Musimy wykorzystać przyjazd Mitta Romney’a do Polski do załatwienia raz na zawsze problemu tzw. „polskich obozów śmierci”.
Podgrzanie tego tematu w czasie wizyty republikańskiego kandydata na prezydenta USA jest bowiem w interesie jego samego oraz Polski. Taka symbioza interesów zdarza się rzadko, więc grzechem byłoby z tego nie skorzystać.
Za parę dni Romney przylatuje do naszego kraju. Spotyka się z prezydentem, premierem oraz ministrem spraw zagranicznych. Ale także z Lechem Wałęsą. O ile tych pierwszych trzech obowiązują rygory protokołu dyplomatycznego, o tyle ten ostatni może pozwolić sobie na większą swobodę zachowań. Jest w Stanach Zjednoczonych bardzo szanowany i jego głos ma tam swoją wagę. Dlatego wzywam Lecha Wałęsę do tego, by doprowadził do sytuacji, że jego spotkanie z republikańskim kandydatem na prezydenta USA odbyło się w Oświęcimiu, a właściwie w Auschwitz. I by doprowadzić tam do wyrazistej deklaracji ze strony Romney’a na temat tzw. „polskich obozów śmierci”. Byłoby dobrze, by w obecności laureata pokojowej Nagrody Nobla, amerykański polityk potępił używanie tego haniebnego terminu.
Takie oświadczenie jest, w oczywisty sposób, w naszym interesie. Ale jest także w interesie samego Romney’a. Pamiętamy bowiem wszyscy wpadkę Baracka Obamy i jego kontrkandydat świetnie rozumie, że może go to drogo kosztować, bowiem głosy wielomilionowej polonii w Stanach Zjednoczonych mogą być ważnym czynnikiem rozstrzygającym o tym, kto będzie następnym prezydentem tego kraju. Byłoby świetnie, gdyby tamten lapsus językowy obecnego lokatora Białego Domu, stał się jednym z najważniejszych leitmotivów amerykańskiej kampanii wyborczej. Gdyby tak się stało, gdyby „polskie obozy śmierci” okazały się ważnym tematem najważniejszej debaty politycznej na świecie, gdyby wszyscy biorący w niej udział musieli po wielokroć zapewniać , że wiedzą, iż owe obozy były niemieckimi, nazistowskimi obozami zagłady na terenie okupowanej Polski, byłoby to wielkim zwycięstwem naszego kraju w walce, która toczy się obecnie na świecie, w zakresie pamięci o światowych dziejach.
Nie należy tego robić w kontrze wobec Obamy. Nie należy prowadzić akcji dywersyjnej wobec obecnego prezydenta (zwłaszcza, że może on kontynuować swoją misję przez następne cztery lata). Ale należy skorzystać z jego wpadki i ze wszystkich sił starać się, by była ona jednym z najważniejszych tematów amerykańskiej kampanii wyborczej. To możliwe – pod warunkiem, że zjednoczymy się wszyscy w wysiłku, by tak się stało. To już się zaczęło – wymusiliśmy na Białym Domu stosowne oświadczenie. Dziś czas na Lecha Wałęsę, który od 1990 roku bardziej dbał o siebie, niż o Polskę. Ale nadarza się okazja do tego, by pokazał się w takiej roli, jaką pełnił, jako szef „Solidarności”. A potem przyjdzie pora na akcję naszej polonii w USA. Ale zacząć musimy już za parę dni. W Auschwitz – Birkenau: niemieckim, nazistowskim obozie zagłady na terenie okupowanej Polski.