To jest przedruk mojej notki z portalu Niezalezna.pl. Tytuł mówi sam za siebie.
W pierwszej połowie maja wzięłam udział w Patriot Party na Uniwersytecie Warszawskim. Była to impreza zorganizowana przez samorząd studencki UW, poświęcona 220 rocznicy Konstytucji 3 Maja. Składała się z wykładu zasłużonej pani profesor Zofii Zielińskiej na temat tej konstytucji, koncertu piosenek Jacka Kaczmarskiego, a zakończyła się konkursem karaoke. Organizatorzy oświadczyli, że chcą krzewić patriotyzm w nieco inny sposób niż tylko składanie wieńców i palenie zniczy.
Opisałam to w mojej notce /TUTAJ/. Ku mojemu zaskoczeniu większość głosów dyskutantów była niezwykle wprost krytyczna. Odsądzali oni organizatorów i uczestników Patriot Party od czci i wiary. Można było jeszcze zrozumieć, że nikomu nie podobał się pomysł wręczania po wykładzie talonów na piwo /ja też wykpiłam to w moim wpisie/, ale czemu od razu mówić o jakichś ciemnych siłach? Wykład był bardzo dobry, wykonanie piosenek też, wszyscy obecni mogli na tym tylko skorzystać. Po co, do diabła, potępiać przyzwoitą w sumie imprezę popularnonaukową i kulturalną?
W tym właśnie jest cały problem. Polska prawica od ponad siedemdziesięciu lat żyje w oblężonej twierdzy i nie umie teraz z niej wyjść. Traktuje podejrzliwie wszelkie nowe pomysły, upatrując w nich jawny lub ukryty atak na siebie. Pierwszy odruch jest zawsze na "nie". To właśnie dlatego nie wykorzystano możliwości Internetu. Kaczyński zobaczył kiedyś facetów popijających piwo i oglądających pornosy przez Internet i to go zniechęciło na długi czas. Parę dni temu Macierewicz określił Internet jako narzędzie dywersji. W każdej nowej rzeczy dostrzega się prawie wyłącznie jej ujemne strony. Tak przecież nie można. Czasy się zmieniają i trzeba szukać nowych środków wyrazu. Kiedyś relacjonowałam niesławną paradę homoseksualistów EuroPride w Warszawie i zapytałam, dlaczego prawica nie mogłaby zorganizować swojej imprezy pod bardziej słusznymi hasłami. Zostałam wykpiona.
To samo dotyczy też oceny osób. Nie istnieje coś takiego jak wybaczenie i zapomnienie. Jeśli ktoś raz popełnił błąd /na przykład był kiedyś w PZPR/, to będzie mu się to wypominać do grobowej deski. To samo, jeśli ktoś pochodzi z komunistycznej rodziny, choćby sam był Bogu ducha winien. No cóż, św, Paweł nawrócił się w drodze do Damaszku, a św. Piotr zaparł się Chrystusa. Nie przeszkodziło im to zostać ojcami Kościoła. Gdyby ówcześni chrześcijanie postępowali tak, jak współcześni polscy prawicowcy, to Kościół Katolicki nigdy by nie powstał. Trzeba mniej lęku i podejrzliwości, a więcej otwartości na nowe idee i nowych ludzi. Wiąże się z tym pewne ryzyko, ale skostnienie jest gorsze. ….