Stadion Narodowy był wczoraj tak zalany, że powinien nosić imię Zdzisława Kręciny lub jego szefa Grzegorza Laty. Bo podobnie jak oni, przysporzył nam wstydu na całą Europę.
Czy można sobie wyobrazić większą kompromitację polskiego futbolu niż to, czego świadkmi byliśmy wczoraj, obserwując niedoszły mecz? Idiotyczne wypowiedzi rzeczniczek firmy pominę. Pomijam też wszystkie żałosne zabiegi propagandowe uruchomione w celu ratowania resztek reputacji firmy budującej Stadion Narodowy. Pomijam też głupotę i nieudolność organizatorów.
W skrócie rzecz miała się tak: do Polski przyjechał delegat technicny UEFA i dopuścił stadion do użytku. Tymczasem we wtorek zaczęło padać i należało zamknąć dach, aby murawa nie zmieniła się w jezioro. Dachu jednak nie zamknięto. Po pierwsze dlatego, że nie można było tego zrobić podczas deszczu (sprawa dziwna sama w sobie!) a po drugie: wymagało to uzgodnienia ze wszystkimi zainteresowanymi stronami. Czyli z organizatorami (Polacy), gośćmi (Anglicy) i technikami (UEFA). Było więc niemożliwe zrobienie tego szybko. Było to w ogóle niemożliwe, bo stan murawy wszyscy mieli w dupie. Co zakończyło się kompromitacją.
Polska Donalda Tuska funkcjonuje w taki sposób, że nikt za nic nie odpowiada. Istnieje gigantyczna ilość różnych biurokratycznych ciał, których kompetencje się powtarzają, a w dodatku są tak szerokie, że każdy może oddalić od siebie odpowiedzialność za wszystko (jesli doszło do kompromitacji) lub na siebie wziąć zasługi za wszystko (jeśli gra toczy się o dotacje unijne). Efektem jest międzynarodowy skandal i wstyd.
W swoich komentarzach internauci prześcigają się w receptach na naprawę tego stanu rzeczy. Jakiekolwiek postulowanie zmian nie ma sensu. Stadion funkcjonuje tak jak cale państwo Donalda Tuska. Jest to jedno wielkie dziadostwo. Póki nie zmienimy władzy i ustroju nie ma co liczyć na to, że dziadostwo się skończy.
Ja proponuję inną receptę: nazwijmy stadion imieniem Zdzisłąwa Kręciny lub Grzegorza Laty. Był wczoraj tak samo zalany jak oni.