Urzędnicy domagają się od mieszkańca Biadacza 27 tysięcy złotych – podaje Nowa Trybuna Opolska.
Taką kwotę z odsetkami naliczył Zakład Ubezpieczeń Społecznych w Strzelcach Opolskich Marcinowi Kołodziejowi, niedoszłemu przedsiębiorcy z podstrzeleckiego Biadacza.
Zdaniem urzędników, pan Marcin nie opłacał składek na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne, obowiązkowe dla wszystkich prowadzących działalność gospodarczą.
Tyle że Marcin Kołodziej nigdy nie miał własnej firmy, a jedynie chciał takową otworzyć. Sprawa zaczęła się w 2004 roku, zanim pojawiły się przepisy mówiące o tym, że firmę można zarejestrować w "jednym okienku”. Mieszkaniec Biadacza przyjechał do strzeleckiego ratusza po zaświadczenie o wpisie do ewidencji działalności gospodarczej. Wówczas dokument niezbędny, żeby firmę otworzyć.
– To miało być jednoosobowe przedsiębiorstwo – tłumaczy dziś. – Chciałem oferować usługi finansowe, ubezpieczenia i zajmować się sprzedażą nieruchomości. Ale – jak to w życiu bywa – plany mi się pokrzyżowały, musiałem wyjechać do Warszawy. Tam dostałem pracę na etacie i przestałem myśleć o własnej firmie.
Problemy pojawiły się, gdy po 7 latach niedoszły przedsiębiorca zdecydował się uporządkować stare sprawy i usunąć wpis z ewidencji. Wtedy urzędnicy z ZUS-u sobie o nim przypomnieli i uznali, że od 2004 roku uchylał się od płacenia składek.
– To absurd! Przecież żadnej firmy nie prowadziłem. Moje przedsiębiorstwo w ogóle nie powstało, a ja nie zarobiłem w ten sposób ani złotówki – nie kryje irytacji Marcin Kołodziej.
Próbowaliśmy wyjaśnić sprawę w strzeleckiem inspektoracie ZUS-u. Odesłano nas do rzecznika prasowego w Opolu. Radosław Siczewski z opolskiego oddziału ZUS tłumaczy, że "obowiązek ubezpieczeń społecznych powstaje od dnia rozpoczęcia wykonywania działalności, a ustaje z dniem zaprzestania jej wykonywania”. I dodaje: – Decydujące znaczenie ma faktyczne prowadzenie działalności, a nie tylko posiadanie uprawnień do jej prowadzenia.
Dlaczego strzeleccy urzędnicy ZUS inaczej interpretują przepisy, nie wiadomo. W kwietniu ubiegłego roku wezwali niedoszłego przedsiębiorcę i poinformowali, że dane o jego nieistniejącej firmie muszą być dopisane do systemu komputerowego. Tydzień później dostał pierwsze wezwanie do zapłaty. Urzędnicy uznali, że wystarczyła "gotowość do prowadzenia działalności”, by trzeba było opłacać składki.
Kołodziej odwoływał się od decyzji strzeleckiego ZUS. Bezskutecznie. W końcu wynajął adwokata i oddał sprawę do sądu. Ten przyznał mu rację, uznał, że żadnych składek opłacać nie musiał, a co za tym idzie – nic nie jest winien ZUS-owi. – Mimo orzeczenia sądu jeszcze nie jestem spokojny. Wyrok jest nieprawomocny, co oznacza, że ZUS się może odwołać.
Przypadek Marcina Kołodzieja nie jest odosobniony. Wystarczy zajrzeć do internetu i poczytać wpisy z całego kraju przedstawiające podobne historie. Według forowiczów ZUS, który znalazł się w trudnej sytuacji finansowej, szuka różnych sposobów na łatanie dziury i dlatego nęka nawet firmy trupy.
Dr Witold Potwora, ekonomista z Wyższej Szkoły Administracji i Zarządzania w Opolu, zwraca uwagę na jeszcze jeden problem: – Takie niejasności pokazują, w jak trudnym i zawiłym gąszczu przepisów muszą poruszać się przedsiębiorcy, którzy chcą otworzyć swoją firmę lub już prowadzą własną działalność. Bywa, że urzędy potrafią wydawać zupełnie odmienne interpretacje tych samych przepisów.
(www.nto.pl)
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."