Bez kategorii
Like

Z prasy. Hodujemy sobie kryzys

19/05/2011
433 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
no-cover

Rząd planuje interwencję na rynku walutowym na kwotę co najmniej kilkunastu miliardów euro, żeby umocnić złotego, który wciąż pozostaje pod presją.

0


 

Finansiści ostrzegają, że sztuczne umacnianie naszej waluty skończy się pęknięciem bańki i wybuchem kryzysu finansowego w naszym kraju.

Rząd planuje w tym roku sprzedać na rynku gros środków napływających z funduszy unijnych w wysokości 13-14 mld euro oraz – w razie potrzeby – rzucić dodatkowo na rynek środki pozyskane z emisji obligacji walutowych – poinformował wiceminister finansów Dominik Radziwiłł. Oznacza to, że interweniowanie przez rząd na rynku walutowym, które w ubiegłych latach występowało sporadycznie, obecnie nabiera cech trwałego zjawiska i niezbędnego narzędzia zarządzania długiem publicznym. W stabilnej gospodarce polityka kursowa leży zazwyczaj w kompetencjach banku centralnego, a nie rządu.
– Zapowiedź resortu finansów może być próbą psychologicznego oddziaływania na rynki, aby nie podejmowały gry na osłabienie złotego, ale może też zapowiadać realne działania na rzecz nadmiernego umocnienia złotego – komentuje dr Cezary Mech, finansista.
– Rząd boi się ataku spekulacyjnego i robi wszystko, aby pokazać, że będzie bronił złotego – uważa Jerzy Bielewicz, szef Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek".
Jeśli za tą zapowiedzią pójdą rzeczywiste kroki, tj. cykliczna wymiana na rynku euro na złote, będziemy mieć do czynienia z tzw. sztucznym napompowaniem kursu. Jest to zaproszenie dla funduszy spekulacyjnych do zarabiania kosztem rezerwy rewaluacyjnej Narodowego Banku Polskiego. W razie kontynuacji tej polityki – w bilansie banku centralnego pojawi się strata.
– Realne zyski NBP z lokowania za granicą środków rezerwowych są obecnie niskie z powodu niskich stóp procentowych na świecie. Zyski księgowe zaś, powstałe z przeliczenia rezerw walutowych na złote – zależą od zmienności kursów walutowych: jeśli złoty traci na wartości – rosną, jeśli się umacnia
– maleją. To tzw. rezerwa rewaluacyjna, która jak poduszka amortyzuje zmienności kursów. Jeśli ją oddamy funduszom spekulacyjnym – amortyzatora nie będzie – ostrzega dr Mech. – Z jednej strony spekulanci finansowi zyskują podwójnie, inwestując w wyższe stopy procentowe i zyskując na aprecjacji złotego, z drugiej strony – tymi, którzy za te nadzwyczajne zyski płacą, jesteśmy my, a dzieje się to poprzez spadek dochodów z NBP – dodaje.
Jeśli nastąpi spadek zysku banku centralnego, odbije się to na budżecie, ale rząd tego nie uwzględnia. – Rząd zakłada, że złoty umocni się w tym roku do 3,87 za euro i do 3,69 za euro w roku przyszłym, a jednocześnie planuje wysokie wpłaty z zysku NBP do budżetu. Tymczasem głównym składnikiem zysku NBP są tzw. dodatnie różnice kursowe, które powstają, gdy złoty się osłabia, a nie wzmacnia – zwraca uwagę prof. Andrzej Kaźmierczak, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Inne elementy zysku, jak przychody z oprocentowania rezerw walutowych na kontach zagranicznych, raczej nie skompensują ubytków spowodowanych umocnieniem złotego. – W tym roku wzrostowi rezerw walutowych towarzyszył spadek przychodów z tych rezerw – przypomina prof. Kaźmierczak.
Polityka pompowania złotego zwiększa też ryzyko zapaści polskiej waluty i wybuchu kryzysu finansowego w naszym kraju. – W pewnym momencie napływ euro do Polski może się skończyć. Przy faworyzowaniu importu kosztem eksportu kurs złotego może polecieć w dół, a nasz dług publiczny wyrażony w euro i zadłużenie prywatne z walutowych kredytów hipotecznych poszybuje w górę. Nieostrożni kredytobiorcy nie będą w stanie spłacać długów. To z kolei uderzy w sektor bankowy, co grozi kolejnym kryzysem finansowym – opisuje ten mechanizm dr Mech.
Czy złoty powinien zatem pozostać słaby? Bynajmniej. Chodzi tylko o to, by aprecjacja miała oparcie w fundamentach. Wzmacnianie nie powinno zatem odbywać się metodami spekulacyjnymi poprzez rzucanie miliardów unijnych euro na rynek, lecz w sposób naturalny, tj. powinno być poparte siłą gospodarki i wzrostem naszych możliwości eksportowych. – Cała ta filozofia, aby poprzez wysokie stopy i niską inflację utrzymywać niskie koszty pracy, a siłę nabywczą społeczeństwa zwiększać poprzez aprecjację (tj. umocnienie) złotego i ściąganie coraz taniej towarów z zagranicy jest błędna i antyrozwojowa – ocenia dr Mech. Rzecz w tym, że zarówno forsowanie importu kosztem eksportu, jak i wzmacnianie tego procesu poprzez zaciąganie zobowiązań w obcej walucie prowadzi do utraty miejsc pracy w kraju i wypychania młodych Polaków za granicę.
Małgorzata Goss, Nasz Dziennik

0

Jerzy Bielewicz

By kontrolowac finanse wystarczy najprostszy kalkulator, cala reszta to blichtr

73 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758