Publicysta „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” opisuje w najnowszym numerze tygodnika „podupadłe imperium” Adama Michnika.
U zarania III RP była propagandową potęgą, która dyktowała milionom ludzi, co należy myśleć o każdej sprawie i każdej osobie, a władzom – jakich decyzji oczekuje opinia publiczna. Tego, co napisała, nie uważano za pogląd jakiejś grupy, choćby najbardziej szacownej ale za pogląd wszystkich ludzi rozsądnych, oczywisty i jedynie możliwy. Dziś „Gazeta Wyborcza" to już tylko jedna z wielu gazet, politycznie postrzegana coraz bardziej jako propagandowa tuba rządu, a ideologicznie jako organ feministyczno-gejowskiej lewicy. Na dodatek wyraźnie nieumiejąca pogodzić ambicji wychowywania w tym duchu społeczeństwa z wymogami medialnego biznesu. (…)
Problemy finansowe skruszyły dotychczasową spoistość i identyfikację z tytułem zespołu, o którym twórca gazety mówił niegdyś dumnie: „Nie jesteśmy po prostu redakcją, jesteśmy grupą etosową". Dekadę temu zaczepienie się w tej „grupie etosowej" na etacie dawało dziennikarzowi pewność życiowej stabilizacji na długie lata. A ten, kto oprócz etatu dostawał jeszcze pakiet akcji wydającej ją spółki Agora, myślał o sobie wręcz jako o bogaczu. Wygnanym z tego raju można było zostać tylko za nielojalność. (…)
"Gazeta Wyborcza" przestała być „brandem" prestiżowym. Nie daje już swoim odbiorcom tego, co dawniej – poczucia, że należą do elity, że codziennie za nieduże pieniądze otrzymują certyfikat bycia inteligentem, człowiekiem „wykształconym i na pewnym poziomie", uczestnikiem wspólnoty ludzi lepszych, europejskich, oświeconych.
Łatwo zauważyć, że gazeta jest – z czysto profesjonalnego punktu widzenia – redagowana coraz gorzej. Publicystyka przeładowana jest podawaną w jednostajny sposób ideologią, codzienne kazania przeciwko Kaczyńskiemu i Radiu Maryja nie wychodzą poza te same od lat gołosłowne szyderstwa i obelgi lub równie gołosłowne okrzyki mobilizujące przeciwko faszyzmowi. Wieloletnie „rządy osobiste" charyzmatycznego redaktora naczelnego wyjałowiły zespół gazety z wyrazistych osobowości – dziś praktycznie jedynymi rozpoznawalnymi jej publicystami są zaproszeni z zewnątrz gwiazdorzy telewizji, tacy jak Monika Olejnik czy Katarzyna Kolenda-Zaleska.
Na pewno nie bez znaczenia dla upadku prestiżu gazety było jej polityczne zacietrzewienie i zaplątanie się w sprzeczności, byle tylko zawsze „dokładać" Kaczyńskiemu. Jednym z symboli tego zacietrzewienia była sprawa tragedii w Smoleńsku. Po wielu miesiącach kolportowania i uprawdopodobniania kłamstw o naciskach i lądowaniu za wszelką cenę, o rzekomych przechwałkach pilotów „debeściaków" czy słowach „jak tu nie wyląduję, to on mnie zabije", pijanym generale Błasiku w kokpicie czy ruganiu pilota jeszcze na lotnisku, gdy wszystko to ostatecznie okazało się wyssane z palca, „Gazeta Wyborcza" w rozdzierającej czołówce zrobiła śp. Lechowi Kaczyńskiemu zarzut właśnie z tego, że nie „naciskał": „Piloci do ostatniej chwili czekali na decyzję prezydenta. Nie doczekali się…".
Więcej w tygodniku "Uważam Rze" i na stronach rp.pl: http://wsieci.rp.pl/artykul/891373,942473-Rafal-Ziemkiewicz—Gazeta-Wyborcza–przestala-byc–brandem–prestizowym.html