Potężne państwo z najbardziej prężnych gospodarczo wielkich tygrysów zrzeszonych w grupie BRIKS – Brazylia – ma u siebie jednak ogromne społeczne problemy, które pojawiają się pomimo liczącego się gospodarczego wzrostu. Można powiedzieć, że nawet nasilają się w wyniku widocznego rosnącego rozwarstwienia społecznego, w sytuacji, kiedy podstawowe sprawy bytowe są w dużym stopniu rozwiązane – pojawiają się oczekiwania wyższej natury. Ludzie chcą być leczeni na odpowiednim poziomie, chcą mieć dostęp do dobrego szkolnictwa.
Okazuje sie, iż zamiłowanie do samby i futbolu, pielęgnowane i wzmacniane przez odpowiednią politykę kolejnych rządów, czyli igrzyska światowego nawet formatu, to zbyt mało dla narodu; trzeba jeszcze chleba – chleba jako symbolu nie tylko pełnego talerza, czy ciepłej wody w kranie, ale także odpowiedniego poziomu spełniania przez państwo cywilizacyjnych obowiązków. Z napływających informacji wynika, że impulsem manifestacji w dużych brazylijskich miastach była podwyżka cen biletów w komunikacji miejskiej, pojawiły sie żądania właśnie większych nakładów na ochronę zdrowia i szkolnictwo. Manifestanci walczą także z powszechna korupcją.
Najciekawszą jednak sprawą jest przeciwstawienie słusznych żądań ludu nie spełnianych ze względu na brak pieniędzy z jednoczesnym wydatkowaniem ogromnych sum na budowę stadionów i innych przedsięwzięć związanych z przyszłorocznymi mistrzostwami świata w piłce. Wydawałoby się, że piłka – narodowy sport Brazylii – wielokrotnego zdaję sie mistrza świata w tym sporcie nie będzie tam miał przeciwników. A jednak mówi sie o horrendalnych kosztach modernizacji stadionu Maracana, którego można nazwać mekką futbolu – stadionem nr 1 na świecie. I co, owe horrendalne koszty, to zaledwie 1/3 tych pieniędzy, które w Polsce wydał PDT na modernizację Stadionu X-lecia. Powiedzmy sobie – na wybudowanie nowego. Ale zestawienie tylko tych dwóch stadionowych inwestycji jest szokujące; w państwie w którym trener drużyny narodowej, jeśli nie uzyska mistrzostwa świata – musi emigrować, w ojczyźnie Pelego – naród burzy się z powodu wydatków na stadion trzykrotnie mniejszych od kosztów budowy stadionu w kraju zajmującym coś ok.60 miejsca na świecie w piłce, w kraju w sumie o wiele uboższym od wielkiej Brazylii. To nie wszystko, w Polsce wydano jeszcze wielokrotnie więcej na inne wielkie i fanaberyjne stadiony, na z reguły nie trafione Orliki i odpowiednią infrastrukturę.
Przecież u nas też brakuje pieniędzy na służbę zdrowia, na oświatę, na politykę rodzinną, katastrofalnie mało przeznacza się na badania i rozwój, ale na stadiony, które nigdy nie zarobią na swoje utrzymanie – pieniądze są. Jak długo jeszcze będziemy ulegać jako naród fantasmagoriom jednego człowieka, którego osobiste zamiłowania i ambicje zbiegają się z piłką, który wyobraża sobie, ze na fali futbolu wjedzie na europejskie salony. Futbol zawodowy nie ma nic, a przynajmniej niewiele wspólnego z usportowieniem społeczeństwa; zresztą podobnie jak każdy inny sport wyczynowy, to z jednej strony biznes, a z drugiej – jakieś panaceum na narodowe kompleksy, czy metoda na podbudowanie EGO. To zbyt mało, by poświęcać środki o wiele bardziej potrzebne dla właściwej egzystencji narodu.
Rozumieją to Brazylijczycy, czy Polacy rzeczywiście są tak pozbawieni zdolności rozróżniania spraw ważnych od powiedzmy – rozrywkowych, czy dalej będą manipulowani przez partię władzy, która z podrzędnych zawodów (wg słów jej lidera) uczyniła największe wydarzenie w historii Polski. To przypomina rządy Maciusia I, który rozkazał, by wszystkie fabryki w państwie produkowały czekoladę.