Ciągle wokół słyszę dyskusję o kontrakcie na Caracale. Nie tylko media o tym trąbią, ale w prywatnych rozmowach stale przewija się temat Caracali. I nie chodzi tu o rysia stepowego, czy o miasto w Rumunii, ale o śmigłowce. Jedni mówią, że słusznie że kontrakt został zerwany, bo był przepłacony, a inni, że właśnie nie, bo dawał superszanse polskiemu przemysłowi lotniczemu. Ale prawda jest chyba troszkę inna. Trzy informacje z mediów chyba to w pełni wyjaśniają. Pierwszą informacją bardzo ważną, a jakoś pomijana przez media głównego nurtu są zwierzenia byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Na łamach portalu „wpolityce.pl” wyjawia:
„Otóż proszę pamiętać, że z dużym udziałem Polski, z dużym udziałem Polski zmusiliśmy Francuzów do odstąpienia od jednego z najbardziej dobrych kontraktów dla nich, mianowicie sprzedaży okrętów „Mistral” dla Rosji w związku z agresją na Ukrainę.”
„Aleksander Kwaśniewski jest przekonany, że zakup Caracali byłby też rodzajem „zadośćuczynienia” dla Francuzów. Tego rodzaju układy, które w tym przypadku byłyby niekorzystne ekonomicznie dla Polski, nie stanowią dla Kwaśniewskiego problemu. Jest też pewien, że zerwanie umowy z Francuzami odbije się na Polsce.
Tak, zadośćuczynić niesprzedane „Mistrale”. I to w polityce jest bardzo typowe. To jest w polityce, to jest właśnie dobra polityka. Jeżeli mówimy no dobra, musicie odstąpić od czegoś, co wam jest na rękę, ale generalnie źle służy nam wszystkim, no ale my to jednak jakoś zadośćuczynimy.”
No super, USA prą do wojny z Rosją narażając Polskę na bezpośredni atak, nawet atomowy, ze strony Putina, zmuszają Unię Europejska do nałożenia sankcji na Rosję, przez co Polska nie może tam sprzedawać jabłek i mięsa i w ramach rekompensaty dla Francuzów Polacy mają kupić przepłacone Caracale. W sumie jest to logiczne z punktu widzenia Zachodu. Skoro Polska ma stać się pustynią atomową, to warto by było wcześniej wyciągnąć z niej jeszcze trochę kasy. Szkoda marnować cały polski dobytek. Na Zachodzie się przyda i zostanie zagospodarowany. Widać, że frajerstwo Polaków nie ma granic. Francuzi nie mogli sprzedać Mistrali, to Polacy powinni im za to zapłacić. Jak można wywnioskować ze słów byłego prezydenta decyzja o zakupie Caracali miała charakter polityczny, a nie pragmatyczny.
Spójrzmy teraz na sprawę zerwania kontraktu.
„Niezależna” podaje:
„Władze Egiptu odkupiły od Francji okręty, gdy okazało się, że nie one zostaną sprzedane Rosji. Jednak – jak twierdzi kilka rosyjskich portali, powołując się na egipską telewizję SIS TV – zbudowane we Francji okręty nazwane „Władiwostok” i „Sewastopol” koniec końców trafią do pierwszego klienta – Rosji.
Egipski miliarder Nassef Onsi Sawiris, który dał środki na zakup przez jego kraj francuskich Mistrali i faktycznie będący teraz ich właścicielem, podjął decyzję, by przekazać je Rosji za symboliczną cenę 1 dolara USA. Sprawa sprzedaży dwóch okrętów Moskwie została uzgodniona z prezydentem Egiptu Abd’em al-Fattah’em as-Sisi’m.”
Czyli koniec końców Francja obeszła embargo na handel z Rosją i sprzedała jej Mistrale, na co odpowiedzią było zerwanie przez Polskę kontraktu na Caracale.
Drugim powodem dla którego Polska zerwała kontrakt z Francją były kłopoty ekonomiczne zakładów Stratford w stanie Connecticut o czym pisze portal „polskaracja.com”:
„Amerykański senator Chris Murphy jest zadowolony, że Polska kupi śmigłowce Black Hawk, które są montowane w zakładach Stratford w stanie Connecticut.
…….
Fabryka Sikorsky w Stradford miała zostać zamknięta, ale dzięki między innymi polskiemu zamówieniu, widmo zamknięcia zakładów oddaliło się.”
Widać rząd PiS dba o miejsca pracy, ale w USA. Ale cóż się dziwić? Portal „wpolityce” opisuje nominację wiceministra spraw zagranicznych Roberta Greya:
„Czy wynika z tego więc, że polską politykę zagraniczną wobec USA prowadzić będzie… Amerykanin? Amerykanin polskiego pochodzenia, tym niemniej – Amerykanin, którego całe życie, kariera zawodowa i wszelkiego rodzaju więzy łączą z USA?
Oczywiście, obcokrajowiec czy też szerzej – ktoś, związany więzami lojalności nie wyłącznie z Polską, może wspierać nasz kraj. Na przykład jako doradca ministra. Grey był dotąd, jak czytamy, właśnie doradcą. Od tego jednak do stanowiska zastępcy szefa resortu droga daleka.
Grey (jak rozumiem, obywatel USA) ma nie tylko prowadzić polską politykę wobec tychże USA. Ma też zajmować się dyplomacją ekonomiczną. Innymi słowy – obywatel amerykański ma prowadzić polską dyplomację ekonomiczną w dobie, w której Unia Europejska i Polska negocjują ze Stanami Zjednoczonymi zasady TTIP, czyli transatlantyckiego partnerstwa gospodarczego. Niezwykle skomplikowanego porozumienia dotyczącego sfer, w których i nasz kraj, i Unia jako całość, i Ameryka mają bardzo konkretne i często sprzeczne interesy, przekładalne na gigantyczne kwoty i powodzenie lub upadek całych sektorów gospodarki.
Pan Grey jest osobą szerzej nieznaną naszej opinii publicznej. Co również czyni jego nominację aktem niecodziennym. Przed przyjazdem do Polski, jak udało mi się ustalić, zajmował się w Ameryce (głównie w Bostonie) działalnością w dziedzinie biznesowego i politycznego PR; pracował niegdyś m.in. na rzecz republikańskiego kandydata na gubernatora Massachusetts (potem starającego się o prezydenturę państwa), Mitta Romneya. O jego związkach z naszym krajem w internetowych źródłach amerykańskich nie udało mi się natomiast dowiedzieć nic”
Ministerstwo Spraw Zagranicznych odpowiedziało na artykuł „wpolityce” pana Piotra Skwiecińskiego, ale odpowiedź była mętna, a głównym punktem było:
„Chciałbym podkreślić, że nominacja pana Roberta Greya na stanowisko podsekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych odbyła się zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem.”
Skoro pan Waszczykowski ma kuratora z USA, to trudno się dziwić, że rząd PiS prowadzi taką, a nie inną politykę zagraniczną.
Jeden komentarz