12/13 GRUDNIA PROTESTUJMY I PIKIETUJMY, ALE PRZED WILLAMI I DOMAMI TYCH, KTÓRZY ZNISZCZYLI KRAJ, OKRADLI NARÓD ORAZ POZBAWILI GO WSZELKIEJ NADZIEI, CZEGO NAWET NIE UDAŁO SIĘ W CZASIE ROZBIORÓW, SOWIECKO-HITLEROWSKIEJ OKUPACJI I 35 LAT RZĄDÓW PRL !!!
*****
Na 12/13 grudnia 2013, Pan Eugeniusz Sendecki zaprasza na czuwanie przy willi Generała Jaruzelskiego:
„gdzie ma być wzniesiemy Krzyż jednoczący rzekomo Polaków, a Adam Czeczetkowicz zagra koncert, poczęstujemy wszystkich przeciwników i zwolenników Generała herbatą i kawałeczkiem kiełbasy wieprzowej. Będzie się można ogrzać przy ogniu.
/-/ Eugeniusz Sendecki„
*****
Panie Sendecki,
Niech Pan nawołuje do manifestowania i pikietowania przeciw tym bandytom, łobuzom, złodziejom, którzy sprowokowali wprowadzenie stanu wojennego, przehandlowali Polskę w Magdalence, przy „okrągłym stole”, zniszczyli kraj. Dlatego trzeba manifestować przed willami i domami: Wałęsy, Michnika, Frasyniuka, Barbary Labudy, Karola Modzelewskiego, Jana K. Bieleckiego, Bogdana Zdrojewskiego, o. Macieja Zięby, Henryka Wujca, Antoniego Macierewicza, o. Tadeusza Rydzyka, Antoniego Macierewicza, Rafała Dudkiewicza, Zbigniewa Romaszewskiego, Bogdana Borusewicza, Jerzego Buzka, Jacka Protasiewicza, Jarosława Kaczyńskiego, Alicji Grześkowiak, Mariana Krzaklewskiego, Leszka Balcerowicza, Emila Wąsacza, Janusza Śniadka, Hanne Suchockiej i innymi rządzącymi i rujnującymi naszą Ojczyznę od ponad 2O lat „pętakami”, (jak kiedyś nazwał ich abp Józef Życiński) w swoim otoczeniu. To będzie wtedy naprawdę mądre, uczciwe, patriotyczne zachowanie.
Dr Leszek Skonka
Były działacz opozycji przed sierpniem 1980 (Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela – ROPCiO), organizator Wolnych Związków Zawodowych (WZZ) na Dolnym Śląsku, współorganizator i współ kierujący strajkiem w sierpniu 1980 roku we Wrocławiu, członek Prezydium w pierwszym składzie Zarządu Regionu Dolnośląskiego NSZZ, organizator i prowadzący pierwsze kursy (jeszcze w czasie strajku) na temat organizowania i działania związkowego, a następnie w MKZ po zakończeniu strajku, dla działaczy i organizatorów nowych związków.
Sprzeciwiał się wprowadzaniu KOR-u i upolitycznieniu nowego ruchu pracowniczego, zrywaniu Umowy Gdańskiej, awanturnictwu politycznemu. Chciał by związek nie wychodził poza swój Statut. Za swą postawę pomówiony został przez kierownictwo „Solidarności” publicznie bez jakichkolwiek podstaw, o rzekome sprzyjanie PZPR, działanie na szkodę Związku, współpracę z SB. Usunięty ze wszystkich funkcji, również ze Związku, którego był współtwórcą, spotwarzony publicznie, bez prawa do obrony, skazany na karę śmierci cywilnej przez „Solidarność” kierowaną przez Karola Modzelewskiego i Władysława Frasyniuka. Założyciel i przewodniczący istniejącego od 1988 roku Komitetu Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce oraz Instytutu Badań Stalinizmu i Patologii Władzy, zbudował w 1989 roku pierwszy w Polsce i na świecie Pomnik Ofiar Stalinizmu stojący od ponad 24 lata w centrum miasta.
*****
KŁOPOTLIWA ROCZNICA STANU WOJENNEGO
13 grudnia przypada 32 rocznica wprowadzenia stanu wojennego. W tym roku dość głośno potraktowano tę rocznicę. Nawet prezydent Kwaśniewski publicznie, choć nie szczerze, zabrał głos i wyraził współczucie ofiarom stanu wojennego. Nie był to przypadek, ale bardzo przemyślane działania, i to zarówno ze strony, tzw. obozu postsolidarnościowego, jak i postpezetperowskiego.
Tym razem zarówno SLD, „Solidarność” i Kościół zgodnie stwierdzały, że stan wojenny był czymś złym, ale zaowocował „okrągłym stołem” i pokojowym podzieleniem się władzą z tymi, co stan wojenny sprowokowali, czyli „Solidarnością”. W licznych audycjach radiowych, telewizyjnych, w prasie sporo pisano o wszystkim, co wiązało się ze stanem wojennym, ale bojaźliwie unikano pokazania przyczyn, które doprowadziły do napięć i do konfrontacji. Wręcz ostentacyjnie milczano, że była to walka o władzę. Toteż tym razem obywały się wspólne oficjalne, obłudne, błazeńskie uroczystości organizowane przez tych, którzy 13 grudnia bronili swojej władzy, z tymi, co chcieli jej podziału. Niektórzy b. działacze tamtej „S” wyrażali swoje zadowolenie i twierdzili, że nie mają żalu do tych, co wprowadzili stan wojenny, a nawet internowali ich przez kilka miesięcy, bo zapłacili im za to sowicie przy „okrągłym stole”.
Najgłośniej owo zadowolenie manifestowali: Frasyniuk, Gieremek, Wałęsa, Michnik, Borusewicz…
Inaczej tę rocznicę czcili działacze „S”, b. internowani, którzy nie skorzystali z profitów, jakie dawał niektórym czołowym działaczom „okrągły stół”. Oskarżali przywódców „S”, że zdradzili Związek, sprzeniewierzyli się, oszukali naród. W ich przekonaniu „Solidarność” zawiodła oczekiwania społeczeństwa i sprowokowała konflikt z władzą, którego koszty poniósł cały naród. Pamiętają, że 13 grudnia był skutkiem zapowiedzianego w Radomiu przez Lecha Wałęsę 4 grudnia 1981 roku „targania z władzą PRL się po szczękach” i Karola Modzelewskiego, że „bój to ich będzie ostatni„.
Przez wiele lat SLD przemilczał tę rocznicę, bo jest spadkobiercą i kontynuatorem rodowodu PZPR, a więc także inicjatorem i realizatorem stanu wojennego.
Przypomnijmy więc, że po zakończeniu strajków sierpniowych, ruch niezadowolonych ludzi pracy opanowany został przez gangi, wszelkiej maści szumowinę łobuzów, typu KOR-u i ich sympatyków, którzy wykorzystali go do kontynuowania walki o zdobycie dla siebie władzy w Państwie. Po opanowaniu kierownictwa Związku „Solidarność i przekształcili go w partię polityczną nazwaną – enigmatycznie „ruchem społecznym”. Usunięto działaczy związkowych, a na ich miejsce wprowadzono swoich agentów, karierowiczów, serwilistów, ludzi bezideowych, sprzedajnych obiecując im uczestnictwo w sprawowaniu władzy. Zaczęli też systematycznie dezorganizować życie kraju nie pozwalając na poprawę sytuacji.
Premier gen. Jaruzelski poprosił tylko o 90 spokojnych, bezstrajkowych dni by poprawić sytuację zaopatrzeniową. Nie było ani jednego takiego dnia. Sam Wałęsa przyznawał, że jeździ i gasi strajki, które ktoś nieustannie wznieca na nowo. W końcu rządząca ekipa PZPR skapitulowała i zgodziła się na podział władzy, ale ludzie KOR-u, faktycznie rządzący już „Solidarnością” żądali zbyt wiele, a PZPR dawała zbyt mało.
Toteż 4 grudnia 1981 r. w Radomiu władze „KROo-Solidarności” postanowiły przejąć rządy w państwie 17 grudnia ogłaszając strajk generalny, powszechny. W ten sposób, chcieli pokazać światu i Moskwie, kto faktycznie rządzi Polską i z kim Związek Radziecki powinien się układać. Przypomnijmy, że to właśnie w Radomiu zapadła decyzja podjęcia walki o władzę i targaniu się po szczękach.
Tam też Wałęsa przyznał, że „S” rozkłada nie tylko system, ale także państwo. Tam Karol Modzelewski zapowiedział ostateczne zwycięstwo „Solidarności” i ostateczną klęskę PZPR – mówiąc, że ” bój to ich będzie ostatni”.
Jaruzelski uprzedził KOR i ogłosił stan wojenny cztery dni przed planowanym przejęciem władzy przez grupę spod znaku Koro-Solidarności.
JAK MÓGŁ LUB POWINIEN POSTĄPIĆ OBÓZ PZPR?
Na ten temat od 32 lat panuje zgodne milczenie obu stron. Postawmy więc pytanie i rzeczowo odpowiedzmy na nie, czy powinien oddać bez oporu władzę „S”? Ale jak i dlaczego? Bo tego ona żąda?
Jeśli tak, to konkretnie, komu? Organizacji pn. „Solidarność”, czy ludziom z nią związanym; personalnie, komu? Chodzi także o stronę techniczną, prawną i organizacyjną, jak owo przekazywanie powinno wyglądać? Czy ludzie z tego obozu byli gotowi do przejęcia całej władzy w państwie i w terenie? Czy, gdyby się tak wówczas stało to, czy nie oznacza to, że sytuacja, jaka jest dziś w kraju zaistniałaby już wcześniej, czyli wszystko byłoby sprzedane już ponad 30 lat temu, rozkradzione, rozgrabione, zniszczone 8 lat wcześniej?
Wreszcie pytanie pragmatyczne – czy mając do dyspozycji takie siły jak: wojsko, milicję, SB, sądy, prokuratury, środki masowego przekazu, banki, aparat administracyjny, transport, prawie 3 miliony członków partii itp. należało oddać bez oporu władzę i to zwykłym „pętakom”, jak ich w przyszłości nazwie abp. Józef Życiński i „popaprańcom” jak ich nazwie Lech Wałęsa?
A jeśli tak by się stało, czy nie postawiono by dziś zarzutu, że PZPR oddała lekkomyślnie władzę gówniarzom i dlatego ponosi odpowiedzialność za obecny stan kraju: bezrobocie, nędzę społeczeństwa ruinę gospodarczą.
Wprowadzając stan wojenny, choć nieudolnie, bez należytego wykorzystania go, ówczesna ekipa rządząca ma przynajmniej moralne alibi, że nie chciała dopuścić do obecnej sytuacji.
JAK POWINNA ZACHOWĆ SIĘ „SOLIDARNOŚĆ” WOBEC STANU WOJENNEGO?
Również i na to pytanie unika się rzeczowej odpowiedzi. Żeby jednak na nie odpowiedzieć trzeba koniecznie poprzedzić je innym pytaniem – o co faktycznie w tym końcowym okresie walczyła „Solidarność?
Na pewno nie o poprawienie warunków życia ludzi pracy. Strajki, manifestacje, głodówki nie przysparzały zaopatrzenia i nie likwidowały problemów gospodarczych. Trzeba więc powiedzieć obecnym członkom i sympatykom „S” gorzką prawdę, że zostali wówczas oszukani, użyci instrumentalnie do zdobycia władzy dla grupy gangsterów politycznych, a kiedy przestali być im użyteczni, to potraktowano ich jak śmiecie; dowód – proszę – zdegradowano status robotników, chłopów, stworzono gigantyczne bezrobocie, wypędzono z kraju miliony wykształconych, młodych, zdrowych ludzi, spowodowano głód dzieci, nędzę większości narodu, zrabowano majątek narodowy wielu pokoleń albo oddano go obcym.
Czy tego chcieli strajkujący robotnicy w sierpniu 1980 roku walczący w grudniu 1981 r.? Czy górnicy na Śląsku ginęli za sprawy robotnicze czy walczyli władzę dla Frasyniuka, Geremka, Mazowieckiego, Wałęsy, Buzka, Krzaklewskiego, Michnika, Kuronia, Labudy, Michnika, i innych politycznych gangsterów?
Dlatego oszukani, zdradzeni ludzie pracy powinni wreszcie rozliczyć tych, którzy ich skrzywdzili, zniszczyli Polskę, okradli, rozgrabili majątek ogólnonarodowy.
„POKARAĆ RĘKĘ CZY ŚLEPY MIECZ?
W środowisku „Solidarności” wciąż pokutuje fałszywy pogląd na temat odpowiedzialności za wprowadzenie stanu wojennego. Od lat obciąża się za to wyłącznie ówczesne władze PRL i PZPR. Eksponuje się głównie skutki a pomija świadomie lub pomniejsza znaczenie przyczyn i okoliczności, które spowodowały tę decyzję. Organizuje się np. procesy zomowców strzelających do górników, ale nie próbuje się oskarżyć tych, którzy świadomie pchali górników pod kule.
Słowem usiłuje się karać „ślepy miecz, a nie rękę„.
Moralnym obowiązkiem przywódców strajkowych była, nie tyle ochrona zakładów pracy, bo te nie były zagrożone, ale głównie bezpieczeństwa i życia obywatel i ludzi pracy. Doświadczenia starć z władzą w 1956, 1970, 1976 r. dowodziły, że nie wolno narażać życia własnych obywateli. Z perspektywy minionych lat, coraz więcej Polaków inaczej już patrzy i ocenia stan wojenny, ma do niego stosunek bardziej racjonalny, bardziej pozytywny lub obojętny, albo ambiwalentny. Zwłaszcza młodsze pokolenia niewiele wiedzą o faktycznych przyczynach i przebiegu tamtych wydarzeń.
PRYMAS WYSZYNSKI OSTRZEGAŁ PRZED KONFRONTACJĄ
Prymas Wyszyński ostrzegał „Solidarność” przed stanem wojennym. Jednakże buńczuczni, zarozumiali działacze obozu politycznego, któremu przewodził KOR, świadomie i konsekwentnie parli do konfrontacji, nie bacząc na zagrożenia i niebezpieczeństwo dla narodu i państwa.
To ci, co inspirowali walkę o władzę, nie zważając na koszty, powinni teraz także zasiąść na ławie oskarżonych obok milicjantów, za doprowadzenie do śmierci górników na Śląsku. Powinni również zostać ukarani za przyczynienie się do śmierci i cierpień niewinnych, zbałamuconych robotników.
Nie chcieli słuchać ostrzeżeń Prymasa i wielu rozsądnych ludzi, nawet ze swojego własnego otoczenia. Trudno np. Prymasa Polski kardynała Stefana Wyszyńskiego a później Prymasa Józefa Glempa posądzać o niewiedzę, niekompetencję, kłamstwo, stronniczość. A On w trosce o losy kraju uparcie, do samego końca, oskarżał ówczesnych przywódców Związku o prowokowanie stanu wojennego. Jeszcze na kilka godzin przed wprowadzeniem stanu wojennego daremnie ostrzegał przywódców „Solidarności” przed grożącym Polsce niebezpieczeństwem.
W czasie ostatniego posiedzenia Komisji Krajowej Lech Wałęsa otrzymał list od Prymasa Glempa, w którym pisał:
„Dotychczasowe wielkie osiągnięcia nie mogą być zniweczone przez nierozwagę, która nazywa się konfrontacją. Trzeba podjąć dialog, który dotychczas tak trudny, nie jest bezowocny. Ufam, że styl dialogu podjęty podczas rozmowy w dn. 4 listopada br.(spotkanie Lech Wałęsa, kard. Glemp i Wojciech Jaruzelski) będzie modelem do dalszych rozmów i będzie obejmował dalsze kręgi społeczne„.
List rozdany został uczestnikom na ostatnim posiedzeniu KK 12 grudnia 1981 r. Jednakże Wałęsa albo nie chciał albo nie potrafił nakłonić uczestników do rozsądku, do zastosowania się do rad Prymasa.
Prymas Józef Glemp od samego początku świetnie rozumiał, iż gen. Jaruzelski wprowadzając stan wojenny, nie działa na zlecenie sowieckiego hegemona, a celem jego działania nie jest tym bardziej doprowadzenie do rekomunizacji Polski. Lecz zadaniem tym była „obrona Państwa” i zapobieżenie groźbie sowieckiej interwencji. Swoje obawy, niepokój i ostrzeżenia wyraził Prymas publicznie 13 grudnia o godz. 9.00 rano wobec młodzieży akademickiej:
„Stan, który przeżywamy (..) domaga się mądrości. (..) Tu musi pracować głowa, rozum, według jego przeznaczenia, a nie wolno popełniać czynów szaleńczych, bo czyn szaleńczy może oznaczać zawsze przegraną” (Kazanie do młodzieży akademickiej na Jasnej Górze, 13 grudnia 1981).
A wieczorem tego dnia powiedział w Warszawie:
„Pozostaje wszakże sprawa najważniejsza: ratowanie życia i obrona przed rozlewem krwi (…) To nic, że ktoś może Kościół oskarżać o tchórzostwo, o rozładowywanie radykalnych nastrojów (…) Dlatego sam będę wzywał o rozsądek, nawet za cenę narażania się na zniewagi, i będę prosił, nawet gdybym miał boso iść i na kolanach błagać: nie podejmujcie walki Polak przeciwko Polakowi” (Kazanie w sanktuarium 13 grudnia 1981,. podkr. LS)
Tekst ten jest wstydliwie przemilczany i nie znajduje się np. w zbiorze dokumentów opracowanym przez Petera Rainę.
17 grudnia Prymas pisał do wiernych:
„Tylko opanowanie siebie i wyciszenie gniewów może dziś ocalić Naród i działający w tym narodzie Kościół” (Słowo Prymasa Polski do wiernych po ogłoszeniu stanu wojennego, Gniezno, 17 grudnia 1981).
Warto przypomnieć, że od początku były problemy z publikacją tych dwóch dokumentów te traktowane są jako „wstydliwe”.
Generał Jaruzelski wspomina:
„Byli tacy, którzy chcieliby, aby prymas, jak ksiądz Skorupka, z krzyżem w ręku ruszył na KC„.
„W tych tragicznych dniach Prymas Polski w imieniu Kościoła zaangażował cały swój autorytet, by ocalić naród od rozlewu krwi„.
Z najwyższym uznaniem o stanowisku zajętym przez Prymasa w dniu 13 grudnia pisze też Barcikowski:
„Problemem najwyższej wagi było odniesienie się Kościoła do stanu wojennego. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że właśnie w Kościele znajduje się przycisk, przy którego użyciu można było tego dnia zdetonować Polskę. Znaleźli się potem ludzie niedowarzeni politycznie, atakujący episkopat i prymasa Józefa Glempa za to, że nie zrobił użytku z tego przycisku i wezwał wiernych do spokoju, a nie do walki„.
Za tę postawę krytykowała go część hierarchii. Prymas wiedział wcześniej o wprowadzeniu stanu wojennego Bronisław Geremek, mówił, że „Prymas został poinformowany o stanie wojennym wcześniej niż część członków Biura Politycznego, którzy usłyszeli o tym przez radio” „Godzinę przed ogłoszeniem stanu wyjątkowego poinformowano arcybiskupa Glempa”. „Nie był tym zachwycony, przyjął jednak te informacje ze zrozumieniem„.
Oznacza to zastąpienie przedgrudniowego dualizmu Państwo – „Solidarność” – pogrudniowym dualizmem Państwo – Kościół, w którym masowy ruch związkowy zanika, a opozycyjne elity odgrywają marginalną rolę. „Fraternizacja”.
Zupełnie niedawno dowiedzieliśmy się, że bardzo ścisła współpraca między przedstawicielami władz stanu wojennego a Kościołem – wręcz „fraternizacja”, o której mówił Generał – miała miejsce od samego początku stanu wojennego.
Czynniki kościelne miały, bowiem swój udział w uzgodnieniu ostatecznego kształtu dekretu o stanie wojennym. Ujawnił ten fakt obecny biskup łowicki – ks. Alojzy Orszulik.
Otóż wieczorem 13 grudnia 1981 r. doszło do spotkania między nim, bp Bronisławem Dąbrowskim i prof. Andrzejem Stelmachowskim a Kazimierzem Barcikowskim i min. Jerzym Kuberskim, którzy poprosili o naniesienie poprawek do projektu dekretu o stanie wojennym.
Wspomina Orszulik:
„Nanieśliśmy poprawki, czyli wykreśliliśmy z projektu niektóre przepisy restrykcyjne wobec Kościoła.”
Relację biskupa łowickiego w całej pełni potwierdza gen. Czesław Kiszczak:
„Dotychczas strona rządowa nie nagłaśniała faktu, że ostateczna wersja dekretu Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego [chodzi o dekret z 13 grudnia 1981 r. o stanie wojennym – dop. LM] była współredagowana przez przedstawicieli Kościoła” (Czesław Kiszczak, Dziś nie wypada pamiętać, „Gazeta Wyborcza”, 16 marca
NAPRAWIĆ KRZYWDY CZY SZUKAĆ WINNYCH?
(Artykuł dyskusyjny)
Wielu działaczy obywatelskich skrzywdzonych w okresie PRL, oczekiwało, że nowy obóz rządzący wywodzący się z „Solidarności” będzie dążył do naprawienia dawnych krzywd. Te oczekiwania były tym bardziej uzasadnione, że w roku 1980 praktycznie cała władza w państwie znalazła się w rękach partii pod nazwą „Solidarność”, częściowo wywodzącej się z otumanionych, naiwnych członków Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych. Zwłaszcza po układzie w Magdalence i „okrągłostołowym”, gdzie Urząd Prezydenta, Sejm, Senat, samorządy, gospodarka, propaganda, nauka, oświata, Kościół itp., znalazły się w rekach obozu PN. „Solidarność” albo pod przemożnym jego wpływem. Niestety, przez wszystkie minione lata, a upłynęło już ponad 30
”Solidarność”, choć mogła, to nic w tym kierunku nie uczyniła. Pozostaje, więc wciąż otwarte pytanie, czy rządzący lub współrządzący obecnie obóz postsolidarnościowy potrafi i zechce w następnych kilkudziesięciu latach uczynić coś w tym kierunku i naprawić, dziś już tylko moralnie, krzywdy wyrządzone w PRL i w III RP.
Piszę naprawienie krzywd moralnych bo ponad 90 procent tych ludzi już nie żyje.
Nasuwa się racjonalne pytanie czy rzeczywiście istnieją jeszcze sprzyjające warunki ku naprawieniu tych krzywd, już tylko w formie satysfakcji moralnej?
A jeśli tak, to czy na jednym poziomie stawiać sprawę naprawienia krzywd i ukarania winnych?
Niektórzy uważają, że pytanie „naprawiać krzywdy czy szukać winnych” jest źle sformułowane, a nawet bez sensu, że trzeba zarówno naprawiać krzywdy, jak i szukać i ukarać winnych. Wbrew pozorom są to dwa bardzo różne zadania, ale zacząć trzeba koniecznie od naprawienia krzywd. Jest to pilniejsze i łatwiejsze.
Tym bardziej, że postpezetpeerowska lewica w zasadzie zgadzała się na zadośćuczynienie pokrzywdzonym, przynajmniej w rozsądnych granicach i w takim zakresie, w jakim jest to jeszcze możliwe, głównie w formie moralnej.
Chodzi, bowiem o to by nie sięgać zbyt głęboko do kieszeni zbiedniałego społeczeństwa. Natomiast nie zgadza się na karania, piętnowania, wszczynania procesów wobec sprawców tych krzywd, publiczne rozpatrywania ich win itp. Stąd opór SLD i PSL wobec wszelkich form obecnie stosowanej lustracji. Istnieje, zatem realna możliwość naprawienia krzywd wyrządzonych w PRL, a także w okresie rządów „solidarnościowych”; bo przecież i ten obóz ma na swoim sumieniu nie mniej wyrządzonych ludziom krzywd, szkód, nieprawości i nadużyć niż poprzednie rządy.
W czasie I Kongresu SLD za potępieniem totalitaryzmu i za naprawieniem krzywd jego ofiarom wypowiedzieli się uczestnicy oraz Leszek Miller i prezydent Aleksander Kwaśniewski. Przeciwko temu byli głównie działacze KOR i Solidarności. Co prawda są to na razie tylko słowne deklaracje. W przeszłości Aleksander Kwaśniewski i Józef Oleksy, gdy byli sekretarzami SLD też zapewniali solennie, na piśmie, Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu (ma takie pisma), że współczują pokrzywdzonym w okresie stalinizmu i są za naprawieniem im krzywd. Ale gdy p. Oleksy został premierem, a p. Kwaśniewski – prezydentem, to nawet nie odpowiadali na pisma.
SLD nigdy nie ukrywał niechęci do lustracji uzasadniając swoje stanowisko mniej lub bardziej racjonalnie. Uważał, że wielu ludzi osądzanych dziś za działalność w przeszłości wykonywało tylko swoje obowiązki zgodnie z obowiązującym wówczas prawem i dlatego – zdaniem SLD – należy wszystko puścić w niepamięć, zostawić sprawy historykom, Bogu i sumieniu inkryminowanych. SLD powołuje się także na upływ czasu, na porozumienie w 1988-1989 w Magdalence i przy „okrągłym stole”, gdzie strona „solidarnościowa” zapewniała, że za cenę dopuszczenia jej do władzy (do żłobu), że nie będzie domagała się żadnych rozliczeń, że przeszłość odcina „grubą kreską” itp. Te deklaracje przypieczętowano toastami i bruderszaftami obu stron., w tym Jaruzelskiego, Kiszczaka z Michnikiem. Trzeba przyznać, że strona PZPR dotrzymywała umowy i podzieliła się władzą, a nawet oddała ją całkowicie, gdy „Solidarność” zapewniała, że chce uczynić z Polski drugą Japonię.
Jak wygląda owa „Polska Japonia” niech sobie społeczeństwo na to samo sobie odpowie.
W aktywnych obywatelsko środowiskach rozważa się, więc możliwość wykorzystania w kolejnych wyborach i w okresie przejmowania władzy przez lewicę rozgoryczenia ludzi pokrzywdzonych przez „Solidarność”, a przynajmniej pod jej szyldem.
Dla obozu AWS jest już za późno by naprawić stare odziedziczone błędy peerelowskie i te popełnione przez siebie; a jest ich coraz więcej.
A poza tym ludzie tego obozu, ani tego nie chcą, ani też nie potrafią coś mądrego i pożytecznego zrobić.
Zapewne przygotowująca się do przejęcia władzy, skupiona wokół SLD lewica, będzie chciała przedstawić się na nowo społeczeństwu jako przeciwieństwo Solidarności, zamanifestować, przynajmniej w pierwszym okresie, deklaratywną życzliwość, uczciwość, sprawiedliwość, pro społeczne, pro pracownicze, obywatelskie postawy.
Próba pozyskania poparcia i sympatii ludzi pokrzywdzonych, nawet obozu przeciwnego, może być powtórzeniem tzw. wariantu gen. Mieczysława Moczara z 1968 roku. Jako szef MSW, sekretarz KC PZPR i prezes ZBOWiD, wykorzystał swoje funkcje i stanowiska, by naprawić krzywdy części kombatantów; b. żołnierzom walczącym na Zachodzie i AK, więźniom UB… nadając im stopnie wojskowe, odznaczenia, stanowiska itp., dla zyskania ich sympatii i poparcia, a następnie, by móc sięgnąć po najwyższą władzę w kraju. Podobnie może zdarzyć się teraz.
Nie należy lekceważyć Leszka Millera. To przebiegły, sprytny i inteligentny polityk, doskonały taktyk i strateg. Przypomnijmy, że w roku, 1988 gdy był sekretarzem KC PZPR miał on odwagę poprosić grupę opozycyjnej młodzieży do gmachu KC i wysłuchiwać jej ostrej krytyki. To wtedy jeden z uczestników zacytował mu jako przestrogę ów wiersz:
„A na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści. Razem z nimi z nowej kliki kler, Wałęsa i korniki” (korniki – KOR-owcy).
Jedną z takich bardzo spektakularnych form może być czynne okazanie przez SLD życzliwości ludziom pokrzywdzonym przez rządy PRL, a także przez „Solidarność”. Zapewne każdy taki gest będzie odpowiednio nagłośniony, zwłaszcza naprawienie krzywd wyrządzonych przez „S”. O tym, że takie stanowisko lewicy jest możliwe słychać od dłuższego czasu, choć na razie tylko w formie plotek, być może pochodzących z SLD. Ale tego rodzaju perspektywa nie jest przyjmowana życzliwie przez środowiska pokrzywdzonych. Choć prawdą jest, że Solidarność ma dziś więcej wrogów niż miała nawet PRL w okresie stalinizmu.
Niektórzy np. już zastanawiają się nad moralnymi konsekwencjami ewentualnego przyjęcia takiej oferty od SLD. Zarówno przyjęcie jej, jak i odrzucenie może być trudne i kłopotliwe, a nawet poniżające, tym bardziej, że rządy „Solidarności” nie wykorzystały swoich szans, nie odpowiadały na apele kierowane do nich przez aktywnych działaczy obywatelskich by owe krzywdy naprawić np. kierowane prośby i apele do „Solidarności” i osobiste do Lecha Wałęsy, Mariana Krzaklewskiego i kard. Henryka Gulbinowicza pozostawały bez echa, nawet nie odpowiadano na nie.
Jest jeszcze jedna ważna sprawa, którą ostentacyjnie i świadomie przemilcza „Solidarność” i Kościół …
KTO UCHYLI WYDAWANE PRZEZ „SOLIDARNOŚĆ” WYROKI ŚMIERCI CYWILNEJ NA POLSKICH PATRIOTÓW?
Grupa gangsterów spod znaku KSS KOR, przy pomocy SB i innych tego rodzaju sił, opanowała we wrześniu 1980 r. NSZZ „Solidarność” i wykorzystała ją do walki o władzę, o prywatne, osobiste cele i interesy. Ludzi, którzy się temu od początku sprzeciwiali, pod różnymi pretekstami eliminowano ze Związku. Tych, którzy się szczególnie mocno opierali po prostu w sposób bandycki niszczono, oskarżając bezpodstawnie o współpracę z SB, KGB, rzekomą przynależność do PZPR itp.
Jedynym argumentem dla oskarżenia miał być fakt, że krytykowali politykę Związku i nie chcieli uznać kierowniczej roli KOR w „Solidarności”.
Do tej haniebnej działalności wciągnięto także Kościół, zwłaszcza hierarchię kościelną, która niezbyt się opierała, a teraz nie bardzo wie, jak ma się zachować wobec skrzywdzonych. Kościół nigdy nie lubił przyznawać się do najbardziej oczywistych błędów i wszystkie kłopotliwe sprawy od wieków „zamiatał pod dywan”. Toteż Kościołowi trudno się teraz wycofać, tym bardziej, że nie robił tego za darmo. Przeciwnie. Sporo na tym skorzystał i nadal korzysta.
Dzisiejsze kierownictwo „Solidarności” nie chce na siebie brać winy przeszłości tłumacząc, że wszystko zło, jakie działo się po sierpniu 1980 roku w Związku inspirowane było przez nasłane przez czynniki zewnętrzne, narzucone przez armię agentów SB i KSS KOR (Smolarowie). Większość tych ludzi nie ma już w „Solidarności”; są w Platformie Obywatelskiej, w PiS-ie, w rządzie, w parlamencie, w wyższej administracji państwa, w samorządach, w biznesie albo na „Solidarność” się wypieli np. Wałęsa, Frasyniuk, itd..
Skrzywdzonych odsyłają więc do osób dziś już będących poza Związkiem – Frasyniuka, Labudy, Rulewskiego, Kuronia, Modzelewskiego, Michnika, Mazowieckiego, Wałęsy, Lityńskiego, Wujca, Romaszewskiego, Geremka, Chojeckiego, Dorna i do b. esbeków.
Coraz częściej dochodzą głosy, że wszystkie krzywdy, zarówno te sprzed sierpnia 1980 roku, jak i te po powstaniu „Solidarności”, naprawione zostaną po koronacji Chrystusa na Króla Polski (sic!). Powstała nawet taka opcja polityczna dążąca do doprowadzenia intronizacji Chrystusa na Króla, który załatwi wszystkie problemy kraju i Polaków, w tym zlikwiduje bezrobocie, zbuduje autostrady, podwyższy zarobki ludzi pracy, usprawni Służbę Zdrowia, oświatę, wyciągnie Państwo z długów itp..
Niestety, to nie jest żart ani złośliwe pomówienie. Tę inicjatywę popiera wielu wierzących obywateli – proszę zajrzeć do Internetu – w najbliższych wyborach. Ma ona podobno zastosować manewr Moczara, który po marcu 1968 roku zabiegał, i to bardzo skutecznie, o pozyskanie sympatii akowców i innych prześladowanych w okresie rządów Bieruta i Gomułki.
Podobnie zachował się Gomułka w stosunku do ofiar stalinowskich, gdy w październiku 1956 roku objął władzę, rehabilitując niesłusznie oskarżonych i naprawiając im krzywdy w takim zakresie, w jakim było to wówczas możliwe i odpowiadało partii. Można, więc zrozumieć, dlaczego działający wciąż agenci SB (vide Tomaszewski) nie chcą dopuścić, by „Solidarność” sama naprawiła własne błędy i krzywdy, które miały miejsce pod jej szyldem.
Wzmocniłoby to bowiem ten obóz, wznowiło do niego sympatię i zaufanie. Lewica liczy tu, i chyba słusznie, na nieuleczalną głupotę obozu „solidarnościowego” i chyba się nie pomyli.
PROŚBA O NAPRAWIENIE KRZYWD WYRZĄDZONYCH POD SZYLDEM „SOLIDARNOSCI”
Wielu działaczy skrzywdzonych przez osoby występujące pod szyldem „Solidarności”, które opuściły Związek po osiągnięciu celu, tzn. władzy (Frasyniuk, Labuda, Kuroń, Michnik …), zwróciło się do nowych władz „Solidarności” o zadośćuczynienie moralne.
Ich prośby pozostały bez odpowiedzi. A oto przykład, listu do Marian Krzaklewskiego i kard. Henryka Gulbinowicza:
„Jego Eminencja ks. kard. Henryk Gulbinowicz
Metropolita Archidiecezji Wrocławskiej
Eminencjo!
Od początku roku weszła w życie ustawa lustracyjna oraz powołany został Urząd Rzecznika Interesu Publicznego i Instytut Pamięci Narodowej.
Nie wiadomo jeszcze czy Urząd ten będzie działał zgodnie z intencjami jego inicjatorów i w interesie publicznym, ale można mieć nadzieję, że tak.
Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce, któremu mam honor przewodzić od 32 lat, od samego początku jego zaistnienia, zabiegał i zabiega nadal, o naprawienie krzywd odległych i tych niedawno wyrządzonych przez obcych i rodzimych sprawców najlepszym, najbardziej wartościowym, zasłużonym dla kraju, obywatelom. Toteż uchwalenie przez Parlament ustawy, które stwarzają wreszcie po 50 latach oczekiwania szansę naprawy szkód i krzywd, a przede wszystkim przywrócenie dobrego imienia ludziom, którzy zasłużyli na szacunek, uznanie i wdzięczność społeczeństwa, przyjęliśmy z ogromnym zadowoleniem.
Większość skrzywdzonych już nie żyje. Umierali z poczuciem wielkiej krzywdy, że zmieniające się ekipy władzy nie próbowały nawet oczyścić ich z niesłusznych, krzywdzących zarzutów i pomówień o zdradę ojczyzny, o działania na jej niekorzyść, o współpracę z wrogami Polski (np. żołnierzy „Andersa”, AK”; nazywanych zaplutymi karłami reakcji, agentami Watykanu”, „wrogami ludu”, „sługusami zachodniego imperializmu i niemieckiego rewizjonizmu” … ).
Wielu z tych skrzywdzonych, zhańbionych, sponiewieranych rodaków nie doczekało się nawet skromnej satysfakcji moralnej. Po wojnie zamknięto im drogę powrotu do ojczyzny, o którą walczyli, dla której znosili cierpienia, odnosili rany, umierali. Na tych, którzy odważyli się wrócić do kraju lub pozostali w nim, czekały więzienia, obozy karne, wywózki do ZSRR, represje, szykany, dyskryminacje.
Toteż największą gorycz, rozczarowanie, ból przeżywali, gdy żegnali ten okrutny dla nich, niesprawiedliwy ziemski, polski świat. Przed śmiercią jednak składali na nasze ręce, w formie testamentu, prośbę by nadal zabiegać o naprawienie im doznanych krzywd, głównie w sferze moralnej.
Do starych krzywd doszły, i wciąż dochodzą, nowe, wyrządzane pod szyldem „Solidarności”. Wielu aktywnych obywateli, którzy prowadzili przed sierpniem 1980 roku w Polsce walkę o prawa człowieka, o wolność, demokrację, organizowali niezależny ruch związkowy, strajki, było z tego powodu szykanowanych przez peerelowskie władze; doznawali i doznają nadal prześladowań, represji ze strony tzw. obozu posierpniowego, zdominowanego przez karierowiczów, oszustów , politycznych gangsterów, złodziei, miernoty, czy, jak ich nazwał kiedyś trafnie abp Józef Życiński – pętaków.
Uczciwych działaczy obywatelskich, patriotów usunięto, zepchnięto na margines życia publicznego, wypędzono z kraju, bo nie można było z nimi rabować narodowego majątku i okradać Polski, nie pasowali do nowych politycznych, bezideowych gangów. Obywatele, którzy sprzeciwiali się rozkradaniu i niszczeniu Polski pomówieni zostali o wrogość do „Solidarności”, według starej stalinowskiej zasady, kto nie z nami ten przeciw nam.
A więc każdy, kto miał odmienne zdanie niż kierownictwo „Solidarności”, opanowanej przez gangsterów politycznych, na sprawy państwa, narodu, związków zawodowych, nazywany był publicznie wrogiem, zdrajcą, ubekiem, esbekiem, sowieckim pachołkiem, komunistą … Nie były to odosobnione, incydentalne przypadki, ale stanowiły regułę, według której – każdy niewygodny to agent SB.
Nawet ludzie o krystalicznej przeszłości, ofiary prześladowań ubeckich i esbeckich byli eliminowani pod tym pretekstem.
Także obecnemu premierowi Jerzemu Buzkowi, na zjeździe Regionu Górnośląskiego „Solidarności” publicznie zarzucono, że był agentem SB.
Teraz więc nareszcie pojawia się możliwość oczyszczenia tych ludzi z niesłusznych zarzutów, ujawnienia kto, dla czego, z czyjego polecenia oczerniał innych. Nadarza się okazja rozliczenia tych, którzy bądź świadomie, z rozmysłem, bądź z głupoty, z podłości, dla judaszowych srebrników, słowem dla osiągnięcia materialnych korzyści, przyczynili się do krzywdzenia niewinnych współbraci, współobywateli.
Sprawa ma nie tylko aspekt moralny, ale pragmatyczny, obywatelsko-wychowawczy.
Te krzywdy są spektakularne, znane, dostrzegane i analizowane przez myślących obywateli, a zwłaszcza przez młode pokolenia, które słusznie zadają sobie pytania: jak się odnieść do powinności obywatelskich?
Czy warto się angażować, narażać skoro można za to ponieść karę od swoich, czy rzekomo swoich? Czy nie jest mądrzejszą postawa zalecana w PRL – „nie rozrabiaj, nie podskakuj, siedź cicho i przytakuj” albo inna rada – „płyń zawsze z prądem, jak zdechłe ryby„, bo na tym się najlepiej wychodzi.
Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu, mimo prześladowań jakich w III RP doznawał i nadal doznaje, zabiega nieustannie i konsekwentnie o naprawienie wyrządzonych krzywd i przeciwdziała powstawaniu nowych nieprawości. Uważa nadal, że jednym z najpilniejszych zadań, które czekało na realizacje ponad 50 lat jest oczyszczenie z niesłusznych zarzutów skrzywdzonych obywateli, przywrócenie im godności, dania im satysfakcji moralnej, także po śmierci, w takiej formie i w takim zakresie, w jakim jest to jeszcze w naszych warunkach możliwe. Chodzi o ujawnienie prawdy, kto okazał się w przeszłości łotrem, kanalią, zdrajcą, oszustem, a kto występował w obronie pokrzywdzonych, jak to czynił, jakie są na to dowody i rezultaty.
Kontynuując te działania Stowarzyszenie nasze realizuje testament tych, którzy przed śmiercią powierzyli mu jego wykonanie.
Eminencjo !
W rzeczywistości posierpniowej Kościół bardzo aktywnie uczestniczył w życiu publicznym, zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio, angażował się także w to, co działo się na różnych szczeblach „Solidarności”.
Kościół oddziaływał na ten ruch za pośrednictwem działaczy świeckich np. Klubów Inteligencji Katolickiej, prasy katolickiej, kościelnej, wiernych, księży (np. ks. ks. Orzechowski, Jancarz, Popiełuszko, Jankowski, o. Ludwik Wiśniewsk) swoich świeckich pełnomocników, jak np. we Wrocławiu, Macieja Zięby, dziś zakonnik oo. Dominikanów. Toteż Kościół miał doskonałe rozeznanie, co się dzieje w tym ruchu, kto jest agentem, a kto uczciwym oddanym działaczem społecznym, obywatelskim, związkowym.
Śp. ks. Prymas Polski, kard. Stefan Wyszyński, od samego początku niepokoił się tym, co działo się w tym ruchu, kto nim kieruje, do czego zmierza ?
Toteż na początku roku 1981 spotkał się z kilkunastoma działaczami Związku i wyraził swój niepokój oraz zakończył to spotkanie przestrogą i zaleceniem; by ruch ten był „ruchem polskim i reprezentował polską rację stanu„. Nie zaproszony, lecz obecny na tym spotkaniu, Adam Michnik, był bardzo niezadowolony z tych przestróg Prymasa.
Trudno przypuszczać, że tylko Prymas miał informacje, które go niepokoiły.
Cały Kościół miał doskonałe rozeznanie o sytuacji w „S”; lepsze niż ówczesne władze państwa i SB.
Również Jego Eminencja miał dobre rozeznanie, przynajmniej dotyczące dolnośląskiego środowiska „Solidarności”. Zwłaszcza , że oficjalny przedstawiciel-pełnomocnik JE, dzisiejszy o. Maciej Zięba, był w pierwszych miesiącach rodzenia się „Solidarności” na Dolnym Śląsku naczelnym redaktorem pisma związkowego „Solidarność Dolnośląska”, które prowadziło nagonkę na ludzi o odmiennych poglądach na temat nowego ruchu związkowego, spraw społecznych, gospodarczych, narodowych.
To prawda, że po pewnym czasie M. Zięba, po przeprowadzeniu przez niego czystki kadrowej, usunięciu działaczy o postawach związkowych, wycofał się z działalności w Związku i wstąpił do zakonu, być może, by odbyć w ten sposób zawinioną pokutę za szkody i krzywdy wyrządzone niewinnym, uczciwym ludziom (ale dotąd nie usiłował naprawić krzywd, do których się przyczynił).
Dlatego byłoby bardzo wskazane i korzystne, także dla Kościoła, by w sprawie krzywd wyrządzonych niewinnym obywatelom zabrał głos także Kościół. Być może, że Kościół już kiedyś wypowiadał się w tej sprawie o czym mało kto wie ?
Jeśli tak, to warto podać nazwiska, kto się wypowiadał, jak to czynił, kogo bronił i czy obronił?
Kogo Kościół napiętnował, potępił lub napomniał za wyrządzone ludziom niewinnym krzywdy i jak to wyglądało?
Wydaje się, że Kościołowi powinno zależeć na tym, by uwolnić Go od ewentualnego zarzutu, że świadomie tolerował zło, wiedział, widział ale milczał, bo miał z tego jakieś doraźne korzyści lub bał się narazić. Ale komu?
Eminencjo!
W imieniu pokrzywdzonych proszę o przedstawienie publiczne postawy Kościoła wobec krzywd wyrządzonych niewinnym ludziom, gdyż chcielibyśmy wraz z innymi dokumentami upublicznić także postawę Kościoła wobec ludzi skrzywdzonych, zwłaszcza w III RP.
Znając życzliwość i współczucie, jakie oficjalnie demonstruje Eminencja przestępcom kryminalnym, więźniom, w formie pocieszania ich i np. dzielenia się z nimi opłatkiem, można oczekiwać, że podobne współczucie okaże Eminencja także pokrzywdzonym porządnym wiernym i patriotycznym obywatelom.
W tej nadziei, z wyrazami szacunku.
Wrocław 25 maja 1999
W imieniu pokrzywdzonych Przewodniczący Komitetu
Pamięci Ofiar Stalinizmu w Polsce, dr Leszek Skonka
WPŁYWAJĄ SKARGI OFIAR „SOLIDARNOŚCI”
Choć cenzura nie dopuszcza informacji o pojawieniu się możliwości dochodzenia szkód i krzywd na drodze sądowej wyrządzonych niewinnym obywatelom przez „Solidarność” to zaczynają napływać zgłoszenia pierwszych skarg ofiar tego obozu. Skargi dotyczą doznanych różnych szkód i krzywd od września 1980 roku. O powstaniu Stowarzyszenia Ofiar „Solidarności” pokrzywdzeni dowiedzieli się najpierw z Internetu, prasy polonijnej i znajomych.
Swoje zainteresowanie dochodzenia krzywd wyrazili także pierwsi prawnicy.
Zgodnie z zapowiedzią nadsyłane materiału będą systematycznie upubliczniane. Stowarzyszenie Ofiar „Solidarności” prosi wszystkich, do których dotrze wiadomość o Stowarzyszeniu, o przekazywaniu informacji o jego istnieniu innym zainteresowanym.
Stowarzyszenie Ofiar „Solidarności” w Polsce
dr Leszek Skonka
50-046 Wrocław
ul. Sadowa 10/7
tel. 691830350
e-mail: stalinizm@wp.pl
OŚWIADCZENIE STOWARZYSZENIA OFIAR „SOLIDARNOŚCI”
Spełniając oczekiwania wielu obywateli, którzy doznali krzywd ze strony NSZZ „Solidarność” oraz innych instytucji związanych z tym obozem, Instytut Badań Stalinizmu, Patologii Władzy i Problemów Społecznych, inicjuje powołanie stowarzyszenia pokrzywdzonych przez „Solidarność”, pod roboczą nazwą – Stowarzyszenie Ofiar „Solidarności”. Celem stowarzyszenia jest działanie zmierzające do ujawnienia sprawców szkód i krzywd wyrządzonych jednostkom i grupom obywateli pod szyldem „Solidarności”. Stowarzyszenie wspomagać będzie dążenia osób pokrzywdzonych do uzyskania zadośćuczynienia za doznane szkody materialne i moralne oraz do ujawniania, napiętnowania i ukarania sprawców tych krzywd, niezależnie od tego jakie dziś zajmują stanowiska i kto ich broni.
Inicjatorzy uważają, że w imię sprawiedliwości, każda krzywda powinna być naprawiona, a winni ukarani. Jeśli uznaje się za słuszne i sprawiedliwe piętnowanie zbrodni i przestępstw niemieckiego faszyzmu, sowieckiego i polskiego stalinizmu, to nie można stosować innych miar i ocen, ani usprawiedliwiać sprawców krzywd, wyrządzanych pod szyldem „Solidarności”. Zbrodnia, krzywda, szkoda, nawet wyrządzana w dobrych intencjach, nie intencjonalnie, nie zmienia faktu, że skrzywdzony odczuwa ją jednakowo dotkliwie.
Inicjatorzy apelują do wszystkich pokrzywdzonych przez ludzi związanych z obozem „Solidarności” i KSS KOR, o zgłaszanie się do Stowarzyszenia w celu podjęcia wspólnych działań.
Ponieważ wiele roszczeń wymagać będzie rozstrzygnięć na drodze sądowej, a także w Międzynarodowym Trybunale Praw Człowieka, Inicjatorzy Stowarzyszenia zwracają się z prośba do prawników o pomoc.
NADSZEDŁ CZAS ROZLICZEŃ „SOLIDARNOŚCI”
Po 32 latach, czyli prawie tylu ile działała PRL, nadszedł nareszcie czas rozliczeń.
Rządząca ekipa odeszła w niesławie z piętnem złodziei, oszustów, łajdaków, obłudników, żegnana z nienawiścią, czego dowiodły jednoznacznie wrześniowe wybory. Zastąpiła ją jeszcze gorsza ekipa oszustów, bandytów i złodziei. Ale już 56 proc. uprawnionych do głosowania obywateli w ogóle nie poszło do urn, a ci, co poszli, odrzucili partie z formalnym, szyldem w rodowodzie „Solidarności”.
Do Sejmu nie weszła, ani AWS, ani Unia Wolności. W odczuciu społecznym, a zwłaszcza ludzi pracy, „Solidarność” oszukała naród i zdradziła ludzi pracy.
Ostatnio np. wielu oszustów porzuciło obóz rządzący i ukryło się pod stworzonym przez siebie, śmietniku politycznym pn. Platforma Obywatelska. Szkody, jakich doznał kraj pod tym szyldem „Solidarności” są tak głębokie i rozległe, że trzeba będzie dziesięcioleci i ogromnego wysiłku by je naprawić. Dziś naród słusznie oczekuje surowego i przykładnego ukarania winnych.
Na szczęście społeczeństwo już zmądrzało na tyle, że nie liczy na ukaranie winnych przez sądy powszechne, gdyż praktyka dowodzi, że procesy takie trwałyby latami i nie przyniosłyby oczekiwanych rezultatów; Naród sam musi obmyślić i ukarać winnych. W naszej i powszechnej historii jest dość przykładów. Na razie naród zaciska tylko pięści i myśli o pokojowych sposobach sprawiedliwego osądzenia i przykładnego ukarania winnych.
Trzeba, więc przypomnieć sposoby rozliczeń, jakie zastosowało społeczeństwo już w przeszłości
Tylko surowe przykładne, odstraszające kary mogą wpłynąć na przywrócenie nadziei i wiary w sprawiedliwość i w sens walki ze złem. Tylko sądy, wznowienie kary śmierci i po wyeliminowaniu z nich łajdaków, także w togach i sutannach, tylko wyroki społeczeństwa wykonane na oszustach, złodziejach majątku narodowego, gdziekolwiek by się ukryli, przywrócą narodowi nadzieję i przekonanie w sens walki ze złem.
Nie powinni oni skorzystać ze zrabowanego narodowi majątku.
Być może, że spełnią się zapowiedzi z okresu stanu wojennego – „a na drzewach zamiast liści wisieć będą komuniści – razem z nim, i z nowej kliki, kler, Wałęsa i Korniki”, dodajmy, i niesprawiedliwi sędziowie.
Na szczęście społeczeństwa jeszcze pamiętają rewolucję bolszewicką.
Prosimy o upowszechnienie tego tekstu. Dziękujemy
2 komentarz