Jak donosi gazeta.wyborcza.pl (z 20 czerwca), łódzka organizacja pozarządowa Fabryka Równości od ubiegłego roku rozdaje karty rabatowe qeercard. Ma to być program lojalnościowy skierowany do osób homoseksualnych oraz tych, którzy walczą o prawa osób homoseksualnych. „Chcieliśmy stworzyć sieć łódzkich organizacji i klubów, które włączą się w walkę o równość i nie tolerują zachowań homofobicznych.” W tekście czytamy, że w Łodzi z tolerancją nie jest najlepiej. „Niedawno młody człowiek poszedł ze swoim chłopakiem do pubu przy ulicy Piotrkowskiej. Jakieś typy zamknęły go w toalecie i obsypały straszliwymi obelgami. Barman nawet nie zareagował. Postanowiliśmy zorganizować taki flashmob. Skrzykiwaliśmy przez internet gejów, żeby przyszli do pubu i zaczęli się całować.” Jak widać niechęć oraz agresja w stosunku do określonej grupy społecznej, w tym […]
Jak donosi gazeta.wyborcza.pl (z 20 czerwca), łódzka organizacja pozarządowa Fabryka Równości od ubiegłego roku rozdaje karty rabatowe qeercard. Ma to być program lojalnościowy skierowany do osób homoseksualnych oraz tych, którzy walczą o prawa osób homoseksualnych. „Chcieliśmy stworzyć sieć łódzkich organizacji i klubów, które włączą się w walkę o równość i nie tolerują zachowań homofobicznych.”
W tekście czytamy, że w Łodzi z tolerancją nie jest najlepiej. „Niedawno młody człowiek poszedł ze swoim chłopakiem do pubu przy ulicy Piotrkowskiej. Jakieś typy zamknęły go w toalecie i obsypały straszliwymi obelgami. Barman nawet nie zareagował. Postanowiliśmy zorganizować taki flashmob. Skrzykiwaliśmy przez internet gejów, żeby przyszli do pubu i zaczęli się całować.”
Jak widać niechęć oraz agresja w stosunku do określonej grupy społecznej, w tym wypadku osób homoseksualnych, nie spotyka się z reakcją adekwatną do sytuacji, czyli dialogiem w przypadku niechęci (bo co więcej można zrobić, jeśli jakieś osoby czują do siebie niechęć?) i działaniami prawnymi w przypadku złamania prawa (zamknięcie w toalecie i obsypywanie „straszliwymi” obelgami, to działania niezgodne z prawem). Ani aktywistom homoseksualnym, ani publicystom Gazety Wyborczej nie przychodzi do głowy, by prowadzić dialog, a łamiących prawo ścigać i karać zgodnie z obowiązującym prawem, a jedyną reakcją na wielopoziomowy konflikt na tle obyczajowo-światopoglądowym jest działanie, które w sposób oczywisty nie rozwiązuje problemu, a go jedynie zaognia.
Jest rzeczą oczywistą, że we współczesnej Polsce uzewnętrznianie swoich seksualnych preferencji nie jest zgodne z obyczajem, tradycją i kulturą. Jeszcze bardziej oczywiste jest, że uzewnętrznianie innej orientacji seksualnej niż heteroseksualna spotyka się z niechęcią, a czasem wręcz agresją, ze strony większości społeczeństwa. Nie analizuję teraz, czy to dobrze czy źle, ale stwierdzam, że po prostu tak jest. Pojawia się więc pytanie, czy mniejszość powinna narzucać większości swoje zdanie i forsować tej większości zmianę jej światopoglądu, obyczajów i tradycji? Moim zdaniem nie ma ani takiej konieczności, ani nawet powodu, do forsowania tych zmian.
Powyższy wywód nie oznacza jednak, że mniejszości seksualne oraz środowiska ich wspierające nie mogą prowadzić kampanii mającej na celu zmianę świadomości nieprzychylnej im większości. Czy jednak drogą do zmiany świadomości większości społeczeństwa jest dzielenie ogółu na dwa obozy – homo i hetero seksualny oraz wykluczanie inaczej myślących poprzez tworzenie enklaw dla homoseksualistów i ich zwolenników? Czy metodą koncyliacyjną jest dzielenie konsumentów na homoseksualistów i ich zwolenników, którzy płacą mniej w wybranych placówkach handlowych i usługowych oraz resztę, która płaci więcej?
Oczywiście można argumentować, że kartę qeercard może otrzymać każdy, również heteroseksualista i osoba nie sympatyzująca ze środowiskami homoseksualnymi, ale dobrze wiemy, że dorobiona do biznesu ideologia, a właściwie ideologia realizowana przy okazji biznesu, wyklucza z tego programu osoby inne, niż będące orientacji homoseksualnej lub z nimi sympatyzujące.
Wyobraźmy sobie podobny scenariusz, ale z udziałem innych aktorów: Sieć sklepów wdraża program lojalnościowy dla katolików. Posiadacz karty (zawierającej logotyp związany lub kojarzący się z religią katolicką) otrzymuje określone przywileje, np. płaci za towar lub usługę 15% mniej niż pozostali klienci. Oczywiście każdy może mieć taką kartę, również osoba niewierząca czy wręcz antyklerykalna. Czy jednak osoby niewierzące czułyby się komfortowo nabywając taką kartę w celu uzyskania tańszych zakupów lub usług? Czy uznałyby, że nic niewłaściwego nie ma miejsca? Jak zareagowałaby Gazeta Wyborcza i bliskiej jej środowiska? Czy argument, że każdy może posiadać taką kartę spotkałby się ze zrozumieniem i akceptacją?
I kolejny scenariusz: Do klubu gejowskiego wchodzi kilka heteroseksualnych par i ostentacyjnie modli się lub w inny sposób wykracza poza panujące tam zwyczaje. Jest praktycznie pewne, że ktoś ze stałych bywalców klubu zachowa się emocjonalnie i zareaguje słowem, gestem lub czynem, który nie będzie wyrazem akceptacji dla nowo przybyłych. Wtedy można by rozpocząć szeroko zakrojoną kampanię pod hasłem „prześladowanie katolików”, „nietolerancja środowisk LGBC” itp. Czy taki scenariusz byłby właściwy dla szerzenia wzajemnej tolerancji między wierzącymi i ateistami?
Czy tak ma wyglądać współistnienie ludzi o różnym światopoglądzie, zwyczajach, nawykach, i preferencjach, w tym seksualnych? Czy w ramach ochrony i obrony przed osobami starającymi się siłowo narzucić swoje wzorce, osoby o tradycyjnym modelu obyczajowym powinny stosować prowokacje podobne do tych, jakie stosują pederaści i środowiska z nimi związane?
Działania aktywistów LGBC dowodzą, że nie zależy im na rozwiązaniu problemów osób homoseksualnych, ale na dalszej ich ofensywie i spychaniem na margines osób o innym światopoglądzie, innych zwyczajach, innych normach moralnych i obyczajowych. Strategia polegająca na nagłaśnianiu przejawów prawdziwej i wyimaginowanej niechęci większości polskiego społeczeństwa do homoseksualistów jest realizowana, mimo że nie prowadzi to do zmniejszenia napięć.
Ale czy o zmniejszenie napięć i tolerancję tu chodzi?
Mąż Agnieszki, ojciec Jana i Joanny, mgr politologii, wiceprzewodniczący Prawicy Rzeczypospolitej na Mazowszu, radny Sejmiku Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmów dokumentalnych i fabularnych, miłośnik ogrodów botanicznych.