Musimy do kalendarium naszej zbiorowej pamięci wprowadzić jeszcze jedną datę, symbol losu Polaków i zarazem wspomnienie ponad 150 tysięcy konkretnych istnień ludzkich, przekreślonych jednym rozkazem wydanym przez najbardziej zbrodniczy system w historii XX wieku.
Musimy przypomnieć rozkaz 00485 z 11 sierpnia 1937 r. szefa NKWD Nikołaja Jeżowa na podstawie wydanej dwa dni wcześniejszej decyzji Politbiura Wszechrosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). To rozkaz o ludobójstwie Polaków mieszkających w ZSRS. Nie było wcześniej pojedynczego dokumentu, który pociągnąłby za sobą świadomą likwidację tak wielkiej liczby ludzi na podstawie kryterium etnicznego.
Jeżow ogłosił walkę z "faszystowsko-powstańczą, szpiegowską, dywersyjną, defetystyczną i terrorystyczną działalnością polskiego wywiadu w ZSRS", jaką rzekomo miała prowadzić gigantyczna siatka Polskiej Organizacji Wojskowej (POW – rozbita już całkowicie na terenie państwa sowieckiego w 1921 r.).
Stawiał też jasno zadanie podległym służbom NKWD w całym państwie: "całkowita likwidacja nietkniętego do tej pory, szerokiego, dywersyjno-powstańczego zaplecza POW i podstawowych ludzkich rezerw ["osnownych ljudskich kontingientow"] wywiadu polskiego w ZSRS". Owo "zaplecze" i "podstawowe rezerwy" mogli tworzyć wszyscy, którzy mieli wpisaną do paszportów narodowość polską.
Według spisu powszechnego w ZSRS, w 1926 roku było takich osób 782 tysiące. Według następnego spisu, z 1939 roku, liczba Polaków w ZSRS zmniejszyła się do 626 tysięcy. To był właśnie efekt systemu bezprecedensowych prześladowań, jakim poddani zostali w państwie Stalina Polacy.
Ponad 150 tysięcy – rozstrzelanych (nie tylko w latach 1937-1938), zmarłych w czasie deportacji, zamęczonych głodem w 1932-1933. Nie mniej niż co drugi dorosły mężczyzna został w tej polskiej wspólnocie losu pozbawiony życia.
Pierwszą książkę tej zbrodni ("Pierwszy naród ukarany: Polacy w Związku Radzieckim w latach 1921-1939", Warszawa 1991), jeszcze bez dostępu do podstawowych źródeł sowieckich, poświęcił Rosjanin z urodzenia – dziś profesor Uniwersytetu Opolskiego – Mikołaj Iwanow.
Przełomowe znaczenie w poznaniu skali tej operacji miały prace rosyjskich badaczy z Memoriału: Nikity Pietrowa i Arsenija Rogińskiego (z 1993 i 1997 roku), którzy przedstawili oficjalne dane NKWD. Kto nie ufa polskiej skłonności do cierpiętnictwa, niechaj zaufa sprawozdawczości wewnętrznej NKWD.
To są jej dane: w "operacji polskiej", między wrześniem 1937 a wrześniem 1938 roku, zostało aresztowanych 143 810 osób. Spośród nich 111 091 rozstrzelano. Nie wszyscy byli etnicznymi Polakami, ich liczbę wśród straconych w tej jednej operacji szacuje się na 85 do 95 tysięcy.
Polacy byli jednak zabijani systematycznie w państwie sowieckim także w innych operacjach: od czasu pogromów polskich dworów i zaścianków w 1917 roku, poprzez prześladowania księży i wiernych Kościoła katolickiego (w polskiej literaturze historycznej najbardziej kompetentnie przypomina te prześladowania w licznych swych monografiach i kompendiach ks. Roman Dzwonkowski); następnie przez ofiary wspomnianej już operacji "antykułackiej" z lat 1930-1931; ofiary Wielkiego Głodu z 1932 i 1933 roku, zarówno na Ukrainie, jak i w Kazachstanie (przecież od głodu ginęli nie tylko Ukraińcy i nie tylko Kazachowie); dalej – wskutek kolejnych fal aresztowań i deportacji ludności polskiej najpierw z terenów przygranicznych z II RP na sowieckiej Ukrainie i Białorusi, a następnie (w 1936 r.) w ogóle z tych republik do Kazachstanu.
W okresie największego nasilenia terroru – 1937-1938 – Polacy byli rozstrzeliwani także masowo w ramach mniejszych operacji NKWD, takich jak np. "niemiecka" (likwidująca "niemieckich szpiegów"), "czyszczenie" samego NKWD z wprowadzonego do niego licznie jeszcze przez Dzierżyńskiego "polskiego elementu" – i wiele innych.
Rozkaz nr 00485, pierwotnie mający obowiązywać 3 miesiące, został przedłużony na blisko dwa lata. Jego zabójcze efekty – przypomnijmy: ponad 111 tysięcy rozstrzelanych na podstawie jednego rozkazu, to jest ponad pięć razy więcej niż w całej operacji katyńskiej – dopełnił cztery dni później wydany kolejny rozkaz Jeżowa. Nosił on numer 00486, a dotyczył rodzin "zdrajców ojczyny" (nie tylko Polaków).
Aresztowania mogli uniknąć tylko ci, którzy wydali swoich najbliższych. Dzieci powyżej 15. roku życia podlegały "dorosłym" represjom. Młodsze miały być kierowane do domów dziecka lub do pracy.
Na absolutnie wyjątkową skalę represji skierowanych przez państwo sowieckie przeciw Polakom zwrócił uwagę profesor Uniwersytetu Harvarda Terry Martin. Na podstawie imiennej listy ofiar rozstrzelanych w latach 1937-1938 w Leningradzie obliczył, że Polacy byli zabijani 31 razy częściej, aniżeli wynikało to z ich liczebności w tym mieście.
Innymi słowy: Polak w Leningradzie i okolicach miał w okresie największego nasilenia Wielkiego Terroru 31 razy mniejszą szansę przeżycia aniżeli przeciętny mieszkaniec tego najbardziej doświadczonego przez zbrodnie stalinowskie miasta.
Profesor Uniwersytetu Yale Timothy Snyder obliczył taką statystykę dla całego Związku Sowieckiego czasu Wielkiego Terroru: Polacy byli w niej, niestety, narodem wybranym. Wybór Stalina zdecydował o tym, że byli 40 razy częściej rozstrzeliwani, niż wynosiła przeciętna dla wszystkich narodów ZSRS.
Polaków było w ZSRS 0,4 proc. ogółu ludności, natomiast w grupie 681 tysięcy rozstrzelanych w latach 1937-1938 stanowili ok. 13-14 proc. ofiar. Tyle sucha statystyka na podstawie danych NKWD. Ale, jak słusznie napisał Snyder w swojej monografii "Skrwawione ziemie" (2010), musimy przede wszystkim pamiętać, że każda z ofiar miała imię, każda to indywidualna biografia, każda zasługuje na ludzką pamięć.
Z przejmującą empatią losy Polaków mordowanych w ramach operacji NKWD na Ukrainie w latach 1937-1938 przedstawił najwybitniejszy chyba współcześnie badacz systemu stalinowskiego profesor Hiroaki Kuromiya z Uniwersytetu Indiany. W jego książce "Głosy straconych" (wydanie polskie 2008, wydanie amerykańskie 2007) możemy zobaczyć tę wielką zbrodnię przez pryzmat indywidualnych losów ludzi rozstrzeliwanych tylko za stwierdzenie "Polska to dobry kraj" (to oznaczało "faszystowską agitację") albo za niezgodę na wyrzeczenie się polskiego męża czy żony.
Inny autorytet studiów nad sowieckim totalitaryzmem, profesor Norman Naimark z Uniwersytetu Stanforda, w swej książce "Stalin´s Genocides" (2011) nie waha się porównać sytuacji Polaków pod panowaniem sowieckim – od września 1937 do lipca 1941 roku ("amnestia" po układzie Sikorski – Majski) – do sytuacji Żydów w okresie holokaustu. Prawda o wielkiej zbrodni na Polakach pod panowaniem Stalina zaczyna się przebijać do świadomości – przynajmniej kół akademickich – na Zachodzie.
A u nas? Z najnowszych podręczników dopuszczonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej do I klasy szkół ponadgimnazjalnych – a więc podsumowujących wiedzę polskich uczniów o historii XX wieku – żaden nie zawiera najmniejszej choćby wzmianki o tej, raz jeszcze powtórzmy, największej zbrodni dokonanej na Polakach w minionym stuleciu.
Nie ma też w ogóle tego tematu wśród realizowanych przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia (finansowane z budżetu państwowego, powołane z inicjatywy premierów Putina i Tuska po spotkaniu w Smoleńsku) problemów badawczych.
Cały tekst: http://naszdziennik.pl/mysl/7089,holokaust-polakow-w-zsrs.html