Dziś pan nadredaktor znowu się popisał. I znowu się ośmieszył.
Nadredaktor napisał o swojej rozmowie ze „znanym brytyjskim komentatorem”.
Kim jest ten „komentator”? Nie wiemy. W tekście Michnika nie padło jego nazwisko. Dlaczego? Odpowiedź jest tylko jedna – Michnik zląkł się, że do „znanego brytyjskiego komentatora” mogą dotrzeć informacje (poparte faktami dostępnymi w necie) zarówno o kłamstwach Gazety Wyborczej jak i polskiego rządu w sprawie wyjaśniania okoliczności katastrofy smoleńskiej.
Z tekstu Michnika wynika bardzo poważny wniosek – Michnik i jego kamanda NIGDY nie przedstawili „znanym komentatorom” faktów kłamstw Gazety Wyborczej i rządu Donalda Tuska. „Znany brytyjski komentator” po prostu nie może być o nich poinformowany. I dlatego Michnik nie podał nazwiska człowieka, z którym rozmawiał.
Drugim bardzo poważnym wnioskiem – a raczej faktem – wynikającym z tekstu Michnika jest to, że Gazeta Wyborcza NIGDY nawet nie próbowała poinformować „znanych komentatorów” o niewygodnych dla polskiego rządu i środowiska Gazety Wyborczej faktach, które jasno i wyraźnie pokazują ogrom kłamstw, którymi karmiono świat w sprawie katastrofy smoleńskiej. Świat dalej wierzy w Anodinę. Dzięki Michnikowi.
Kiedyś byłem z Michnikiem „po imieniu”. Dziś nawet nie napluję mu w twarz. Szanuję swoją ślinę.