Georges Bernanos
Mija pięć lat od śmierci Jerzego Bernanosa († 1948), a wpływ jego twórczości na współczesną katolicką literaturę światową nie tylko nie maleje, lecz przeciwnie, zdaje się wciąż rosnąć. We wszystkim, co obecnie powstaje w literaturze katolickiej, krytycy odnajdują ziarno problematyki poruszanej przez autora Pod słońcem szatana. Banałem stało się już stwierdzanie zależności dzieł Greene’a czy Cocciolego, Estange czy Langgasser od utworów Bernanosa.
Ale bo też Bernanos był pisarzem, który z genialną przenikliwością umiał sięgnąć w samo jądro problematyki katolickiej. Pisarz, jak o nim mówił Emanuel Mounier, „nie lubił teologów, ale jego własna teologia była absolutnie bez zarzutu”. Bernanos miał poprzedników w malowaniu świętości, jak choćby Antoniego Fogazzaro, lecz święci Bernanosa nie wychodzili nigdy jak Piero Maironi – Fogazzara poza ramy doktryny katolickiej. Jeżeli to byli nawet „dziwni” święci, „przerażający” święci, to przecież ich psychika zbudowana była zawsze przy użyciu najlepszych materiałów: doświadczeń świętego Jana de Vianney, pism mistycznych świętego Jana od Krzyża świętej Teresy z Avila, „małej drogi” świętej Teresy od Dzieciątka Jezus.
Bernanos, choć do końca, do ostatniego swego utworu – wstrząsających Dialogues des Carmelites – był przede wszystkim malarzem świętości, nie wyczerpał swego pisarstwa na tym problemacie (mimo że niewątpliwie uważał go za najważniejszy w katolicyzmie). Obok świętości interesowały Bernanosa w życiu także jej przeciwieństwa. Kto jest wrogiem świętego? „Szatan”. – odpowie pisarz w Pod słońcem szatana. Bernanos wie, że „nie wolno robić z szatana rywala Boga, coś, niby Zło upersonifikowane, Zło „egzystencjonalne”– jeżeli tak można powiedzieć – przeciwstawne Dobru nieskończonemu i substancjalnemu, którym jest Bóg. To byłby manicheizm. Zło czyste i totalne nie istnieje; nawet w istotach upadłych istnieje dobro: ich wspaniała natura, która wyszła spod rąk Bożych i przetrwała mimo ohydy grzechu i nienawiści” (O. Joseph de Tonquedec S.J.).
Szatan jest tylko wrogiem Łaski, wrogiem świętego. Walka toczy się między świętym i szatanem nad głową ludzkości. I o nią.
Wprowadzenie do powieści „Pod słońcem szatana” upersonifikowanego kusiciela było jednak nadmiernym uproszczeniem sprawy. Bernanos zdał sobie z czasem z tego sprawę. Szatan wobec niektórych świętych występował w swej własnej postaci. Ale to było najczęściej wtedy, gdy miał do czynienia ze świętymi, których już nie potrafił skusić, więc tylko chciał ich dręczyć. Częściej ukrywał się. Ba, nawet, jak o tym zapewnia Apostoł, udaje „anioła światłości” (2Kor 11,14).
Pokazując szatana w jego własnej postaci Bernanos zerwał nieco kontakt z realizmem. Usiłował go potem nawiązać i wreszcie w postaci Pana Ouine (tego oui-non z Nourritures Terrestres) ujrzeliśmy człowieka, który nie przestając być człowiekiem, jest przecież niejako pełnomocnikiem szatana. W Monsieur Ouine – mało zrozumianym przez krytykę za życia autora, dziś wynoszonym pod niebiosa jako najwspanialsze psychologiczne studium zła, Bernanos pokazał szatana działającego poprzez człowieka.
Równocześnie jednak z tym procesem literackim ukazywania obok świętego Bożego – „świętego piekielnego”, Bernanos, jak wiemy, wypracował swoją teorię działania szatana w świecie. Podstępem szatana, twierdził w swych utworach publicystycznych, jest mierność. Szatan wie, że zimno znajduje się w jakimś pobliżu gorąca. Tylko letniość jest poza złem i dobrem, a więc jest złem najprawdziwszym. „Bodaj byś był zimny albo gorący! Ale żeś letni, pocznę cię wyrzucać z ust moich”. (Ap 3,15).
Na połowie drogi między szatanem z Pod słońcem szatana a panem Ouine spotykamy księdza Cénabre. Zakłamanie (w oryginale L’Imposture) zostało napisane przez Bernanosa zaraz po ukazaniu się Pod słońcem szatana, w 1926-1927 r. Powieść tę Bernanos uzupełnił drugą pt. La Joie, która stanowi zakończenie historii księdza Cénabre, a równocześnie ma za swą główną bohaterkę Chantal de Clergerie – jedyną ze „świeckich” świętych u Bernanosa. La Joie, która ukaże się również nakładem Inst. Wyd. Pax – otrzymała w 1929 r. tzw. Prix Fémina, jedną z najpoważniejszych francuskich nagród literackich, przyznawaną corocznie na podstawie decyzji jury złożonego wyłącznie z kobiet. Według powszechnej opinii L’Imposture uchodzi za najlepiej zbudowaną powieść Bernanosa. Konstrukcja literacka nie stanowiła najsilniejszej strony twórczości autora Pamiętnika wiejskiego proboszcza, ale w Zakłamaniu mamy zwartość po prostu teatralną, dramatyczność i ekspresję, które porównać można jedynie z najlepszymi utworami Dostojewskiego, Balzaca czy Conrada. Cała powieść to zaledwie cztery sceny – niby cztery akty – o napięciu ani na chwilę nie słabnącym. Lecz mniejsza o konstrukcję, której walory ocenić może sam czytelnik. Poświęćmy natomiast kilka uwag postaci bohatera – księdza Cénabre.
Powiedzieliśmy, że Cénabre stoi na drodze między szatanem wcielonym z pierwszej powieści Bernanosa a panem Ouine, który będąc „bohaterem powieści, postacią konsekwentną, żywą i realistyczną, jednocześnie jest samym złem” (C.E. Magny). Cénabre nie jest szatanem. Jest tylko człowiekiem. Ale ten człowiek przeżył najstraszniejszą katastrofę, jaką można przeżyć: zaprzeczył swemu powołaniu.
Cénabre nie miał powołania na księdza. Wiemy, że został nim ot tak, siłą ciężkości, dlatego, że była to droga, na której – wydawało mu się – będzie mógł zaspokoić ambicje, jakimi żył. Bo wewnętrzną tragedią księdza Cénabre jest jego potworna pycha. Cénabre za wszelką cenę chciał zostać kimś. Jako ksiądz mógł tym kimś zostać. Stanowisko księdza stanowi pewnego rodzaju platformę, z której łatwiej jest wspinać się wyżej.
Ale ksiądz musi być księdzem. Można wykonywać sto zawodów bez przekonania. Nie można być księdzem bez przekonania. I tutaj zaczyna się dramat Cénabre’a. Cénabre musi kłamać. Musi udawać księdza. Więcej: skoro ma być kimś, musi udawać dobrego księdza. Musi udawać świętość… Stworzywszy swą powieść Bernanos napisze potem: „Ta książka kosztowała mnie wiele pracy; kiedy ją skończyłem, byłem wstrząśnięty jak po wysiłku nad siły, a po napisaniu ostatniego wiersza jeszcze nie wiedziałem, czy mój Cénabre jest naprawdę kłamcą, czy też nim nie był. Nie wiem tego i dziś, nie przestaję o to pytać siebie. Aby zasłużyć na miano kłamcy, trzeba być całkowicie odpowiedzialnym za swoje kłamstwa… Sądzę, że kłamstwo jest pasożytem, a kłamca – jego ofiarą… Kłamstwo jest czymś najbardziej okrutnym, co człowiek zdołał wymyśleć, by sam siebie torturować… Problem kłamstwa wydaje się najważniejszy, a kto go rozwiąże, będzie miał klucz do zrozumienia wszystkich nieszczęść człowieka… Kłamcą nie jest kabotyn, który wciąż tylko zmienia ubrania. Kłamca i kłamstwo tworzą fatalną jedność. Gdyby tak nie było, kłamca nie broniłby swego kłamstwa równie mocno jak życia…” (Les enfants humiliés).
Te słowa są, jak się nam zdaje, niezbędnym komentarzem dla zrozumienia w pełni postaci Cénabre’a. Bernanos nie chce ostatecznie potępić tego człowieka (jak nie potępi go w powieści).
Rozumie jego nędzę, pojmuje, jak straszne niebezpieczeństwo czyha na tych wszystkich, którzy chcieliby porwać niebo, a zapominają, że, aby je zdobyć, muszą po drodze stracić siebie. Znakomity psycholog zna nieuchronne „żelazne” prawo upadku. Cénabre skłamał swemu powołaniu: powołaniu kapłana i powołaniu świętości. Pokrył kłamstwo maską teoretycznej wiedzy o świętości. Zamiast walczyć o świętość, ograniczył się do pisania o niej. I dlatego pewnego dnia wspaniały teoretyk i hagiograf będzie musiał uświadomić sobie, że w rzeczywistości – nie wierzy.
W księdzu Cénabre jest coś z tragicznych postaci, które, jak o nich mówi J. Maritain:
„wskutek… wadliwej skłonności w dążeniu do cnót i doskonałości chrześcijańskiej opierają się jedynie na swoich siłach, ufając bardziej własnym wysiłkom niż Łasce”.
Gdyby Cénabre był człowiekiem letnim, jego kłamstwo rozpłynęłoby się w końcu w tej letniości tworząc zło, które podminowuje świat, ale którego często nie można dostrzec w życiu poszczególnego człowieka. Ale Cénabre nie jest letnim jak Pernichon czy Espelette. On jest mimo wszystko „gwałtownikiem”, materiałem na świętego. Jego pycha mogłaby być odwrócona, jak zdobyte działo, którego ogniem razi się uciekającego nieprzyjaciela. Wielkie namiętności są w równej mierze tworzywem świętych i grzeszników. Niestety! Cénabre woli służyć swej pysze niż pokorze. Pamiętamy, co mówi w swym pierwszym liście św. Jan;
„Albowiem wszystko, co jest na świecie: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pycha żywota, nie pochodzą od Ojca…” (1J 2,16).
Przeciwstawieniem tych trzech pożądliwości są trzy cnoty: czystość, miłość i pokora. O księdzu Cénabre można powiedzieć na pewno, że nie było w nim pokory, nie szukał jej i nigdy jej nie posiadł.
A przecież bez pokory usiłuje „grać” świętego. To nie jest psychologicznie niezrozumiałe. Słynny moralista belgijski, O. Martial Lequeux OFM, mówi:
„Jest wielu katolików, którzy chcieliby zostać świętymi… ponieważ ten termin tak przyjemnie łechce ich próżność; chcieliby być świętymi – istotami wybranymi i podziwianymi; nie pragną spełnienia się woli Bożej, chcą ziszczenia woli własnej… Jest wielu takich kandydatów do świętości, którzy sami siebie oszukują i sami siebie czczą. W ich duszach znaleźć można tylko przytłumioną ambicję. Nie zdając sobie często z tego sprawy wyznają przekonanie, że wśród wielu wielkości ludzkich świętość jest wielkością najchwalebniejszą…”
Także w swej Nocy ciemnej pisze święty Jan od Krzyża (a wiemy, jak pilnym czytelnikiem jego dzieł był Bernanos):
„Początkujący… ulegają pewnej ukrytej pysze, rodzącej się z zadowolenia z nich samych i z czynów, jakie wykonują… Szatan roznieca w początkujących zbytnią gorliwość i pragnienie wykonywania różnych uczynków, aby w nich obudzić pychę i zarozumiałość. Zdaje sobie bowiem sprawę, iż wszystkie cnoty i dobre uczynki, jakie te dusze wypełniają, nie tylko im nie przynoszą pożytku duchowego, lecz obracają się na ich zgubę. Czasami dochodzą te dusze do takiego stanu, iż pragną, aby nikt prócz nich nie był doskonały… Żywią pragnienie, by (je) oceniano i usiłują zwrócić na siebie uwagę innych… Te niedoskonałości stają się źródłem innych, o wiele gorszych… (rozdz. 2).
Te cytaty potwierdzają nam psychologiczną prawdziwość postaci księdza Cénabre. Ale mówią one nam jeszcze o jednym: że Cénabre nie tylko udaje świętość. On także próbował drogi świętości! Cénabre doświadczył tego, co dziś coraz częściej zaczynamy nazywać „pokusą świętości” – świętości dla świętości, świętości dla własnej chwały a nie dla miłości Boga. Doświadczył tego i na tym się zatrzymał. I to stało się przyczyną katastrofy. Bo na drodze świętości nie można się zatrzymać. Kto na niej stanął – pada. Piekło ma najwięcej pociechy z niedoszłych, „przegranych” świętych.Cénabre zaczął swój bieg bez pokory. Skończy swój bieg także bez wiary i
bez miłości. Bo tracąc jedną z cnót – traci się wszystkie i ulegając jednemu z trzech pożądań – ulega się ostatecznie wszystkim. Wyrosła na gruncie pychy ambicja zupełnego odosobnienia się od społeczności ludzkiej, odrzucenia pomocy płynącej z obcowania z tą społecznością, a także ambicja pozbycia się wszelkiego dobra doczesnego po to tylko, by być uwolnionym od obowiązku dzielenia się z innymi tym, co posiada – doprowadziła księdza Cénabre do zupełnej utraty cnoty miłości.
Nic nikomu nie zawdzięczać i nic nikomu nie dawać – oto zasada postępowania księdza Cénabre, zbudowana na braku pokory i na obojętności wobec spraw drugiego człowieka. Postawa wykluczająca osiągnięcie świętości.
Bernanos nie potępi Cénabre’a. Pisarz wie, że za każdym człowiekiem wysłana jest w pewnym momencie jego życia strzała Łaski. Jej działanie następuje – zgodnie z teorią Bernanosa – poprzez świętego.
„Dusze świetlane – mówi Mounier – wydobywają (wszędzie u Bernanosa) z cienia dusze mroczne… Jest tak, jakby… istniał węzeł zależności losów… jakby jedno serce odzyskiwało nadzieję przy pomocy serca, które tę nadzieję utraciło… Jest to jakby spisek – spisek zbawienia… Mouchette spotka Donissana, który za nią umrze… Chevance stanie na drodze świetnie skonstruowanego kłamstwa Cénabre’a, jego zaś zwłoki – na drodze cudownej obojętności Chantal…”
W prawdziwym niebezpieczeństwie są natomiast letni, mierni ludzie środka: Pernichon, Espelette, La Perouse, de Clergerie. Gdy za Cénabre’a, za Fiodora poświęcają się Chevance i Chantal, za nich nikt nie walczy. Czy jednak naprawdę nikt? Postać „spowiednika służących” – księdza Chevance – to jakby zarys proboszcza z Ambricourt (z Pamiętnika wiejskiego proboszcza), postać Chantal, bohaterki La joie – to szkic do postaci Bianki de la Force z Dialogues des Carmélites. O wszystkich świętych Bernanosa można powiedzieć, że są literackim obrazem „małej drogi” świętej Teresy. Czyż każdy z nich nie mógłby się modlić słowami małej-wielkiej świętej: „O Jezu, proszę Cię tylko o pokój duszy! O pokój, a zwłaszcza o miłość bezgraniczną! Niech będę zapomniana jak ziarnko piasku… O Boże, pragnę dla Ciebie poświęcić życie moje, nie mogąc inaczej okazać, że Cię kocham – rzucać kwiatki, to znaczy nie opuścić ani jednej sposobności do ofiary, choćby najmniejszej, ani jednego spojrzenia, ani jednego słowa, ani czynu…”
Lecz w Zakłamaniu przed postać księdza Chevance wysuwa się tragiczna sylwetka księdza Cénabre. Ostateczne rozwiązanie jego historii znajdziemy w La Joie. Tutaj mamy tylko walkę pomiędzy świętością a „świadomością” – pomiędzy świętością daną „na dodatek” człowiekowi, który wiernie służy, a „świętością”, która – postawiona przez człowieka jako ostateczny cel, zasłoniła sobą prawdziwy Cel ludzkiego życia.