Szybkimi krokami zbliża się początek nowego roku szkolnego i rodzice dzieci w wieku szkolnym w księgarniach dowiadują jak kosztowne będzie w tym roku pójście ich latorośli do szkoły.
1. Szybkimi krokami zbliża się początek nowego roku szkolnego i rodzice dzieci w wieku szkolnym w księgarniach dowiadują jak kosztowne będzie w tym roku pójście ich latorośli do szkoły.
Same książki kosztują 25-30% drożej niż w roku poprzednim. Koszt książek dla ucznia pierwszej klasy to minimum 300 zł, gimnazjalisty 400-500 zł, licealisty 600-700 zł, to średnio 60-100 zł więcej niż rok wcześniej.
Wzrost cen to między innymi efekt wprowadzenia 5% VAT na podręczniki szkolne (do tej pory obowiązywała stawka zerowa), a także nasilonych procesów inflacyjnych (roczna inflacja na poziomie 5%) co powoduje, że producenci książek i handlowcy próbując zachować dotychczasowy poziom dochodów, podnieśli ceny o blisko jedna trzecią.
Ale przecież podręczniki to zaledwie część kosztów związanych z pójściem dziecka do szkoły. Niezbędne są przybory szkolne, zeszyty, tornistry, a także nowa odzież i obuwie. Szacuje się, że pełne wyposażenie dziecka do szkoły od książek po ubranie i to przy korzystaniu z tanich sklepów będzie kosztować od 1000 do 1500 zł
2. Wzrost cen wyposażenia szkolnego odczują rodzice wszystkich 6,5 mln dzieci, które w tym roku rozpoczną rok szkolny ale w sposób szczególny rodzice w rodzinach niezamożnych i w rodzinach wielodzietnych. Na trójkę dzieci w tym roku trzeba wydać przynajmniej 3 tysiące i to są dla tych rodzin ogromne pieniądze, nawet jeżeli część z nich skorzysta z zakupu używanych książek.
Nie wszyscy jednak mają taką możliwość po na skutek ciągłych zmian programowych, co roku zmieniają się podręczniki i w związku z tym konieczne jest kupowanie nowych książek.
Jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że jak podaje GUS w dorocznym raporcie o skali ubóstwa w roku 2010, ponad 2,2 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie i w tym ponad 600 tysięcy to są dzieci w wieku szkolnym, to trudno sobie wyobrazić, aby te rodziny były w stanie odpowiednio wyposażyć swoje dzieci w podręczniki i przybory szkolne.
3. W tej dramatycznej sytuacji z pomocą dla tych rodzin najuboższych powinno pospieszyć państwo ale niestety rząd Tuska tę pomoc raczej ogranicza.
Ministerstwo Edukacji mimo ,że od 2 lat wprowadza reformy programowe i w związku z tym kolejne roczniki szkolne, których to dotyczy mogą korzystać tylko z nowych podręczników, wycofało się z deklaracji dostarczenia tym uczniom darmowych podręczników.
Od 5 lat nie był waloryzowany próg dochodów na osobę w rodzinie upoważniający do zasiłków rodzinnych (obecnie 351 zł) i innych form wsparcia socjalnego (w tym szkolnych stypendiów socjalnych) co powoduje, że zasiłki rodzinne w 2004 roku popierano na 5,5 mln dzieci, a już w roku 2009 tylko na 3,3 mln dzieci.
Oznacza to radykalne zmniejszenie liczby dzieci, które mogą korzystać z dopłat do książek w ramach tzw. wyprawek, które w tym roku wynoszą 180 zł dla uczniów podstawówek i 325 zł dla uczniów gimnazjum.
Gwałtownie zmniejsza się także ilość uczniów korzystających ze stypendiów socjalnych wypłacanych w ramach Narodowego Programu Stypendialnego na realizację którego przeznaczane są środki unijne. Jeszcze w roku 2007 z tych stypendiów korzystało aż 1,3 mln uczniów, w nadchodzącym roku szkolnym może to być najwyżej 500 tys. uczniów.
4. Mimo , że ta sytuacja jest rządzącym znana, w tym roku nie było nawet próby zmierzenia się z tymi problemami w edukacji. Z całą bezwzględnością skutki radosnej twórczości Pani Minister Hall i całego rządu Donalda Tuska, zostały przerzucone na rodziców dzieci.
Część z nich zapewne zaciśnie zęby, ograniczy wydatki na inne cele i sfinansuje wydatki związane z edukacją swoich dzieci. Ale coraz większa część nie ma już żadnego pola manewru w swoich domowych budżetach i bez pomocy państwa sobie nie poradzi.
Chyba, że rząd Tuska chce doprowadzić do sytuacji, w której część dzieci, nie będzie uczęszczać do szkoły ze względu na sytuację materialną swoich rodziców.