Bez kategorii
Like

Zenek się wkurzył… i co to ma wspólnego z Popperem.

27/07/2011
358 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Bełkoty norweskich funków w obliczu masakry /przyszłych funków/ o tym, że będą kontynuować ideę „społeczeństwa otwartego”, skłoniły mnie do wyciągnięcia z szufladki poniższego tekstu.

0


 Polska to – "jak się powszechnie uważa" – kraj ksenofobów, brudasów, oszołomów, pijaków, ciemniaków, antysemitów, dręczycieli zwierząt i kobiet, mięsożerców, przemocy w rodzinie, płytkich i prymitywnych katolików i co tylko Państwu na myśl przyjdzie z paskudnych inwektyw i najrozmaitszych dziedzin. Nawiasem mówiąc, "jak się powszechnie uważa" jest takim zwrotem – wytrychem, doskonałym, żeby możliwie bez protestów wmówić ofiarom socjotechniki pewne poglądy, powodujące pożądane przez manipulatorów zachowania stadne. Bowiem człowiek to taka istota, która i myśleć lubi stadnie. Gdy więc słyszę ów zwrot – ostrzę uszy i co tam jeszcze z żelaza /ojciec Bocheński!/ w domu zostało.

Skoro Polska jest krajem tak beznadziejnych ludzi, to każdy /psubrat, jakby powiedział pan Zagłoba/ może tu przyjechać i nawtykać nam do woli. Kiedyś na ten przykład przyjechał jakiś "lekarz świata" i orzekł z całą powagą, że chorzy na AIDS to najważniejsi członkowie społeczeństwa… No pewnie, a jakże! Prawdziwość tego stwierdzenia potwierdził niezbicie fakt, że nawet te rzeczywiście najważniejsze nad Wisłą jewropejskie elity pary z ust nie puściły na takie dictum, a wręcz przeciwnie – delegacja owych elit, w postaci Jacka Kuronia, podała ową część ciała do ucałowania HIVowcom. Przed kamerami, naturalnie, gdyż takich stosunków społecznych nie uprawia się pokątnie, ponieważ grożą wówczas banalną śmiercią a nie wynikiem wyborczym.

Ale, prawdę mówiąc, żeby nam nawtykać, nie trzeba przyjeżdżać aż z zagranicy, nie trzeba też być redaktorem wpływowej gazety. Wystarczy być zenkiem. Całkowicie miejscowym, białym zenkiem. Jeżeli stajesz się zenkiem w Polsce, to oczywiście od razu się wkurzasz i smarujesz do prasy listy protestacyjne, takoż pouczające katolicki motłoch. Zawsze ktoś tam, np. w Brukseli, taki list przeczyta i jak mu przypasuje do bazy i linii – weźmie pod uwagę, tworząc ponadpaństwowe prawo, czyli klucz do "otwierania" społeczeństw. Ponieważ zenkami w Polsce są byli katolicy, przeto ich neoficka gorliwość jest nadzwyczajna.

Było w latach 90. tak, że w zenka przepoczwarzył się niejaki Pieńkowski Waldemar, podpisujący się jako: "Główny Koordynator = Wspólnoty bez Bram = Mumon Kai, Wrocław",  cokolwiek miałoby to znaczyć. Nic z tego, jako nadwiślański prymityw nie rozumiem, lecz dziwnie skojarzyło mi się to z Karlem Popperem i jego "społeczeństwem otwartym". Ale skończmy z polityką i wróćmy do polskich buddystów, czyli członków "Wspólnoty Zen". Otóż oni się w Polsce źle czuli, ba oni się czuli wręcz zagrożeni. A dlaczego oni czuli się w Polsce zagrożeni? W liście otwartym do prasy zenek pisał /rok 1997/: "W polskich mediach zauważyć można w ostatnim czasie całe mnóstwo relacji, doniesień i komentarzy zajmujących się tematem sekt i mniejszości religijnych. Intencją tej kampanii, prowadzonej w głównej mierze z inspiracji ośrodków katolickich, jest stworzenie skrajnie negatywnego i odpychającego obrazu >sekt< oraz niebezpieczeństwa, które niosą one jakoby ze sobą. Nie znajduje się przy tym żadnych obiektywnych i rzeczowych informacji poza paroma powielanymi wielokrotnie w środkach masowego przekazu przypadkami, gdzie padają te same nazwy kilku grup wyznaniowych określanych jako >sekty<, i które oskarża się o łamanie prawa. Narasta nieufność względem wszystkich mniejszości religijnych – sztucznie podsyca się atmosferę zagrożenia. Płynne, bliżej nieokreślone pojęcie >sekty< jest wykorzystywane do stworzenia straszaka, mającego obrazować zagrożenie ze strony innych >obcych< ruchów religijnych. Naszym zdaniem brak jest realnych podstwa, aby wysuwać takie tezy. W ten sposób zostają wzniecane tylko strach i nietolerancja. Jako członkowie oficjalnie zarejestrowanej grupy buddyjskiej /Wspólnoty Zen/ czujemy się zagrożeni w naszej egzystencji."

Acha, już wiemy. No, nawtykał nam. Ale i pouczył! A jak pouczył?

"Gwarancja swobodnego praktykowania religii jest jednym z podstawowych praw każdej zachodniej demokracji. Polska, która dopiero co uporała się z narzuconym jej siłą systemem totalitarnym i duchowym zniewoleniem, wydaje się zmierzać ponownie w niebezpiecznym kierunku. Czy nasza młoda, dopiero powstająca demokracja potrzebuje ponownego powrotu tego systemu kontroli, nadzoru – tym razem pod postacią monopolu religijnego jednej, >jedynie słusznej< opcji wyznaniowej? … Nie troszczymy się tylko o dalsze istnienie naszej Wspólnoty, lecz również o trwałość wolności religijnej w naszym kraju. Chodzi nam również o rozwój w Polsce pluralistycznego społeczeństwa, które w przyszłości stanie się częścią wspólnoty wolnych narodów, do której to wspólnoty nie powinniśmy zagradzać sobie drogi ciasnym, ograniczonym myśleniem."

Tak pouczył. Politycznie pouczył. Aaaa, skoro zenkom nie idzie o to, by neandertalczyk znad Wisły baczył, czy nie rozdeptuje przypadkiem glisty i nie rżnie sałaty nożem, co jak wiadomo – boli sałatę, a idzie o politykę, czystą politykę, to to zupełnie zmienia całą sprawę. Więc moje podejrzliwe skojarzenie z Popperem było jednak na rzeczy…

Wiecie Państwo, co to jest "społeczeństwo otwarte"? /"Społeczeństwo" jest tu opozycją do narodu, oczywiście./ Otóż wyobraźcie sobie swój dom, ze swoją rodziną w środku, ze swoimi zasadami, tradycją, kulturą, ze swoimi przyzwyczajeniami, swoją kuchnią, sypialnią, z pokojem dla dzieci, z łazienką. Tylko … wyobraźcie sobie ten dom … BEZ DRZWI /"bez bram"?/ … I z wywieszką: "Każdy, o każdej porze może do nas wejść i robić absolutnie to wszystko, na co ma ochotę. Moja żona/mąż, moje dzieci, moje konto /o, to zwłaszcza!/, moje książki, płyty, obrazy, komputer etc. są do dyspozycji. Nie mam żadnych uprzedzeń /no, może poza wizytą księdza katolickiego!/. Jestem otwarty/a". Wystarczy??? A to jest właśnie "społeczeństwo otwarte" wedle Poppera. Nawiasem mówiąc, na przyjaźń z Popperem powołuje się p. Soros, osobliwie lubiący z kolei "otwarte kasy", całkowicie narodowe… 

Proszę teraz przełożyć swój "dom otwarty" na większą skalę – na Polskę. Political fiction? Ależ skąd! Zenek już przyszedł i wkurzył się na właściciela.

A za zenkiem przyszli kolejni otwieracze, już to pederaści, już to kobitki uciśnione etc.. Ale w rzeczy samej najważniejsza jest w tym wszystkim  KASA. Narodowa – bo to są prawdziwe, wypracowane pieniądze. Amen.

0

KOSSOBOR

Niby z porzadnej rodziny, a do komedyantów przystala. Ci artysci...

232 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758