Aby podejść do egzaminu na studiach jak wiadomo, trzeba najpierw zaliczyć ćwiczenia. Tym samym wiele zależy od prowadzącego, który – nierzadko – może zwolnić studenta ze zdawania egzaminu. Na ćwiczeniach u pani doktor Małgorzaty nie było lekko. Frekwencja, aktywność, zaliczanie lektur… Pani doktor miała bardzo prosty i skuteczny patent na studentów – na każdych zajęciach podawała tematykę następnych, do których studenci mieli się przygotować. Na pierwszych zajęciach zastrzegła: „Albo będziecie ze mną rozmawiać, albo będziecie do mnie pisać”. Spośród kilku grup ćwiczeniowych na moim roku tylko jedna zdecydowała się powiedzieć „sprawdzam”. Kolokwium mieli takie, że proszę siadać. Ponieważ jednak p. doktor była sprawiedliwa i słowna, nadto miała naprawdę rozległą wiedzę, więc cieszyła się w równym stopniu respektem co sympatią studentów, […]
Aby podejść do egzaminu na studiach jak wiadomo, trzeba najpierw zaliczyć ćwiczenia. Tym samym wiele zależy od prowadzącego, który – nierzadko – może zwolnić studenta ze zdawania egzaminu.
Na ćwiczeniach u pani doktor Małgorzaty nie było lekko. Frekwencja, aktywność, zaliczanie lektur… Pani doktor miała bardzo prosty i skuteczny patent na studentów – na każdych zajęciach podawała tematykę następnych, do których studenci mieli się przygotować. Na pierwszych zajęciach zastrzegła: „Albo będziecie ze mną rozmawiać, albo będziecie do mnie pisać”. Spośród kilku grup ćwiczeniowych na moim roku tylko jedna zdecydowała się powiedzieć „sprawdzam”. Kolokwium mieli takie, że proszę siadać.
Ponieważ jednak p. doktor była sprawiedliwa i słowna, nadto miała naprawdę rozległą wiedzę, więc cieszyła się w równym stopniu respektem co sympatią studentów, a na prowadzone przez nią proseminarium trudno się było dostać.
W trakcie zajęć, gdy okazywało się, że tylko kilka osób aktywnie uczestniczy, potrafiła przerwać dyskusję i poprosić o dokończenie jakiegoś zestresowanego milczka z ostatnich ławek. Jednakże studenci to, przynajmniej teoretycznie (bo znam całkiem sporo przykładów zaprzeczających tej tezie), ludzie myślący. Dość szybko spostrzegliśmy, że „strefa bezpieczeństwa” na zajęciach p. doktor to pierwsze ławki. Jeden z kolegów, który z racji słusznego wzrostu nie miał szans na ukrycie się w tłumie, z powodzeniem stosował następującą taktykę: siadał w pierwszej ławce naprzeciwko biurka p. doktor, rozkładał przed sobą uczone książki i aktywnie brał udział w dyskusji. Z tym, że jego aktywność ograniczała się do obserwacji dyskutantów i pełnego zrozumienia tematu potakiwania głową.
Ale wszystko dobre kiedyś się kończy. Zbliżały się egzaminy, więc ów kolega postanowił wyróżnić się na zajęciach, coby pozytywnie zapaść prowadzącej w pamięci. Tym bardziej, że wiadomo już było, iż to właśnie pani doktor Małgorzata będzie nas egzaminować. Ustnie!
W celu zapunktowania rzetelnie przygotował się do nadchodzących zajęć, sporządził notatki na komputerze, po czym wydrukował je na papierze „z odzysku”. Stało się to przyczyną jego kosmicznej klęski.
Jak to miał w zwyczaju zasiadł w pierwszej ławce, tuż naprzeciwko pani doktor. Wyciągnął uczone księgi, ale tym razem do kompletu dorzucił przygotowane notatki. Gdy zaczęła się ożywiona dyskusja śledził ją uważnie porównując ze swoimi zapiskami, aż wreszcie nadeszła wiekopomna chwila, by włączyć się w zajęcia i zapunktować.
Niestety, dźwięk głosu kolegi zwrócił uwagę pani doktor. Spojrzała bacznie na mówiącego, potem na jego notatki, opatrzone nagłówkiem, który nią wstrząsnął. Misiu – przerwała wypowiedź studenta łapiąc się za głowę – onet pe-el?
Nie muszę dodawać, że kolega stał się na pewien czas obiektem żartów i nic nie pomagały jego tłumaczenia, że to tylko nagłówek pozostał po drukowaniu czegoś innego. Na swoje nieszczęście osiągnął też pierwotnie założony cel – zapadł w pamięć pani doktor. Egzamin zdawał chyba trzy razy.