Czyli jak to karpie głosowały za Bożym Narodzeniem…
Temat tarczy antyrakietowej w Polsce, który został tak podgrzany podczas kadencji Lecha Kaczyńskiego, nagle 17 września 2009 r. (w rocznicę napaści ZSRR na Polskę) został brutalnie zamknięty przez Biały Dom, który oświadczył, że wycofuje się z realizacji tego projektu w naszym kraju. Wówczas niektórzy z nas odetchnęli z ulgą, a inni ten akt odebrali jako siarczysty policzek wymierzony w naszą godność, przyjaźń z narodem amerykańskim. Wydawałoby się, że temat został zamknięty, a z ew. jego powrotem należałoby poczekać do kolejnych wyborów prezydenckich w Ameryce. Ostatnio obiegła nas wiadomość o wizycie Mitta Romneya w Polsce, który co prawda nie został jeszcze prezydentem, ale już pokazał światu, że czasu to on nie marnuje. I bynajmniej nie przyleciał do nas, aby pozyskać sobie głosy amerykańskiej Polonii – przedstawiciel prawicowej partii republikanów spotkał się z prezydentem, premierem, a całkowicie pominął Kaczyńskiego i partię opozycji. Zastanawiałem się, cóż on w Polsce robił, oprócz okazywania nam dowodów sympatii i przyjaźni z Ameryką. W tej zagadkowości trwałem przez kilka dni, aż do czasu, gdy z ust prezydenta Bronisława Komorowskiegousłyszałem zapowiedź stworzenia własnej tarczy antyrakietowej, która miałaby chronić zarówno nas, jak i członkowskie państwa NATO. Wtedy pomyślałem sobie, że właśnie po to przyjechał tutaj pan Romney – aby ożywić na nowo ten temat. Oczywiście wszystko zostało ubrane w ładne słowa, że to będzie nasza tarcza i że nie ma to nic wspólnego z antyrosyjską prowokacją. Jednakże Rosjanie głupi nie są i wiedzą, co jest grane. I w sumie co tu się dziwić – świat stoi u progu wojny z Syrią i Iranem, a najwięksi i najbardziej liczący się oponenci to właśnie Rosja i Chiny. Wszystko wskazuje na powrót zimnej wojny, w której Ameryka chce się zabezpieczyć przed Rosjanami antyrakietową tarczą, którą dumnie się to u nas nazywa "naszą tarczą". Czy ona jest nam potrzebna i czy faktycznie będzie ona nasza (no… to, że za nasze pieniądze, to tego nie zamierzam kwestionować), to o tym za chwilę.
Zanim jednak przejdę do meritum, chciałbym dosłownie w kilku słowach opowiedzieć o mocy bomb nuklearnych, a w szczególności mam tu na myśli tę największą, która została zdetonowana przez Rosjan 30 października 1961 roku – bomba o nazwie "car".
Do dziś uchodzi za największą bombę wszech czasów, która została użyta. O jej siła rażenia jest ukazana w poniższym zestawieniu
Tyle o rosyjskiej bombie "Car".
Warto zadać sobie pytanie, czy tarcza antyrakietowa faktycznie miałaby nas chronić? Załóżmy, że np. Rosja chciałaby nas zbombardować. Czy na prawdę nam się wydaje, że oni od razu wypuszczą w naszą stronę cały arsenał jądrowy, który zostanie w 100% rozbity przez tę tarczę? Bzdura!
Po pierwsze: taka tarcza nigdy nie daje 100% skuteczności – więcej – właśnie jej skuteczność. jest przewidziana na ok 30%!!!
Po drugie – Rosjanie nie byliby aż tacy głupi, żeby rozwalić swój cały arsenał na naszej tarczy. Najpierw mogliby wysłać tam jednego swojego "cara", który zrobiłby dziurę w ziemi, aby zniszczyć naszą obronę przeciwrakietową, a dopiero za tym pociskiem poleciałyby następne! Właśnie taką sprawę najlepiej załatwić takim "carem". Już kilka kilometrów przed tą tarczą musiałby on detonować, aby skutecznie rozprawić się z podziemnym bunkrem, który składuje te antyrakiety…
Załóżmy, że Rosja chciałaby zbombardować Amerykę, która byłaby chroniona naszą tarczą. Co wówczas by się działo?
Roztrzaskaliby swoim "carem" najpierw naszą pierwszą tarczę, potem drugim "carem" drugą tarczę przy zachodniej granicy, a cała chmura następnych pocisków przeleciałaby już dalej. Załóżmy, że do rozwalenia dwóch tarcz użyliby swojego "cara" o mocy 100MT. Jak pamiętamy, przy ładunku 50MT można było doznać poparzenia III stopnia w promieniu 100km. Poparzenie II stopnia – trudno powiedzieć, ale przypuśćmy, że w promieniu od 100-180km. Dalej, to poparzenie I stopnia – czyli jak nie zabiłoby nas spopielenie, to wymordowałyby nas epidemia, susza, głód, zatrucia, brak prądu, pomocy medycznej itp. Natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę, że zostałyby użyte bomby o mocy 100MT, to te promienie mogłyby się wydłużyć… Poparzenie III stopnia – nie wiem, ale załóżmy że do 180km, II stopnia do 250 km, a I stopnia – to już chyba nie istotne, bo jak taka sama bomba rozwaliłaby się przy zachodniej granicy, to poszłoby 250km w drugą stronę, a od naszej jednej granicy do drugiej jest nie więcej, jak 500km.
Nasuwa się więc pytanie – przed czym uchroniłaby nas tarcza antyrakietowa? Przed niczym! W swej durnej głupocie zrobiliśmy by z siebie jedynie mięso armatnie dla Amerykanów! A ci z kolei tylko tyle by zyskali, że więcej czasu by mieli na akcję odwetową – w ten sposób jedynie byśmy opóźnili dotarcie rosyjskich rakiet do granic Stanów Zjednoczonych.
Jeśli faktycznie byśmy chcieli się bronić tarczami antyrakietowymi, to przede wszystkim należałoby je zbudować na Białorusi, lub Ukrainie, oraz w Niemczech i Czechach w odległości co najmniej 300km od granic naszego kraju. Tylko że nasi sąsiedzi by na co najwyżej nas z politowaniem wyśmiali, że mamy ich za takich naiwnych frajerów, jakimi to my niestety jesteśmy na dzień dzisiejszy, skoro z entuzjazmem podchodzimy do tego pomysłu, aby pozwolić budować to u siebie.
Następna kwestia – to przed kim mielibyśmy się bronić. Czy przed Marsjanami? Bo kto inny miałby nam zagrozić bronią atomową? Rosjanom wystarczyłoby jedynie parę ich czołgów i myśliwców, jakby na prawdę chcieli się z nami rozprawić. Amerykanie i bez tego nas zarzynają swoją agenturą, propagandą i polityką. Więc po co robić to militarnie, ja my i bez tego im wszystko oddamy i jeszcze w rękę pocałujemy? Kraje arabskie mają nas w nosie, bo w tej rozgrywce jesteśmy tylko zupełnie nieliczącymi się pionkami. Więc komu mogłoby zależeć, aby te bomby skierować właśnie na nas?
Kolejny problem – przez chwilę zastanawiałem się, skąd byśmy wzięli kilkadziesiąt miliardów na tę "inwestycję"? Po czym doszedłem do zdania, że… oj tam, oj tam… pieniądze się znajdą, damy radę! Obetnie się wojsku, nauczycielom, lekarzom, podniesie się podatki, wydłuży się jeszcze wiek emerytalny itp. Stadiony postawiliśmy, które obecnie są naszą narodową dumą i symbolem rozwoju, udanych inwestycji, to i tarcze zbudujemy. Nawet nie będzie potrzeby, aby wycofać się z planu pomocy dla biednych greckich banków. Na wszystko nam starczy.
I tak oto karpie popierają Boże Narodzenie – bo to przecież piękne święta, śpiewa się kolędy, daje się prezenty i… spożywa smaczne potrawy…