Do napisanie tych słów skłoniły mnie dwie istotne sprawy :szerzący się w mojej duszy niepokój , nuda oraz doszczętnie zapchany katarem nos.
Kiedyś mój kolega powiedział mi, znanemu reprezentantowi pisowskiej teorii : : „ A czy ty kiedyś osobiście spotkałeś się z korupcją ? Słuszność argumentu pozostawiam już do rozważenia moim ukochanym czytelnikom, nie mniej jednak jako bardzo poważny jegomość, o uznanej pozycji społecznej musiałem się odnieść do tych słów poważnie. Przyjmując punkt widzenia mojego kolegi wypada zapytać się, czy to wszystko co słyszymy w mediach jest jednym wielkim łgarstwem.
„Jebać PZPN” – to moja propozycja na Euro 2012. Na jaka cholerę nam hymn narodowy, przecież i tak większość zgromadzonej widowni lepiej potrafi zaśpiewać nasz współczesny manifest skierowany do panów polskiej piłki od „ Mazurka Dąbrowskiego”. Śpiewajmy o PZPN, zamiast o legionach, wyobraźcie sobie w tym momencie mordy tych dobroczyńców, założę się ,że będą śpiewali razem z nami. Wówczas na murawie pojawił by się mój kolegą, odebrał by mikrofon Michlowi Platiniemu i powiedział : „ Panie i Panowie wasza zuchwałość w bezpodstawnym oskarżaniu innych jest porażającą. Czy ktokolwiek osobiście spotkał się z nieuczciwym postępowaniem PZPN – możemy się domyślać jaka byłaby reakcja tłumu, najpierw byłby ten przećwiczony masoński numer, czyli bezduszny rechot, potem byłby straszne gwizdy , na sam koniec poleciałyby butelki. Honor Polski zostałby uratowany a trener Smuda utrzymał stanowisko. Mój kolega by umarł zwycięzcą ,a w tej książce zwycięzca może być tylko jeden . Przepraszam wszystkich, których pozbawiłem teraz złudzeń i to jeszcze w jakim momencie – kiedy się jeszcze nic nie zaczęło, nic nie wydarzyło i nic nie wiadomo. Dlatego , postanowiłem przeprowadzić własne śledztwo i choć raczej nie przypominam detektywa i mam raczej cechy , które skazują mnie na szybką dekonspirację to siła mojej próżności była tak wielka iż nie mogłem podjąć innej decyzji.
Pierwsze czego potrzebowałem to stworzyć plan. Wiadomo każdy rozsądny człowiek stara się planować swoje życie, a ze później gówno z tego wychodzi, to już inna bajka. Jeden z moich wykładowców na I roku, planował już swoją magisterkę i niebawem zaczął ją pisać. Mam nadzieje, ze ja swoje śledztwo ukończę znacznie szybciej. Korzyść z tego będzie obopólna – moi czytelnicy szybciej otrzymają powyższe dzieło, a ja sam szybciej zostanę sławny. Do dzieła więc synu Bogów !
Początki zawsze są najtrudniejsze, w zasadzie nie wiadomo od czego zacząć. Czasami pytam się Boga, dlaczego jestem taki mądry i inteligentny , dlaczego w jednej sekundzie mam tyle pomysłów. I na który tu się teraz zdecydować ? To było jedyne pytanie na jakie chciałem odpowiadać . Co gorsza, ktoś postanowił mi przeszkodzić i do mnie zadzwonił
– Cześć, co u ciebie słychać ? –
– Nie mogę ci powiedzieć, jeszcze nie czas – odpowiadałem
– Znowu się nachlałeś ?
– Nie teraz, jeszcze nie teraz – odpowiadałem głosem jakbym solidaryzując się z Kurtem Cobainem, który przed chwilą przywalił sobie w żyłę .
Wyglądałem jak mumia , wzrok miałem obłąkany – widziałem jak ludzie przyglądają mi się z współczuciem ; któregoś razu pogrążony w zadumie, o mało nie wyrżnąłem w słup, moje instynkty mnie wówczas jeszcze nie zawiodły. Kiedy już przyszło użyć mózgu i należycie się skoncentrować było już znacznie gorzej : raz podczas zakupów w warzywniaku, zamiast pięciu jaj kupiłem 5 kg ziemniaków.
– Czy ty człowieku jesteś przytomny ? Maiłeś kupić ziemniaki, nie jajka ! Co się z tobą dzieje do cholery – takiej reakcji mogłem się spodziewać. Przecież kilka dni temu kupiłam ziemniaki, nie pamiętasz ? – kontynuowała moja matka.
. Przecież wiesz ,że nie zrobiłem tego specjalnie – próbowałem się głupio tłumaczyć, jakby coś to miało zmienić. Moje pojękiwania przerwało zdecydowane pytanie :
– Ile za nie dałeś ? – tego pytania najbardziej się obawiałem..
– 6 złotych – powiedziałem przeczuwając co burzliwe wydarzenia. Oto jam prorok, moja matka przemawia :
– No pięknie cztery razy droższe – nie było sensu już się bronić, sytuacja była beznadziejna, a jak to zazwyczaj wtedy bywa człowiekowi na niczym nie zależy i błyszczy odwagą, pewnej dlatego pozwoliłem sobie na bezczelność :
– Widzisz, mamo, tak to już bywa z wielkimi myślicielami
– Dobrze już skończ , nawet się nie waż tego kontynuować – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. Postanowiłem się dostosować do jej hasła, i poszedłem do mojej jaskini zwanej pokojem.
Kiedy mieszkał w nim mój ojciec moja matka ironicznie nazywała go pracownią . Jak przystało na inteligentną osobę, mama w taki sposób wyrażała swój sprzeciw – używając satyry. „ Proszę zaczekać zaraz zobaczę, muszę tylko zajrzeć do pracowni – tak mówiła, kiedy ktoś do niego dzwonił a one przez przypadek odebrała pierwsza telefon. „ Pracowni,? O czym ona do cholery mówi ?” – zastanawiał się ojciec. Zdumiony zmarszczył brwi i przez moment jego myśli całkowicie oderwały się od jego dotychczasowych zajęć. A przecież sam tą nazwę wymyślił, próbując kiedyś zakpić z kobiecego przywiązania do porządku i czystości: – Tak już tam musi być, bo to jest pracownia – powiedział po czym zaczął się głośno śmiać.
– Ja ci dam pracownia ! – mama zrozumiała żart i powiedziała to z pewnym przekąsami dając do zrozumienia ojcu , że wszystko jest w porządku
Jako mały chłopiec lubiłem tam przebywać : co prawda nie było tam za wiele miejsca : deska kreślarska stojąca na środku zajmowała spora jego część, i ojciec zajęty swoja pracą skupiony rzadko się odzywał, to jednak czułem tam niezmierne ciepło, prawdziwy dom. Miałem tam swoje miejsce, niedaleko okna z którego niewinne spoglądałem na ojca, badając jego twarz próbowałem wyczytać jego nieprzeniknione myśli. Czekałem z niecierpliwością , kiedy zabierze głos, udawałbym wtedy w rzeczywistości całkowicie znudzonego oraz zaskoczonego.
Znowu przyniosłem mu nową kasetę i kazałem słuchać : teraz to ja byłem nauczycielem, a on uczniem. Do tej pory istniały tylko jego zespoły : Led zeppelin, The Beatles, Deep Purple, ciągle powtarzał : „ To jest mój gwardia”. Nic więc dziwnego, że ambitne dziecko starając się mu zaimponować próbowało znaleźć swoją :
– Posłuchaj tego, to jest klasyka lat 90 ! – chciałem dobrze zareklamować swój zespół. Dobra , dobra – posłuchamy, zobaczymy – powiedział jak prawdziwy krytyk. A po jakimś czasie powiedział :
– Radek , jak nazywa się ten zespół ?
– Mówiłem już szanownemu ojcu , Radiohead – odpowiadałem rozdrażniony tym, ze ojciec mnie nie słucha, a jego myśli są w zupełnie innym miejscu.
– Posłuchamy tego w nocy , ok. ? – zaproponował
– Dobra – moja reakcja w pełni nie oddawała mojej radości
Dzisiaj Radiohead obok Nirvany , Alice In Chains , Red Hot Chili Peppers, Arctic Monkeys i Muse, jest najważniejszym zespołem mojej gwardii. Noce z ich muzyką to najwspanialsze momenty z mojego dzieciństwa , odarte przez piękno sztuki ze stereotypowego odgrywania swoich ról : ojca i syna.
Któregoś dnia spędzając niedzielne popołudni u dziadków tj. jego rodziców, natknęliśmy się na telewizyjny reportaż o liście przebojów Marka Niedźwieckiego. Nie mogło być inaczej, ojciec niczym wykładowca zreferował nam historię audycji. W trakcie swojego monologu próbował nam przybliżyć jej sens oraz wartość w artystyczny świecie. Rozumieliśmy , ale na pewno nie tak jak on sobie tego życzył. Nikt nie rozumiał i nie kochał muzyki tak jak on. Kiedy wróciliśmy do domu, zawołał mnie do swojego pokoju i niczym spiskowiec ukrywający wielką tajemnicę rzekł : „ Spójrz synu ! To jest prawdziwe bogactwo, pierwsze notowania listy przebojów Marka Niedźwieckiego !. Tak zaczęła się moją przygoda z tą legendarną audycją, miałem wtedy 14 lat. Trzeba było zanurzyć się tej magii radiowej, aby zrozumieć ten sentymentalizm we wspominaniu przebojów listy, co i ja niniejszym czynię : siedziałem wówczas przy stole ze słuchawkami na uszach., na którym leżał zeszyt, moje pisemne archiwum listy . Mój Boże, jak ona szybko zleciała ? Kiedy wybiła „Dumka na dwa serca” Edyty Górniak i Mietka Szczęśniaka , ówczesny numer jeden – o mało nie obudziłem całego domu wybuchem swoich wokalnych możliwości. Zrozumiałem ,że zaliczyć szczyt tej listy, to duże osiągnięcie. Mogę z dumą powiedzieć, ze ten pierwszy raz był naprawdę udany, a orgazm trwał do momentu ,aż mój organizm powiedział dość, i pogrążył się w śnie. Odtąd każdy piątkowy wieczór spędzałem z listą, to był mój rytuał, moja tradycja, mój obowiązek. I choćby się waliło, paliło, choćby zacni koledzy kusili mi pokusą spożycia zimnego piwa, byłem nieugięty. :
– „ Co robisz ? – mój sąsiad miał fatalny zwyczaj wyciągać mnie , właśnie w czasie trwania listy.
– A jak myślisz – odpowiadałem z surową miną
– No nie wiem, nie mów ,że słuchasz znowu tej popieprzonej listy – nie mógł zrozumieć , ze wolę radio od jego towarzystwa. Trudno, nie będę mu schlebiał i mówił jaki to on nie jest fajny. Niech w końcu zrozumie , ze przeszkadzanie mi w trakcie słuchania listy jest cholerną nikczemnością. Ale to do niego to i tak pewnie nie dotrze. A niech tam ! Postanowiłem nie zmieniać swojego zdecydowanego tonu :
– Zgadłeś ! Miłego wieczoru, cześć ! – rzuciłem słuchawką i szybko popędziłem do magnetofonu. Na całe szczęście nagrałem sobie opuszczony fragment audycji. Niestety później robiłem to co raz częściej, nie zdając sobie sprawy ,że mój entuzjazm i zapał powoli słabnie. W końcu monotonia zabrała głos i słuchanie listy zaczęło mnie nudzić. Cholerna technika ! Gdybym żył w czasach ojca, nie dopuściłbym do tego – musiałbym siedzieć na dupie i pilnować listy, albo całkowicie z niej nie zrezygnować. Cóż to były za czasy ? Lata żarliwego serca i miliona idei, epoka szczerego optymizmu i niestrudzonej nadziei. Beztroska mojego żywota smutnej dla człowieka refleksji, którą nazywamy rozpaczą. Siła jej destrukcji jest porażająca ; paraliżuje nasze myśli i działania , podsuwając nam parszywy komunikat : „ To jest wszystko bez sensu”. Teraz już wiem, dlaczego byłem takim głupcem , nie znałem tej katorgi, tej monstrualnej udręki , nie zadawałem sobie jeszcze tego pytanie : „ Co będzie dalej”. Och , epoko bezkresu szczęśliwości, czy jeszcze kiedyś wrócisz ? Niech ten księżycowy sen ludzkich urojeń i życiowych marzeń znowu stanie się rzeczywisty ! Wzywam cię zmysłowa bogini, zabierz ponownie głos, przeniknij mnie ! Cóż jest bowiem, ważniejszego od mojej jaźni, od tego wszechświata w mojej duszy ? Ciało ją depcze ,śmiejąc się Panu Bogu prosto w twarz , a moja jedyną obroną jest wspomnienie z dzieciństwa – w poszukiwaniu utraconego człowieczeństwa. Oto jest sens – walczyć o prometejską ideę , bronić swojej wyższości – protestować przeciwko naturze, burzyć supermarkety , nie oglądać „ Tańca z gwiazdami”.
A to co ? – nim się zorientowałem , że rozmawiam sam ze sobą za oknem zaczęło się powoli rozjaśniać. Co jest do cholery !? Czyżbym tak rozprawiał , całą noc ? Niebywałe, niebywałe – i tak nieświadomie powtarzając te słowa próbowałem ogarnąć swoje zdziwienie.
Leżałem tak leniwie , rozkoszując się momentem mojej pobudki do życia w społeczeństwie. Podszedłem do okna i zacząłem się przyglądać , tym silnym , pędzącym na złamanie karku ludziom. Ich widok budził we mnie ducha czynu : „Spójrz na tych ludzi zmierzających do pracy ! Nie ma co tracić czasu ! Do dzieła !, w głębi duszy nie cierpiał : „Niech to szybko minie i zacznie w końcu się coś dziać – usłyszałem jakiś wewnętrzny głos. Czyżby to było sumienie ? Z drugiej strony ta charakterystyczny ranny spokój doprowadzał mnie do szału. Bo nasz bohater podobnie do legendarnych romantyków dążąc do zrealizowania wielkich celów , taplał się również w obłudzie – był hipokrytą. Z jednej strony krzyczał przez okno grożąc ludziom palcem, pouczał młodzież zrodzona z bogini sztuki tej okropnej współczesności – Doroty Rabczewskiej : „ Rzygać mi się chce , jak na was patrzę” – po czym spluwał . I choć okno już zamknął, to jego pokrzykiwania wciąż docierały do zgromadzonych przed jego blokiem ludzi. Kiedy się już uspokoił odpalał facebooka , aby bratać się ztymi ludźmi, którymi tak bardzo gardził i nazywał z pogardą pospólstwem. Tak to on wielki buntownik , wojujący przed telewizorem z mediami tym „ogłupiaczem mas” nie potrafi bez nich żyć , dla tego z rana odczuwa taką pustkę, dlatego tak czuje się nieswojo. „ Niech w końcu zacznie się coś dziać” – to był jego codzienny ranny pacierz . W taki sposób modlił się o polityczną awanturę. Jego ofiarą było cierpliwe znoszenie popisów pewnego redaktorka , co to jak pan Jakub uczy się na pamięć żarcików o panu prezesie. A pan prezes to, a pan prezes tamto, jaki ja jestem dowcipny, rzygać się chce. Jeżeli satyra jest krytyką nie tylko fałszywej moralności oraz głupoty, ale i również braku kompetencji i nieudolności , to Donald Tusk nikomu dzisiaj nie powinien kojarzyć się z premierem , ale raczej z naszym najlepszym clownem. Podobnie jest z tymi lewicowymi wartościami, o które ponoć tak walczy poslki salon. Spadkobiercom Woltera i innych humanistów nie przeszkadzało poprzeć w wyborach prezydenckich człowieka, który chyba jeszcze bardziej demonstruje swój tradycjonalizm w postrzeganiu patriotyzmu, niż jego poprzednik. Ale jakie to ma znaczenie, liczy się tylko przynależność do bandy. Wychodzący ze spotkania komitetu poparcia prezydenta , który chwali się polskim bigosem, znany aktor Chyra zapytany o przyczyny swojego poparcia dla kandydata, powiedział : „ Popieram Władysława Komorowskiego, ponieważ …..”. Przecież ledwie wyszedł od niego do cholery !
A może nikt go właściwie nie uprzedził i widząc , przemawiającego Władysława Bartoszewskiego uznał ,że to on startuje na prezydenta. Nic więc dziwnego, że mając mętlik w głowie, (a artyści, często mają mętlik w głowie z różnych powodów ,właśnie kończę 7 piwo ) zdezorientowany powiedział, co powiedział. Jak widzimy estetyka nie ma tutaj żadnego znaczenia, elita która ma uświadamiać naród i wyrywać go z tego snu ciemności , poparła w wyborach człowieka, który uosabia te wszystkie wartości : ten obciachowy tradycjonalizm , ten cały ludowy kicz, polski patriotyzm w archaicznym wydaniu. Nawet pan Jakub w jednym ze swoich programów zabrał głos w sprawie ortografii miłościwie panującego nam prezydenta. To wszystko nam mówi o całej tej inteligencji III RP – artyści popierają człowieka, który nie potrafi pisać po polsku – łże elity z prawdziwego zdarzenia!
Wszędzie kłamstwo i szarlanteria – próbują mi tłumaczyć błądzić jest rzeczą ludzką, czemu tego samego nie mówili, kiedy poprzedni prezydent nie mógł sobie poradzić z mikrofonem. Wtedy to była nieudolność, brak kompetencji, jednym słowem skandal, teraz ośmieszające głowę państwa błędy ortograficzne są zwyczajna ludzką pomyłką. Tak to ludzie wolni szanują tą wielką cnotą jaką jest prawda.
Całe te opowiadanie o wartościach , ksenofobii, kompleksach to okruchy zgniłego jedzenia rzucone dla wygłodniałego, umęczonego ludu. Potrzebujemy ich, emocje pozwalają nam zapomnieć na chwilę o naszym nędznym losie – Za czym się pan opowiada ? Jest pan po stronie zdrajców czy katolickiej ciemnoty ? I ludzie to łykają , myśląc, że zabierając głos w sprawach publicznych, robią coś ważnego. Posłuchajcie Szkła Kontaktowego, z jakim obowiązkiem wyrażają oni swoje poglądy.. Nie zdają sobie sprawy, że są laleczkami w ponurym przedstawieniu medialnym, które z rzeczywistością nie ma nic wspólnego. W istocie prawdziwy spór przebiega między Prawem i Sprawiedliwością oraz grupą panującą w Polsce, pomiędzy beneficjentami przemian okrągło- stołowych i rewolucjonistami , którzy chcą obalić ten porządek i załogę Adasia Michnika oraz posłusznych mu żołnierzy wysłać w kosmos. Platforma Obywatelska jest tylko częścią tego frontu piewców wielkości III RP, dlatego przedstawianie tej wojny jako sporu dwóch partii politycznych jest z gruntu założeniem fałszywym, Donald Tusk i jego partia reprezentuje establishment , bez niego były nikim. Stawką tej wojny są olbrzymie przywileje, życie o jakim marzy każdy człowiek, w którym szczęście budują potężne pieniądze, sława, podziw , bankiety, szybkie samochody , dominacja pozycja w hierarchii społecznej. A tu pojawia się człowiek o wielu talentach , który mówi im : „ Ja was stąd wy………”. Boją się go strasznie, bowiem ziemskie pokusy omijają go z daleka, a żyje on jedną wielką ideą, której podporządkował swoje życie. I pomimo różnych sztuczek jeszcze nie upadł stojąc prężnie szuka oparcia swoich wyborców. I znajduje je, widzi tłumy ludzi maszerujących w jego kierunku ; w lewej ręce trzymają polską flagę a w prawej krzyż. A z ich wydobywa sie potężny dźwięk :, przed, którym trzęsą się mury.Jarosław I Jarosław – woła naród pogrążony w mistycznej ekstazie. A on stoi i chłonie w całości tą wyjątkową chwilę mruząc oczy. Szepcze do siebie jakby Bóg przez niego przemawiał : " Wytrwałosci bracia i siostry, ten dzień zbliża się niechybnie ". A jego przeciwny drżą okrutnie , widząc jak podnosi się po każdym ciosie , jak godnie znosi każdą nikczemność – bliscy histerii szukają sposobów na pokonanie wrogów. I kiedy już są prawie bliscy zwycięstwa, on w jakiś niewytłumaczalny sposób dalej pędzi na tym politycznym koniu, a jego partia ciągle jest w grze. Nie jest żadnym nowym Hitlerem , jak usiłuje się nam wmówić, raczej to nowy, polski Napoleon , przekleństwo prowadzącej kraj na manowce arystokracja , która ugrzęzła w niemocy szukając wyjścia w hipokryzji oraz obłudzie. Wówczas ci „dobrze urodzeni” bez względu na swoje talenty i możliwości wytrwali w egoizmie z obojętnością spoglądali na upadające państwo. Trzeba było zajrzeć do tego Paryża, a by się przekonać ,że Babilon na dobre nie upadł. Dzisiaj być „dobrze urodzonym” znaczy mieć właściwe, pożądane poglądy , tzn. atakować ciemnogród, pluć na Kaczyńskiego , wyśmiewać polski patriotyzm, wówczas bramy raju stają przed nami utworu , nasze życie toczy się według bajkowego scenariusza. To dlatego pan redaktor K, od rana nie traci czasu i stara wykazać się przed swoimi szefami, że zasługuje na coś więcej. To dlatego pan Jakub bez względu na miejsce , w którym przybywa , przekonuje nas jaki to Jarek jest beznadziejny, obciachowy, jakie to nieszczęście dla Polski. Wtóruje mu znany aktor, mówiąc , ze w dzieciństwie był bity ; może miał na myśli te wszystkie bujki na kamienie , o których Kaczyński wspomina w swoim najnowszym filmie. To jest właśnie nasz Hollywood, jedna z najważniejszych armat polskiej „arystokracji”.
Zamyślony wciąż przypatrywałem się Kuźmiukowi, kiedy znowu zadzwonił telefon :
-Halo – wybełkotałem
– Cześć Radek – powiedział nieznajomy
– Z kim mam przyjemność ? – wciąż nie wiedziałem co się dzieje
– Jak to kto ? Marian z Naterek , miałeś być kiedyś moim rzecznikiem prasowy , pamiętasz ?
– Mariaaaaan ! Czeeeeeeść – zareagowałem totalnie zaskoczony ( to się chyba nazywa niespodzianka)
– Cześć, cześć – mój rozmówca chyba mało nie ogłuchł
– Co słychać – błysnąłem intelektem, szkoda ,że nie zapytałem się : „jak tam”?
– Robota jest ! – powiedział z entuzjazmem, świadomy chyba, tego, iż głosi wesołą nowinę .
– Jak to ? – wciąż nie mogłem w to uwierzyć. Ilu, nas Polaków czeka na taki telefon ? Ilu marzy , usłyszeć z czyichś przyjaznych ust te arcypolskie słowa : Jest robota ! Wtedy sam do siebie mówi : „ Biorę w dupę w troki i zapie….., i w między czasie nieświadomie robi rzeczy, które do niedawna były bez sensu, teraz chce je koniecznie wykonać. To jest ten typ radości kiedy przy goleniu podśpiewuje się : „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy chłopak czy dziewczyna” albo : „Polska , mieszkam w Polsce, mieszkam tu tu tu….”. Jednym słowem budzi się w nim duch patriotyzmu !
– Potrzebujemy człowieka , który by prowadził stronę internetową – przedstawił mi propozycję rozmówca. No, pięknie wiedziałem, że prędzej czy później tak to się skończy. Postanowiłem powiedzieć prawdę :
– Ale, ja……
– Dobra, dobra jesteś młody, chyba znasz się na komputerach, nie – nie wypadało mu zaprzeczać.
– Będziesz zamieszczał tam swoje relacje
– Co ?
– Głuchy jesteś, będziesz pisał relacje z meczów naszej drużyny. Oczywiście nie za darmo. Zaczynasz od jutra, czeka cię wyjazd do Miłomłyna . Musisz sprawdzić jak tam dojechać, wiesz jak jest z tą komunikacją ,a co tu dużo gadać Miłomłyn to nie Warszawa. Na dobrą sprawę nie wiem czy tam cokolwiek jeździ, ale nie jest moim celem zniechęcać cię do tej zacnej misji. To jak wchodzisz w to ? Oczywiście koszta za dojazd i powrót będą ci zwrócone
– Ale…. – nie wiedziałem co powiedzieć
– Nie ma albo, tak albo nie ? – szkoda, że jeszcze nie zapytał się : „ jesteś facet, czy baba” ? Tylko z pozoru wyglądałem na kogoś kto się wacha. Decyzje już dawno podjąłem, ale moje zaskoczenie podtrzymywało ten teatrzyk obłudy.. Po chwili milczenia przedstawiłem swoje stanowisko :
– Zgadzam się, tylko muszę – chciałem dowiedzieć się więcej konkretów na temat mojej przyszłej roboty, ale moja wypowiedź została brutalnie przerwana :
– Dobra, później do ciebie zadzwonię, teraz musze się skontaktować z prezesem i przedstawić mu jak sprawy wyglądają – wypalił z grubej rury
– Prezesem ? – wyjąknąłem przerażony, ale w słuchawce już był ten głupi sygnał.
Jeszcze tylko brakowało mi, polskiego prezesa ? Czuje, że wynikną z tego same kłopoty. Ale czym , ja się do diaska przejmuję – tym, że będę musiał śpiewać „łubu – dubu, łubu – dubu” ? Przecież potrafię śpiewać, zaraz wezmę gitarę i to przećwiczę. Ależ nie ! Na miłość boską co ja wyprawiam ! Cóż za okropieństwo ! Szlak by trafił tego ładniutkiego redaktorka, wykrakał mi tego prezesa. I co ? Nic, jaja sobie z niego robi, kpi z niego, bezczelny jeden. I ja taki będę, choćby się waliło, paliło, choćby mieli mnie wsadzić za kratki, ja to przyjmę na wesoło, niech Kuźmiuk sobie nie myśli, a co !. Swoją drogą gdybym przedstawił swoja rockową wersje szlagieru : „ Łubu dubu” byłyby niezłe jaja , a na wiosce byłbym uważany za wielkiego muzyka. Ha ha ha ! Cóż za miernoty !
Trzeba się teraz czymś zająć i przede wszystkim zadbać o pozytywne nastawienie : choć polski prezes z zadupia wkracza do akcji, nic złego nie może się stać. Tego należy się trzymać. A może przesadzam! Jestem uprzedzony, i tyle ! Polska nie jest taka jaką widzę, to są urojenia podszyte fałszywymi, skojarzeniami z polskich filmów. Niech, że się okaże ,że się pomyliłem, że jestem idiotą , który nie potrafi wyciągać najprostszym wniosków, smutnym durniem widzącym wszystko w czarnych barwach. Ile ja bym dał, aby okazało się, że błądzę ! Cóż za okropny paradoks, czyż bym właśnie składał hołd ludzkiej ułomności ? Muszę się zatrzymać, zanim na poważnie się rozpędzę i stwierdzę , że prawdziwe człowieczeństwo tkwi w chorobie. Jestem do tego zdolny, już ja siebie znam . Tak jest zawsze kiedy diabeł stoi u wrót mojej duszy, mówi : „ Achoj przyjacielu ! Spójrz, to moje wspaniałe córy : namiętność i uniesienie, czy zechcesz się nimi zaopiekować ? Za każdym razem obiecuje sobie nie patrzeć, jeden moment, jedno spojrzenie i jestem stracony dobrze to wiem – znowu się nie udało. Czuje te rozkoszne bicie serca , ściskanie żołądka, za późno już patrzę , teraz do gry wchodzi moja wyobraźnia, pojawia się platoniczna miłość , szczęśliwe życie w Alpach , czyste szczęście. I znowu świat nie istnieje. Czuje jak się unoszę , widzę wszystkich z góry i zdecydowanie zbyt wiele mówię : cóż za niedorzeczności, cóż za bzdury !
Dlatego jeżeli moi czytelnicy dobrnęliście do tego miejsca, wybaczcie mi moją pobożność, wybaczcie mi moją nudną poprawność, ale postanowiłem dać opór przyjemnościom, grzeszę strasznie , próbuje się zatrzymać, wołam : „ Stop”.
Mijają kolejne minuty, a ja ciągle w głowie mam ten krzyk, niczym grzesznik , który po raz pierwszy życiu zaczyna rozumieć czym jest sumienie : „ Tego będę się trzymał” – postanawiam. Jaki z niego szczęśliwy człowiek, ma o co się zaczepić , a jeszcze stać go na to, aby narzekać, dureń jeden !. Na szczęście u mnie sytuacja wyglądała znacznie prościej, musiałem zacząć w końcu obmyślać mój plan : „ Wycieczka do Miłomłyna”. A to przecież nie jest byle co, to poważna misja, nie jakieś zabawy dla harcerzyków. Należało ustalić punkt po punkcie strategii działania. Najpierw muszę się dowiedzieć jak tam dojechać, zadzwonię na dworzec. I kiedy już trzymałem telefon w ręce, nagle cały aparat zmienił kolor a z jego wnętrza zaczął wydobywać się dziwny dźwięk, jakby przemawiał do mnie : „ Ktoś dzwoni !” – podskoczyłem poekscytowany jakbym doznał olśnienia.
– Radek ? – nie miałem już problemów z identyfikacją rozmówcy
– To ja – potwierdziłem
– Słuchaj rozmawiałem już z prezesem wszystko załatwione – i tym jednym zdaniem mój przyjaciel zniszczył mój optymizm. Skoro wszystko jest załatwione , to znaczy ,że nic nie jest załatwione, to proste – myślałem. Zero konkretów , zero faktów, wdepnąłem chyba w niezłe gówno.
– To fajnie , cieszę się – udawałem radość
– Słuchaj musisz być tak godzinę przed meczem, w Miłomłynie , prezes będzie już na ciebie czekał . Wszystko sobie wtedy z nim wyjaśnisz. 50 zł wystarczy za jedną recenzję ? To na sam początek, jak się rozkręcisz dostaniesz więcej. Masz tu do niego telefon , zadzwonisz do niego jak będziesz na miejscu. Byłbym zapomniał masz papiery na spikera , chciałbyś u nas prowadzić mecze ?
No proszę zaraz mnie tu zrobią trenerem, pomyślałem. Propozycja była poważna, należało w jak najszybszym momencie podjąć właściwą decyzję. Nie ukrywam, ze pokusa była spora. Alę nagle przed moimi oczami pojawił się obraz młodych, kibiców z małych miasteczek , ciarki przeszły po moim ciele. I ja spiker podczas meczu krzyczę : „ Jak wy się kurwa zachowujecie , proszę nie przeklinać – kultury trochę. Jestem przekonany, że „ wierni swojej drużynie na całe życie” olali by ten interesujący mecz i w formie plutonu wkroczyli by do mojego pomieszczenia. Cóż ja bym im wtedy powiedział ? „Ten , który jest bez grzechu, niech rzuci kamieniem” ?. Na pewno by zrozumieli, poruszyłbym ich serca , zamilkli by błagając o wybaczenie i odeszli jako inni, lepsi ludzie, uczniowie Chrystusa. O tak po każdym meczu można by było ich zobaczyć w Kościele z różańcem w ręku : „ Modlimy się za naszą drużynę” – można by było wyczytać z ich oczu. To jest pierwszy wariant, zostałby mi już tylko jeden i musiałby uratować mi życie . Powiedziałbym zdecydowanie jak prawdziwy mężczyzna : „ Spokojnie Panowie ! Napijmy się wódki i wyjaśnijmy sobie wszystko! – i tu was mam ptaszki, to jest moja niemoralna propozycja, wobec której każdy osobnik w tym kraju jest niewinny jak małe dziecko. W życiu trzeba być ostrożnym tak mnie uczyła moja babcia. A tutaj ile ryzyka , ile niepewności, lepiej dać sobie z tym spokój :
– Nie mam doświadczenia jako spiker. Wolałbym na razie pisać relacje. Ale w przyszłości . Kto wie, może ? – wyraziłem się najjaśniej jak tylko umiałem.
– Dobra , to będziesz ? – ewidentnie nie spodobała mu się moja odpowiedź
– Tak – odpowiedziałem najkrócej jak to było możliwe
– To na razie ! Na miejscu z prezesem sobie wszystko ustalisz – „Nie wątpię” – chciałem już powiedzieć na głos, ale ostatecznie wybrałem grzecznościową formę :
„ Jeszcze raz wielkie dzięki Marian. To naprawdę wielka dla mnie rzecz , że pamiętałeś o mnie” – zawsze byłem dobry w takich wzruszających, podniosłych tekstach.
„ Ha ha ha ! Nie ma za co ! Ha ha ha – o tak, taka melodia oczyszcza ludzi z toksyn fałszu i obłudy, pokazując ich prawdziwe oblicze. Wyrzuca na wierzch ich „ja” niczym wulkan podczas erupcji. Ta melodia zawsze brzmi poważnie, dostojnie, kiedy jej słucham drżę cały spoglądając na opadającą kurtynę. Wyłonił się zza niej Marian, jako zupełnie ktoś inny kogo zupełnie nie znam.
Ledwie odłożyłem słuchawkę, zaraz znowu ją podniosłem: telefon był nagrzany jak mój stary dobry piec. „Chyba nie wybuchnie ?” – pomyślałem sobie dobrze znając psikusy panujących Bogów :
– Dzień Dobry, w czym mogę służyć – usłyszałem bardzo miły kobiecy głos. Między nami mówiąc, muszę się wam z czegoś zwierzyć : mam ogromną słabość do miłych , delikatnych, skromnych , dobrych kobiet. Ileż tu już razy moje serce przebiła strzała Amora ? Co ciekawe często moimi obiektami westchnień były panie, których w życiu na oczy nie widziałem – wystarczył mi ich głos, bym obraz sam mógł wykreować. W tym przypadku było podobnie :
– A jak bardzo chce pani mi służyć ? – przeobraziłem się właśnie w nażelowanego chłopaka z dyskoteki .
– W takim sensie, aby udzielić panu informacji w interesującej pana sprawie ! – próbowała wyklarować sytuację
– No dobrze, w takim razie – szykowałem się do uderzenia – O której pani dzisiaj kończy ? – zadałem swój cios i czekałem na kobiece wzburzenie.
– Słucham ? Proszę Pana , to nie żaden supermarket , żeby umawiać się na randki, tylko dworzec. Tutaj rozmawia się o pociągach czy autobusach, co najwyżej o heroinie, na którą można przypadkiem nadepnąć. Także , albo masz pan konkretną sprawę albo do widzenia – próbowała mnie wdeptać w ziemię, ale ja, jako romantyczny wojownik nie mogłem się poddać, musiałem walczyć :
– Jakie panie ma wspaniałe serce ! Doskonale pani zdaje sobie sprawę, ile kosztuje jeden impuls naszej rozmowy i tylko przez wrodzoną dobroć nie chce pani, mnie narażać na koszta. Niech pani nie zaprzecza, doskonale wiem, ze pani skromność, nie pozwala się do tego przyznać. Jeszcze raz ponawiam propozycję, i jestem stanie pani pójść na rękę, możemy iść na zapiekanki do Barona z, którym z pewnością jest pani emocjonalnie związana – to tylko kilka metrów od pani miejsca pracy – powiedziałem z trudem unikając śmiechu. „ I cóż ty na to, moja królewno ? Jaka teraz będzie twoja odpowiedź, wbiłem cię w ziemie” – moja próżność zalepiała mi umysł. Czekałem z niecierpliwością, na jej natarcie, ale usłyszałem znowu głuchy sygnał w słuchawce. „To, ku….” – już prawie wściekły dokończyłem te pospolite polskie zdanie , kiedy nagle przypomniałem sobie, że niedawno obiecywałem sobie samokontrolę : zero nienawiści, zero złości – skończyłem na :” rrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr”. „ Czym ja się denerwuje ? Przecież zwyciężyłem , przeciwnik zdezerterował, uciekł z pola bitwy – to jest mój triumf – poczułem się lepiej, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. „ Ale z drugiej strony, to był dopiero początek, a rozmowa zapowiadała się na wybitny dialog ! Cóż za strata ! – mój uśmiech szybko zniknął na rzecz lekkiego grymasu, oczy zrobiły się nieprzytomne – tak, ta sprawa nie daje spokoju naszemu bohaterowi , już mu Ramandatys podpowiada : „ Nie daj za wygraną ! Nie odpuszczaj !” Nie wiem nawet kiedy załapałem za słuchawkę i wykręciłem ten sam numer :
– Halo, dworzec – usłyszałem zwyczajną odpowiedź . Ta prostota wypowiedzi wyrwała mnie z tego okropnego złudzenia ; przypomniała mi o mojej misji. „Co się ze mną dzieje ? – moje zdziwienie wykraczało poza mój niewielki rozum.
– Chciałbym się dowiedzieć czy jest jakiś dojazd do Miłomłyna w sobotę z Olsztyna ? – spytałem
– O której godzinie ?
– Po 13:00
– To nie ma – usłyszałem stanowczo. „ Mam za swoje, ta wiedźma na pewno kłamie, mści się szatańskie plemię” – poczułem ukłucie w klatce piersiowej.
– Jak to nie ma – krzyknąłem wzburzony – niech pani jeszcze raz, ale dobrze to sprawdzi , to jest dla mnie bardzo ważne – upuściło mnie poczucie humoru , zbyt szybko cieszyłem się ze zwycięstwa.
– Po prostu nie ma . Ma pan jeszcze jakieś pytania ? – uczucie klęski coraz mocniej zaglądało mi w oczy. Byłem naprawdę wkurzony. Trzeba było ratować swoją reputację :
– Tak mam ! Ile pani chce za tą heroinę ? – powiedziałem czując że wracam do gry
– Spieprzaj pan ! – powiedziała na koniec i rzuciła słuchawką.
Kto by pomyślał, ze będę się tak cieszył, z tego wyrazistego komunikatu : „ Spieprzaj”. Co by było, gdybym go nie usłyszał ? Załamanie nerwowe , depresja , totalna klęska – jednym słowem „ spieprzony „ dzień. A tak jest tylko świadomość, że gówno załatwiłem – mały, drobny szczegół. Kto by się zresztą tym przejmował ? Przecież uczucie straconego czasu nie opuszcza człowieka do ostatnich jego dni . U mnie nie wszystko było jeszcze stracone , tak naprawdę rzeczywistość nie wyglądała tak ponuro jak ją byłem łaskawy przedstawić – nigdy tak nie wygląda, chociaż chciałbym ,żeby było zupełnie inaczej. Jest to wynik mojego zamiłowania do dramatów , tragedii – często w swoich myślach gram swoją rolę Konrada , i nie jest to Marek Kondrat . Tym razem było tak samo, w rzeczywistości nic się nie stało, miałem kupę czasu i wystarczyły tylko skorzystać z Internetu. Mogłem zrobić to wcześniej , ale oczywiście wolałem się użerać z Mariolką z centralnego. Kiedyś mnie przejedzie samochód, słowo daje. Ale jak odpalić neta unikając Facebooka, You Tube’a , skrzynki pocztowej i innych potworów ? Dobra, jakoś się udało – już jestem. To co tam zobaczyłem , po prostu mnie zszokowało , okazało się, że Mariolka nie jest mnie godna – zbyt łatwo przychodzą jej kłamstwa. Nie ma żadnego połączenia – wciąż dźwięczą w moich uszach jej słowa. A tu proszę co panie tylko chcesz jest : pociąg, autobus, okeyka, . Moja podróż stawała się coraz bardziej rzeczywista, ten rys nierealności jakże naturalny w sytuacji , kiedy w naszym życiu zachodzą jakieś zmiany zaczął teraz swobodnie umykać. Niech Marian jeszcze raz do mnie zadzwoni, powiem mu : „ Jestem zwarty i gotowy”.