Od jakiegoś czasu przestałem pisywać o Zielonej Górze. Wyznaję zasadę że albo danym tematem zajmujemy się na poważnie, albo wcale. Niniejszy artykuł piszę z pozycji „zajmowania się tematem wcale lub prawie nie”. Nie czytam lokalnej zielonogórskiej prasy, nie śledzę doniesień, i to od bardzo długiego czasu.
Zieloną Górą się nie zajmuję, także dlatego że problem tego miasta jest złożony, a na pozytywne efekty działań przyjdzie nam tak długo czekać, że działania wydają się mieć znaczenie może dla kolejnych pokoleń. Ekonomiści, po tym jak znudził się im pewnego rodzaju fundamentalizm doktryny racjonalnie myślących jednostek – owych homo oeconomicusów, rozwijali teorie kładące nacisk na znaczenie instytucji. Powstała cała gałąź nauki- nowa ekonomia instytucjonalna, w wielkim skrócie głosząca że funkcjonowanie danego rynku jest wynikiem jego struktury, jakości funkcjonowania działających na jego terenie instytucji.
Jeśli z tej perspektywy popatrzymy na Zieloną Górę, to dostrzeżemy de facto brak instytucji. Za kluczową instytucję umożliwiającą funkcjonowanie i rozwój lokalny uważam media. Problemem Zielonej Góry w mojej opinii jest brak wykształconego rynku mediów. Te, które istnieją, mają mocno dworski charakter. Menadżer jednego z lokalnych mediów został ponadto prezydentem miasta, co chyba dobitnie świadczy o raczej „przyjacielskich” relacjach. Nie trzeba dodawać, że chyba najbardziej krytyczne lokalne medium, „Puls”, często uzyskuje dofinansowanie od władz które krytykuje.
Jeśli ktoś chciałby naprawić Zieloną Górę, to powinien wydawać gazetę lokalną. Od razu mówię, że trudno w ten sposób osiągnąć zyski, sukcesem będzie pokrycie kosztów. Dziś media w znacznym stopniu działają w sieci Internet. Oparta o sieć Internet gazeta codzienna miałaby szansę stania się opiniotwórczym medium. Trudno bowiem liczyć że przy braku działających instytucji rynek zafunkcjonuje poprawnie.
W chwili obecnej jakość życia w Zielonej Górze jest tak niska, że z grona moich znajomych pozostało może 10- 20 %. Miasto straciło najcenniejszy kapitał intelektualny- klasę kreatywną, młodych ludzi będących podstawą współczesnych gospodarek opartych na wiedzy. Obecna liczbę ludności szacuję na 80-85 tys. mieszkańców, choć szczegółowe dane pokaże dopiero spis powszechny, jeśli nie zostanie zmanipulowany (czy ktoś z Państwa wierzy że w Polsce mieszka 38,2 mln ludności, jak deklaruje GUS? Czyżby ludność która wyemigrowała z Polski i jest ujęta w statystykach innych krajów UE, sklonowała się?
W mieście dochodziło też latami do aktów przemocy ze strony ruchów skrajnej prawicy, i, wg stanu na rok 2010, ten problem bynajmniej nie został rozwiązany- po prostu nadal dochodziło do bójek i walk. W pewnym momencie Zielona Góra uzyskała status najbardziej niebezpiecznego z większych miast Polski. Do tego upadek historycznego centrum, zapaść kulturalna spowodowana masową emigracją, brak szybkich i częstych połączeń transportem zbiorowym z miastami regionu i jego de-facto-stolicą (Berlinem). Większość akurat moich znajomych pochodzących z Zielonej Góry mieszka dziś w Berlinie, moja koleżanka z ławki mieszka dziś w Cottbus. Ci ludzie nawet nie mają szansy dotrzeć do miasta w rozsądnym czasie, nie korzystając z samochodu osobowego.
Jest ewidentnym że konieczne są zmiany. Ale one nie zajdą bez zastąpienia niesprawnych instytucji nowymi. Jeśli mieszkałbym w Zielonej Górze, z pewnością zająłbym się działalnością w sektorze mediów, wg mnie bardzo potrzebną. Sądzę że na tym rynku konieczne są zmiany.
Statystyki lokuja poziom demokratyzacji Polski miedzy Panama a Meksykiem. Osiagamy poziom Brazylii. Odkrywamy inna rzeczywistosc niz znasz ja z mediów (których wlasciciele czesto maja istotny interes w trwaniu status quo)