Z mojej siostry miało „nic nie być”
05/04/2011
307 Wyświetlenia
0 Komentarze
5 minut czytania
Kasia miała nie chodzić, nie siadać, nie kontrolować swojego pęcherza, mieć upośledzenie umysłowe. Lekarze sugerowali aborcję. Dziś jest to bardzo szczęśliwe dziecko, ktore jest bardzo kochane przez swoją rodzinę.
Gdy w czasie ciąży u dziecka zostanie zdiagnozowana poważna choroba, nieraz jedynym wyjściem wydaje się aborcja. Dziecko ma być przecież skazane na wielkie cierpienie a jego wychowanie będzie wiązało się z gigantycznymi problemami…
Chciałbym podzielić się historią, która mam nadzieję, pozwoli trochę inaczej spojrzeć na sprawę, a może pomoże też jakiemuś lekarzowi czy rodzicom, dokonać właściwego wyboru, gdy będą się znajdować w takiej dramatycznej sytuacji. To prawdziwa historia, spisana przez bliską mi osobę.
„Minęło kilka tygodni nim rodzice oświadczyli nam tę nowinę – będziemy mieli szóstego członka rodziny. Starszy brat, ja oraz siostra byliśmy już wówczas w szkołach średnich. Musiała minąć jakaś chwila nim zaskoczenie ustąpiło radości…
Niezwykle podziwiałam mamę. Wszystko już w życiu miała poukładane. Dobra praca, kochający mąż, mieszkanie, dzieci prawie odchowane. Ciąża w takim momencie wywołuje wątpliwości. Ale miłość i poszanowanie człowieka były zawsze na pierwszym miejscu. Dziecko przez nas wszystkich było oczekiwane z wielką radością.
Mama nie była już pierwszej młodości. Istniało ryzyko i pojawiły się komplikacje – z dzieckiem niestety było coś nie w porządku. Seria badań wykluczyła niektóre częściej spotykane „defekty płodu” jak np. Zespół Downa ale diagnoza i tak była porażająca – rozszczep kręgosłupa. Wada ta powstaje ok. 3 tygodnia ciąży i polega na niezamknięciu kanału kręgowego. W praktyce oznacza to tyle, że prawdopodobnie dziecko ma uszkodzony system nerwowy, towarzyszy temu często wodogłowie które może pociągnąć za sobą poważne problemy umysłowe .
Podczas jednych z pierwszych dokładniejszych badań lekarka wprost oświadczyła: „z tego dziecka to nic będzie”. I następnie zaprosiła do swojej prywatnej kliniki.
Kasia – tak właśnie ma imię moja najmłodsza siostra – miała nie chodzić, nie siadać, nie kontrolować swojego pęcherza, nie wspominając już o wadach umysłowych i masie innych przerażająco brzmiących wadach rozwojowych. Rodzice zmieniali lekarzy. Choć bardzo załamani prezentowanym nam scenariuszem nie zgadzali się na usunięcie ciąży. Poszukali takiego, który podjąłby się ją poprowadzić. I takiego właśnie znaleźli.
Zaraz po porodzie Kasia przeszła operację kręgosłupa, miała wstawioną zastawkę. I ku ogromnemu zaskoczeniu nas wszystkich przez kolejne miesiące nie przestawała zadziwiać swoją przekorą i wolą życia. Grała wszystkim na nosie swoimi błyskawicznymi postępami. Wodogłowia ani śladu, wkrótce po narodzinach Kasia ruszyła swoimi nóżkami, potem usiadła, następnie zaczęła raczkować… Po tym doświadczeniu jeden z lekarzy prowadzących poinformował nas, że zamiast proponować usunięcie ciąży małżeństwu w bardzo podobnej sytuacji wyrazili swoją gotowość i wolę walki o jego życie!
A dzisiaj nadal sporą część życia Kasi i naszego – zwłaszcza mamy, która przecież na dobre zawiesiła swoją karierę – zajmuje nieustanna rehabilitacja. Ma 6 lat i uczy się chodzić. Usamodzielnia się ta, „z której miało nic nie być”. Uwielbia tańczyć i jeździć na rowerze. Jest pogodna, dowcipna i inteligentna. Nie może doczekać się szkoły, ma przyjaciół, swoje nadzieje i zmartwienia, dobre i złe humory, swoje marzenia, pasje i plany na przyszłość.
To wola i nastawienie rodziców odgrywa największą rolę kiedy słyszy się „wyrok” po raz pierwszy. A i każdy kolejny nie jest mniej bolesny. Z problemami do dziś borykamy się innymi niż te, które dotykają człowieka zupełnie zdrowego. Ale nawet nie warto ich roztrząsać. Miłość i wzajemny szacunek rekompensują wszelkie braki. Nie chciałabym tego zamienić na żadne inne wygodniejsze życie.”