Dziś przed Pałacem znów, jak dokładnie rok temu zebrał się tłum. Ale tego tłumu przepytywać ze względu na tożsamość nie było trzeba.
Zaparkowałam przy ul. Ordynackiej. Nomen, jednak omen okazał się całkiem szczęśliwy, bo mało, że parkomat w dzień swiąteczny opłaty nie chciał, to może przez wzglad na konotacje miejsca do parkowania tam były dostępne, podczas, kiedy pozostałe uliczki obklejały pojazdy zbrojne w horągiewki w barwach narodowych. Pole do dygresji jaqk najdalszych rozposciera się, ale tym razem sobie daruję, bo to ma być reportaż i nieco dyscypliny przyda się, by spełnił swoją rolę użytkową.
Zaparkowawszy zatem ruszyłam Nowym Światem i już przed Placem Kopernika myślałam, że zaraz Pałac Prezydencki, tak dużo było ludzi z poprzyklejanymi do klap kurtek nalepkami w barwach biało – czerwonych. Ludzie mieli flagi z kirem, które, jak można przypuszczać, wcześniej były rozdawane nieopodal punktu straży pożarnej, przy stanowisku pod niebieskimi daszkami i z szumnym szyldem: "Telewizja narodowa". Przypuszczenie stąd, ze kilka ich tam jeszcze zostało; dzierżonych przez jedego czy dwóch panów, z napisem "Smoleńsk 10.04.2010". Zamiast doowej telewizji, na poczatek podeszłam do namiotów naprzeciwko – po drugiej stronie, stojących nieco tylko wcześniej od zabudowań zakąskarsko – przekąskowych. Tam zbierano podpisy pod petycją o budowę Pomnika Światła. Pomnik ów miałby powstać … w chodniku przed Pałacem. Wpisałam dane, podałam pesel, podpis. Dwoje dwudziestolatków zastanawiało się, czy postąpić podobnie, jednak mimo zachęt jednej z moderujących zbiórkę osób – miłej dziewczyny skądś znanej mi z widzenia – nie zdecydowali się złożyć podpisów. Nie zaprzeczyli również słysząc suestię, że boją się to uczynić, bo kto to wie, w czyje ręce trafią listy? Ponieważ rzecz jasna żyjemy w wolnym kraju. Też się trochę bałam, ale jakies tam doświadczenie jednak robi swoje: komu zechce się przeglądać długie listy i jakiez to negatywne reakcje moze wzbudzić pomnik światła…
Póżniej przeczytałamo inicjatywie konkurencyjnego pomnika, zbiórki podpisów jednak nie było.
Mnie Pomnik światła przekonuje.
Następnie skierowałam się do Telewizji Narodowej, a tam ujrzałam dawno nie widzianego kolegę, który wśród przeróznych działań zajmuje się również wytwarzaniem i zbiórką nieprofesjonalnych filmów dokumentalnych dotyczących tematyki narodowej i umieszczaniem ich na YouTube. Przypuszczalnie najwięcej wywiadów z byłymi żołnierzami AK umieszczonych w necie powstało z jego udziałem, a również dziś gościł Świtonia i Skorupkę – siostrzeńca "tego" ks. Skorupki. Od kolegi kolegi pochodzi jeden z nielicznych cytatów, jakie zapamiętałam ze spotkania na krakowskim Przedmieściu: "teraz wszyscy musimy być dziennikarzami; to nasz obowiązek, bo teraz nie ma telewizji, która wypełniłaby go za nas". Narodowcy zwykli nazywać rzeczy prosto, czasem maniera daje niezły efekt. Po wspólnym z zespołem narodowców spożyciu kanapek z "Zakąsek" rodem i zapiciu wytwarzaną na miejscu herbatą – narodowcy przynieśli ze sobą czajnik i częstowali gorącym napitkiem każdego, kto chciał – po dialogach z przedstawicielami innych inicjatyw (i zamianie kilku esemesów z Rosemannem, co relacjonuję, aby nie pominąć niczego:) poszłam słuchać przemawiających naprzeciwko Pałacu. Podeszłam akurat w chwili, w której na podwyższeniu pojawił się ksiądz Małkowski. Ku mojemu smutkowi nagrania jego słów dokonałam nieprawidłowo, to znaczy kamerkę ustawiłam w taki spoosób, że widok jest obrócony o 90 stopni i nic nie można z tym zrobić. Gdyby ktoś miał inne zdanie, proszę o kontakt, tym czasem spróbuję odtworzyć tak, jak jest albo bez obrazu, sam tekst tylko. Ks. Małkowski mówił … cieszę się, że zdązyłam, aby go wysłuchać. Tekst przemówienia ks. Małkowskiego zamieszczę osobno tak, czy owak – spisany z nagrania.
Następnie, po fragmentach Albinioniego – zresztą mnie najbardziej kojarzącego się z tą żałobą – i wyliczaniu imion i nazwisk osób, które zginęły głos zabrał Pospieszalski obecny na miejscu wraz ze Stankiewicz. Powiedział kilka słów, również o wspólnocie, o przeżywaniu wspólnym tak, jak rok temu.
Bo zebrał się ogromny tłum, który napierał, kiedy czekałam przed samą "sceną" przepchnięta tam, bo tworzono przejście; służby porządkowe dbały, aby zdołał się nim przecisnąć Jarosław Kaczyński oczekiwany o 16.00. Większosc zdjęć powyzej pochodzi właśnie z tamtego oczekiwania: stopniowo coraz dalej, aby nie zasłaniać, bo każdy chciał, aby Kaczyński przeszedł właśnie obok niego, aby go zauważył… Stanęłam najpierw z tyłu, czekając. Słuchając wspomnień o tych, którzy zgineli. Potem wiedziona jakimś impulsem wyruszyłam przygotowanym tunelem nagrywając mijany tłum. Aby zobaczyć samej i pokazać, jeśli uda się nagranie, wystarczy pamięci – a wiedziałam już nauczona przykładem z ks. Małkowskim, jak trzymać aparat – te spokojne różnorodne, barwne tłumy … demokratów. Ludzi wolnych, którzy przyszli opłakiwać i dopominać się prawa do żałoby.
Idąc tak wreszcie opuściłam tunel i zbliżałam się już do Kościoła św. Anny, kiedy na Krakowskim Przedmieściu pojawił się pochód zmierzający w stronę Pałacu. Po minięciu Kościoła tłumy zwolniły wstrzymywane głosami z tyłu, ale potem postępowały dalej. Starałam się sfilmować również je stając na betonowym słupku po stronie Pałacu – pilnowałam stabilności ujęcia pracowicie póki nie skończyła się pamięć. Po może dwumetrowej wyrwie w ciągu idących postepował rząd niosący szeroką, biało – czerwoną flagę. Nieco głebiej szedł Jarosław, ale niebawem przemknął pod flagą uniósłszy ją aby wstapić do wąskiego tunelu utworzonego przez drugi (pierwszy?) z tłumów. Po czym przemawiał. Jego przemówienie transmitowała telewizja Polskat, dlatego nie będę o nim pisała. Wspomnę tylko, że hasła wykrzykiwane były być może również w sposób celowy, ale zdarzały się spontaniczne: takie, które szły falą, takie, które spotykały się pośrodku rodząc się niezależnie na krańcach … głos niósł się, a ludzie pdchwytywali szczególnie chętnie skandując "Lech Kaczyński:, choć zdarzyło się tłumom przerwać mowę okrzykami "Jarosław! Jarosław!".
Wiem oczywiście, ze pijarowcy zajmują się sterowaniem aplauzem, aletego wspomniałam, ze moze częsc z nich była celowa. Na pewno nie wszystkie, bo "Tusk pod sąd" nie zdecydowaliby się krzyczeć profesjonaliści. Choć to było chyba najbardziej radykalne z wykrzykiwanych haseł, których było wiele, wśród nich choćby "USA help us".
Jarosław mówił, mówił dobrze i jego słowa brzmiały tak, że nie było wątpliwości co do prawdziwości przekonania, z jakim je wygłaszał. Ludzie zobaczyli się kolejny raz i nie było miejsca na wątpliwości, konflikt czy podejrzliwość. Wszyscy w tłumie byli zgodni – ogromnym tłumie.
Mówił, aż skończył. Kiedy zakończył przemówienie, skierował się na Plac Królewski – na koncert Gintrowskiego, Pietrzaka, The Press. Ale zanim sikierował się na Plac … w końcowej fazie jego przemówienia pojawiły się baloniki! Biało – czerwone baloniki ob – ciachowe, element kacji "Las smoleński". I wtedy zaczęłam rozglądać się za blogerami z s24:) Podczas rozglądania się nie mogłam nie zauważyć zachwytu zgromadzonych balonikami – przekonałam się w praktyce, że Carcajou prawdziwie jest wielki!
Tłok był taki, że nie miałam szans dotrzeć do osób, które baloniki wniosły, za to potem, przecisnąwszy się na powrót w kierunku Nowego Światu spostrzegłam grupkę upozowaną malowniczo z pękiem bakoników; zachodziło ich rozdawanie: takich, które zaczepiły się nisko. A potem już poszło: kolejni blogerzy, częściowo znani, po części poznani świeżo. Wśród nich Carcajou, Nicpoń, hr. Ponimirski, circ z Ekranu, nbd2010, KaZet, Renka, którzy podobno mieli pójść pod Kopernika tylko na chwilkę… Koteuszowi miałam dać "Mgłę", nie wiedziałam, czy mam w samochodzie – miałam! Ale skonstatowałam fakt sporo później – zbyt późno, kiedy już byłam po zakupach w Bliklem (pisanki marcepanowe i pączki, o których zawsze zapominam – zapomniałam równiez ostatnio czyli miesiąc temu, kiedy codziennie przez tydzień przechadzałam się Świętokrzyską, a mieszkałam na Jasnej). Byli tez tacy – a było ich wielu – którzy zamierzali zacząć pisać, bo choć chętnie uczestniczą w akcjach Las smoleński, nie pisują dotąd na żadnym z portali. … ah, spotkałam też ekipę z "niepoprawnych"! Wprawdzie człowiek, z którym rozmawiałam, mojego nicka nie skojarzył, ale czego miałabym oczekiwać pisując rzadko, a na niepoprawnych rzadko skandalicznie!
Po licznych pożegnaniach, w tym krótkim wystapieniu przed studentami filmówki (co dla mnie oznacza termin "Las smoleński"), po krótkiej już kolejnej wizycie w "Zakąskach" i zrzuceniu filmów przez kolegę z "telewizji narodowej" – moze będą niedługo dostepne, a wtedy wrzucę je w komentarzu do tego tu tekstu – usłyszawszy jeszcze, że przybyła, aby czuwać razem matka Przemysława Gosiewskiego udałam się … jeszcze do zakładu Blikle, a następnie, już autem, do domu.
Wprawdzie nie do końca, jednak byłam tam, uczestniczyłam w obchodach rocznicy Tragedii Smoleńskiej. Taką wybrałam alternatywę – oczywiście są dwie w jednej, w zestawie mogłam mieć jeszcze przepłakanie popołudnia. Opcjonalnie.
Podróży nie żałuję, choć odbyłam ją w obie strony jednego dnia męcząc się nieco. Jedno, co chciałabym zmienić, gdybym miała taką możliwość, to termin wyjazdu: wolałabym być tam na miejscu rano, o 8.41…