Zajączek popatrzył niepewnie na brodatego doradcę i przylepił na twarz jeden ze swoich fałszywych uśmiechów.
Barak is very… very! – wydukał i szybko nachylił się do angielskiej sikoreczki. – Kogoś ty mi tu ściągnęła? – szepnął jej na ucho. – On wygląda, jakby był raczej z jakiegoś baraku, a nie od Baraka…
Przyjaciele mi go polecili – angielska sikoreczka zaćwierkała przymilnie. – To wysokiej klasy ekspert, pomoże nam przy wyborach. Wiesz, ja, jako szef kampanii…
Zamknij dziob, ptaszyno. Zostałaś szefem kampanii, bo model wypiął na nas dupsko i podłączył się pod gajowego – zajączek skrzywił się i splunął na ziemię. – Wypytaj tego… brodacza, co robił w baraku… znaczy się, u Baraka. I czemu on nosi turban? A może on wcale nie jest od Baraka, tylko od tego drugiego na B, no wiesz, samego… Osamego znaczy się… – wyszczerzył zęby w kierunku doradcy i wyszeptał jeszcze bardziej ściszonym głosem. – A jak mu w nocy palema odbije i nas, no wiesz… ciach? – wymownie przejechał ręką po szyi.
What happened? – brodacz w turbanie bezradnie rozłożył ręce, patrząc pytająco to na angielską sikoreczkę, to na zajączka.
Mr Singh…- sikoreczka podeszła do doradcy i wzięła go pod ramię. – Our boss is very… sick and can’t talk now. We will meet with him later, ok? Now let’s go to see, how You can help us… – ruszyli w stronę biura, coś sobie zawile tłumacząc; zajączek jeszcze przez chwilkę śledził ich wzrokiem, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Kurde, tyle kapuchy na niego wydaliśmy, mam nadzieję, że się zwróci… – westchnął i poczłapał w stronę polanki. – Jak tu pokonać tego kaczora? Niby wszystkie atuty mamy w ręku:"zaprzyjaźnione" media nawalają w kaczuchy, aż miło, wybory "zrobimy" sobie w nocy, chłe, chłe, chłe – zajączek głośno zarechotał. – Cielebyty ogarnięte, znowu jedzą z ręki i nie ma głupoty, której nie powiedzą, kościelne pierdzionki smrodzą, że gajowy przy nich to się perfumuje, gryzipiórki straszą tym, no… fałszyzmem, kaczor nie ma już immunitetu, więc można go bezkarnie młócić w sądach… No tak, raport… Raport! Cholera jasna! – zajączek stanął jak wryty i nerwowo zaczął szukać swojej komórki.
Dobra, i tak muszę ze strażnikiem leśnych spraw wewnętrznych wreszcie poważnie porozmawiać. Trzeba będzie się chyba wstrzymać z tym raportem do czasu po wyborach. Albo go w ogóle utajnić. Przez komórkę lepiej o tym nie gadać, bo może przez pomyłkę i mnie podsłuchują te debile, tyle żesmy tych podsłuchów pozałączali… – zajączek rozejrzał i zobaczył wściekłą kocicę, która jak zwykle wygrzewała się w słońcu na plaży przed kałużą.
Ty! – podszedł do niej bliżej i warknął do niej ostrzegawczo. – Nie masz co robić? Miałaś mi dostarczyć dowody na przekręty kaczuch i co? Dupa blada! – podskoczył do niej znienacka i złapał ją za ogon. – Weź ty sie wreszcie do roboty, ty, ty… ty fałszystko ty jedna! – pociągnął ją z całej siły do góry.
Miaaał! – pisnęła kocica, próbując pazurami przytrzymać się ziemi. – Szeeefie, ja… ajjj! No przecież trzy lata temu znalazłam tego dorsza za 8,50, szefie… ajjj!
Nie masz dowodów, to je stwórz, ty kretynko! A tego śmierdzącego dorsza, to sama se zjedz, ty, ty … – wściekły oderwał ją w końcu od ziemi i już miał zamiar wrzucić ją do kałuży, kiedy kątem oka zobaczył nadlatującą ku niemu dziwnymi zakosami angielską sikoreczkę.
Co jest!? – puścił kocicę, która jak zwykle spadła na cztery łapy i szybko czmychnęła w stronę lasu. – Co masz taką niewyraźną minę? – zmarszczył brwi i wbił w wyraźnie zdenerwowaną sikoreczkę swój wilczy wzrok.
Eee… Yyy… Szefie, ja nie wiem, jak to się stało… Zaszła pewna pomyłka, yyy… – sikoreczka zaczęła się pultać.
Gadaj, bo zaraz zrobię z ciebie nielota! – zajączek już przeczuwał, że stało się coś niedobrego. – Czyżby gajowemu znowu palema odbiła!?
Nie… – sikoreczka popatrzyła na niego ze strachem… Chodzi, yyy, o tego doradcę…
No nie wytrzymam! Co doradca! Gadaj żesz wreszcie! – wkurzony już nie na żarty, a może i nie napity zajączek, który od rana nie zdążył jeszcze nawet umoczyć swoich spragnionych usteczek w soczku z trawy, złapał sikoreczkę za szyję i zaczął nią energicznie potrząsać, aż ze skrzydeł zaczęły jej wypadać pióra. – Mów, bo i z dupy też ci je zaraz powyrywam!!
Dododo…ra…dca…nienienie…jest…od… bababa…ra… ka… – ledwo zrozumiał zduszone słowa wydobywające się z zaciśnietej krtani sikoreczki.
Nie jest od Baraka? – rozluźnił swój uścisk na szyi sikoreczki i spojrzał na nią zaskoczony. – To skąd on kurde, jest?
On jest z Bollywood… – sikoreczka pisnęła i zemdlała ze strachu.