I przyśnił mi się mój ubiegłoroczny tekst…
Pamiętacie go, „starzy” czytelnicy?:)
I przyśnił mi się mój ubiegłoroczny tekst…
Pamiętacie go, „starzy” czytelnicy?:)
***
„Pomimo zapadającego zmroku linia horyzontu była wyraźnie widoczna. Gdzieniegdzie tylko ciemne kontury drzew wdzierały się w delikatną szarość nieba.
Igły starych sosen, przyprószone subtelnym światłem pierwszych gwiazd, lśniły srebrzyście. Wiedziały, że dopiero teraz mogą naprawdę boleśnie ukłuć. Ale wcale tego nie chciały.
*
Od strony polany, wraz z łagodnie wzmagającym się wiatrem, narastał niepokojący gwar. Echo niosło dźwięki tamburyna i kołatek, jakieś szepty, rozmowy, śmiechy. Spojrzałam z zaciekawieniem w tamtym kierunku.
Leśną ścieżką, brnąc po kostki w miałkim, chłodnym już piachu, sunął korowód przedziwnych postaci. Jak ze średniowiecznego fresku.
Początkowo trudno było je rozpoznać. I dopiero zniecierpliwiony ciemnością nocy księżyc, rzuciwszy im prosto w twarze świetlistą rękawicę, wszystko nomen omen rozjaśnił.
Uwieszona na ramieniu szpakowatego sędziego Przewrotność śmiała się głośno, a długie, czekoladowe włosy jak dawniej plątały jego myśli. Kilku starych diabłów z piwnicy Palikota, wymachując wierzbowymi witkami pilnowało, aby rozszalałe małe Kłamstewka nie rozbiegły się zanadto (wprawdzie odchowany Blef miał na nie oko, ale diabelskie „razy” jeszcze nikomu nie zaszkodziły). Dalej, szedł Mag. Nasz zniewalający szef sondażowni. Z nieodłączną butelką Taliskiera. Zaczarowany flet bezużytecznie tkwił w wewnętrznej kieszeni marynarki. I dwie piękne, trzymające się za ręce panie: Tolerancja i Nienawiść. Spowite paroksyzmem miłości, niczym ślubnym welonem. Ach, Tolerancja i jej tęczowe kolczyki. Jak one lśniły…
Szeleściły suknie, piasek chrzęścił pod stopami, trzaskały nieopatrznie łamane gałązki. Tłum kuglarzy gęstniał. Migały jakieś twarze znane z telewizji i z pierwszych stron gazet. Wszyscy uśmiechnięci, jakby nie do końca świadomi siły wiatru, który ich poganiał. Szli….
*
A sala pozostała pusta. Szlachetna prostotą i spokojna wielkością. Kryształowe sopelki żyrandola drżały jeszcze, wzbudzone oddechem niedawno tańczących par. Powoli jednak odnajdywały uspokojenie.
Tak, widziałam wyraźnie: nasz drogocenny, kryształowy żyrandol mienił się milionem gwiazd. Pod firmamentem kobaltowego nieba.”
***
Może teraz się ziści…
?
Ale taka smutna konstatacja – bez względu na wynik tych wyborów: będą chcieli 'zjeść nas żywcem’.
Trzeba być na to przygotowanym.