Politycy i makroekonomiści, pochyleni w tańcu nad łożem dogorywającej Grecji, odczyniają coraz to nowe zaklęcia, jak afrykańscy czarownicy, którzy próbowali wywołać deszcz.
Jeden Wybitny Myśliciel (celowo wielkimi literami) powiedział właśnie, że „Grecja nie zbankrutuje, tylko ogłosi niewypłacalność”. Bez względu na to, co znaczą te mądre słowa, skutek jest taki, że Grecja przestanie płacić swoim wierzycielom. Jako że są to banki francuskie i niemieckie, grozi im… No właśnie, co im grozi? Że w ich bilansach obligacje greckie będą miały wartość „zero”. Powinny mieć taką wartość już od dawna, zgodnie z zasadą ostrożnej wyceny, ale chyba ich audytorzy nieostrożnie założyli, że politycy europejscy wycisną z podatników kasę na „zwiększenie płynności” ich klientów, jak to uczynili politycy amerykańscy. Kiedy obligacje greckie będą warte „zero”, to pewnie nie uda się na ich podstawie wykreować nowego „pieniądza kredytowego”. Banki wykażą mniejsze zyski, albo nawet straty, i „bankowcy” nie wezmą premii, a „bankierzy” – dywidendy. Nieszczęście może grozić tym nieprzezornym Europejczykom, którzy nie nauczyli się niczego przez ostatnie trzy lata i trzymają w tych bankach swoje oszczędności. Ale depozyty są objęte gwarancjami rządów, czyli podatników, więc są dobrze „ubezpieczone”.
Inny wybitny ekonomista, który „przepowiedział kryzys”, stwierdził, że potrzebne są – i to natychmiast – dwa biliony euro. I co zrobić z taką ilością pieniędzy? Oczywiście, rozdać bankom! Żeby ratować „płynność”. Na każdego dorosłego mieszkańca strefy euro przypadnie około 8 tys. To może lepiej je rozdać ludziom zamiast bankom? Rozstawić przed siedzibą EBC kiosk i każdemu, kto się zgłosi, dać na stempelek w paszporcie 8 tysiączków. To dopiero pobudzi popyt i ożywi gospodarkę! Żeby dostać te pieniądze, ludzie będą musieli przyjechać. Co ożywi transport drogowy, kolejowy i samolotowy. Będzie to też niewątpliwy impuls do rozwoju hotelarstwa i gastronomii. Powstaną nowe miejsca pracy… Oj… Chyba się rozpędziłem! Ale to po lekturze tekstów z pomysłami na ożywienie gospodarki.
Przypominają one, niestety, rady Grzegorzowej z noweli Prusa, która – kiedy nie pomogło „odczynianie” gorączki u Rozalki przez zaplucie podłogi – zaleciła wsadzenie dziewczynki do pieca chlebowego na trzy zdrowaśki. Pacjentka co prawda nie wytrzymała, ale oczywiście nie z gorąca, tylko dlatego, że choróbsko za wcześnie z niej wylazło.
„Zapluwanie” podłogi wokół Aten przez półtora roku nie przyniosło rezultatu. Kiedy Grecja „ogłosi niewypłacalność”, to oczywiście nie zbankrutuje tak, jak bankrutuje przedsiębiorstwo. Nie przyjdzie syndyk i żadnych wysp nie zabierze. Grecja zbankrutowałaby dopiero wówczas, gdyby nie zbankrutowała, to znaczy nie musiała ogłaszać niewypłacalności.
–Grecy muszą być przygotowani, że cudzoziemcy będą pomagali im decydować, jak radzić sobie z prywatyzacją – powiedział niedawno Jean-Claude Juncker w wywiadzie dla „Focusa”. „Suwerenności Greków będzie znacznie ograniczona”! Kiedyś na Kubę ZSRR też wysyłał „doradców”. Jest tylko jeden szkopuł. Jesienią 2013 roku w Grecji znowu mają się odbyć wybory. Na Kubie ich nie przewidywano. Sądząc po tym, co się w Grecji dzieje, trzeba byłoby wysłać do Aten czołgi dla ochrony „doradców” przed greckimi wyborcami.
Ale niektórzy – choć jeszcze nie są w takiej sytuacji jak Grecja i zapewniają, że nigdy nie będą – sami rwą się do rezygnacji z części niezależności. Jednym z bardziej wyrywnych okazał się być Prezes Narodowego Banku Polskiego. W rozmowie z PAP ogłosił bowiem, że musimy zrezygnować z części suwerenności, aby ratować euro. Dodał, że „jak ktoś po cichu albo otwarcie trzyma kciuki za rozpad euro, tej ‘znienawidzonej’ przez eurosceptyków waluty, to wystawia na szwank cały dorobek Polski ostatnich 20 lat”. 20 lat temu nikomu się nawet nie śniła wspólna waluta. Nadal jej nie mamy, a funkcjonujemy.
Owszem, złoty jest podatny na spekulacje. Podobnie jak frank, jen, real, czy… euro, którego kurs w stosunku do dolara i franka jakoś się dziwnie waha. Tak zwani „eurosceptycy” nie byli wcale sceptykami wobec idei wspólnego rynku, tylko wobec idei wspólnego pieniądza. Euro nie jest żadną wartością samą w sobie. Skoro bez wojny można było pozbyć się z Europy Armii Czerwonej, to dlaczego, do cholery, nie można by się pozbyć jakichś papierków zadrukowanych nie bardzo wiadomo czym, które uczyniono „legalnym środkiem płatniczym”.
Tekst opublikowany w 3 numerze tygodnika "Wręcz Przeciwnie".
Zapraszam na www.blog.gwiazdowski.pl