Piątek, 6 maja 2016 roku. Po godzinie 11.10 w sali nr 125 katowickiego Sądu Okręgowego (budynek przy ul. Andrzeja) rozpoczyna się rozprawa apelacyjna oskarżonego Zygmunta Miernika.
Po raz kolejny Miernik trafia przed oblicze polskiej Temidy oskarżony o znieważenie funkcjonariusza publicznego podczas i w związku z pełnieniem obowiązków służbowych (art. 226 § 1 kk).
Tym razem znieważenie polegało na tym, że sędzia prowadząca sprawę dotyczącą zniszczenia pomnika sowieckich okupantów znajdującego się przez dziesięciolecia obok sądu rejonowego uzasadniając swoje postanowienie uczyniła to tak zawile, że oskarżony Zygmunt Miernik stwierdził, że przypomina mu to bełkot pijanego esbeka z lat 1980-tych.
To wersja oskarżonego.
Z kolei wg poszkodowanej, sędzi Sądu Rejonowego w Katowicach, Izabeli Wawrzeń, słowa brzmiały inaczej. Miernik miał stwierdzić, że mówi ona jak pijany esbek.
Prowadzący rozprawę apelacyjną jednoosobowo sędzia Sądu Okręgowego w Katowicach, Andrzej Czaputa (słynny w wyborach samorządowych 2014 komisarz wyborczy) nie miał problemów z rozpoznaniem sprawy.
Nic to, że salka wyznaczona na posiedzenie miała jedynie trzy miejsca dla publiczności ! zaradzono temu pozwalając części widzów usiąść na ławie oskarżonych, za Zygmuntem Miernikiem.
Niestety, większość musiała stać.
Po wysłuchaniu mów obrońcy z urzędu, prokuratora Tadeusza Podlejskiego oraz oskarżonego Zygmunta Miernika, przewodniczący jednoosobowego składu sędziowskiego Andrzej Czaputa zakończył rozprawę. Obecni wyszli, by po 10 minutowej przerwie wysłuchać wyrok.
Kara ograniczenia wolności, wymierzona przez sąd pierwszej instancji, została utrzymana.
W tym miejscu zebrani zaczęli wznosić okrzyki kierowane pod adresem sędziego Andrzeja Czaputy.
Na Białoruś! po kilku minutach zostało zastąpione towarzyszącym manifestacjom od dekad: precz z komuną!
Wezwana policja (trzech funkcjonariuszy) samą swoją obecnością skłoniła publiczność do opuszczenia sali.
Po zajściu w sali prócz dwóch dziennikarzy pozostał już tylko prokurator, oskarżony i jego obrońca.
W pewnym momencie skazany już Zygmunt Miernik wyszedł z sali głośno stwierdzając, że sądy muszą być zdekomunizowane.
Tymczasem ustne uzasadnienie wyroku dość przekonująco odniosło się do przekroczenia granic krytyki, do której każdy ma prawo pod warunkiem, że nie narusza wolności innych.
Jednak twierdzenie, że sąd I instancji pominął istotne zeznania świadków, z których wynikało, że to wersja Miernika była właściwa, również w apelacji nie zostało uwzględnione.
Pytanie, jakie po procesie trzeba sobie zatem zadać dotyczy nie tyle stwierdzenia o przekroczeniu granic dozwolonej krytyki, ale samego przebiegu zdarzenia.
Wydaje się, że w sprawach, w których pokrzywdzonym zachowaniem podsądnego jest sędzia bądź inny funkcjonariusz (prokurator, policjant itp.) sąd powinien zachować szczególną ostrożność przy ferowaniu wyroków.
Inaczej pozostaje wrażenie swoistej odpłaty, prawie że zemsty wymiaru sprawiedliwości na osobie krytykującej jawnie jego poczynania.
Przykład niniejszej sprawy dowodzi także konieczności wprowadzenia nagrywania każdej sprawy sądowej.
Inaczej bowiem zawsze będziemy mieć wątpliwości.
Dziwi także fakt złożenia doniesienia przez sędzię Izabelę Wawrzeń. Przecież nic nie stało na przeszkodzie skorzystania przez nią z władzy, jaką dysponuje podczas rozprawy. Mogła skorzystać z możliwości natychmiastowego ukarania Zygmunta Miernika nawet aresztem, co wydaje się adekwatne do wagi wykroczenia.
Tymczasem rozpowszechnianie informacji, że sędzia w III RP mówi, jak pijany esbek, niewątpliwie nie dodaje powagi Temidzie.
Po zakończeniu procesu przed Sądem Okręgowym w Katowicach miała miejsce niewielka manifestacja.
Przemawiający Adam Słomka zwrócił uwagę przechodzących na gmach sądu, który jest najbardziej krwawym w historii PRL, a mimo to nad wejściem brak tablicy pamiątkowej ku czci ofiar stalinizmu.
Zapowiedział też nową akcję, mającą uświadomić ludzi, kto prawuje w Polsce władzę sądową.
Akcja ma polegać na uświadamianiu jak najszerszemu kręgu osób kim są ci, którzy decydują nierzadko nawet o ich życiu.
7.05 2016