na Ligę Mistrzów lub jakąś renomowaną ligę europejską. W Polsce ludzie chodzą na mecze głównie po to, aby obejrzeć doskonałą oprawę kibiców, albo ewentualnie mrożące krew w żyłach, ekscesy na stadionie. To żałosne, ale prawdziwe. Jeśli PZPN zrezygnuje z rozgrywek pod swoją egidą, to również nie będzie dramatu. Powiem więcej. Będzie to pretekst do zorganizowania alternatywnych rozgrywek, nieskorumpowanych, czystych i obywatelskich. Bo nie oszukujmy się, ale gdyby nie mistrzostwa Europy, które jakimś cudem (lub racjonalnym prorynkowym działaniem UEFA z domieszką korupcji w tle), pozwolono organizować Polsce i Ukrainie, wraz z konsekwencją infrastruktuaralnych zdobyczy i złudzeń, to PZPN mogło się już teraz zapewne znajdować w poważnych tarapatach, a właściwie to mieć „nóż” na gardle ze strony „kiboli”. Dlaczego? Bo PZPN to relikt PRL w czystej postaci, modelowy przykład funkcjonowania intytucji publicznych w III RP. To musi natomiast oznaczać, wyczuwalny nawet z daleka, nadchodzący wiatr zmian…